Po wyjściu z klasy stało przy niej kilku chłopaków. Patrzyli na mnie.
- Eee dlaczego taka dziewczyna jak ty zarywa do naszego kumpla Harrego ? Hahahahahahaha Nie powinnaś w ogóle z nim gadać! Jest dla cb za dobry.
I wtedy pchną mnie z całej sił wylądowałam na ścianie. Zrobiło mi się słabo. Nie czułam nóg.
* Narrator*
Leżała na podłodze w łzach patrząc jak oni się z niej nabijają. Po chwili zaczeli ją kopać w brzuch. Śmieli się z tego że robili jej krzywdę. I wtedy zobaczył to Harry. Podbiegł do nich jak najszybciej
- Co wy robicie tej niewinnej dziewczynie ?!?!?! - Był strasznie zły.
- Jeszcze jej bronisz ? hahahahahahaha pomóz nam ją dobić. To nie jest szkoła dla kujonów.
Kopali ją dalej ale harry próbował ich zatrzymać.
- Chcecie ją zabić !? - Zapytał
-Dlaczego by nie ?! To tylko kujonka. A co nam szkodzi. No pomuż nam. Chyba nie pójdziesz do tatusia co ? twoja reputacja legnie w gruzach. a dopiero co wróciłeś. Ciekawe dlaczego wróciłeś ?! - Na chwile przestali ją kopać. - Znudziła ci się tamta szkoła ? Wracasz do tatusia ?! Dzieciak z ciebie !!!
- Od walcie się od niej i ode mnie. Zrozumiano ?! Bo wezwę policje.
Wyśmieli go i odeszli.
On podbiegł szybko do Angeli { ( T.i) }
One Się nie ruszała. Tylko płakała. Ale miała zamknięte oczy.
*Harry-Marcel*
Nie ruszała się. Dlaczego oni jej to zrobili ? Dla niej ?! Co ona mu niby zrobiła ?
Moja ( T.I) ? Ale dlaczego ONA się przeniosła ? I dlaczego tak przykuła ? Hmmm Dziwne. zadzwoniłem szybko na pogotowie . Ich wyrzucili e szkoły. Mój ojciec powiedział żebym jechał z nią do szpitala.
W całym szpitalu okazło się że miała wstrząs mózgu i połamane kilka żeber. Była w śpiączce. A ja płatałam. płakałem ? Nie ważne ....... Trzymałem ją za rękę. Słyszałem co kazała jej zrobić Wiktoria. Ona chyba się nie skapneła kim jestem tak ? mam taką nadzieję.
...
Minął miesiąc. Dalej się nie obudziła. A to wszystko przez to że wyniosłem się z tej cholernej szkoły !!! bo myślałem że to prawda.! Że ona mnie na prawdę nie lubi !. Gdyby i ona się nie przeniosła nie było by tego wszystkiego. Możliwe że byli byśmy parą...
Wiem że nie jest długi xDDD
poniedziałek, 2 września 2013
środa, 28 sierpnia 2013
Marcel 4
- Ale ja nie chce ! - Wykrzyczałam.
- A chcesz żeby wszyscy wiedzieli ?
- Nie. Powiedziałam
- no to idź i mu powiedz że nie chcesz go znać że go nie lubisz i nigdy nie lubiłaś. !
- No dobrze.
Marcel siedział sam na ławce czekając na mnie. Ale co ja mu powiem.? Prędzej się rozryczę i ocieknę.
- Marcel słuchaj. Musimy pogadać.
- Nie usiądziesz? - Już wiedział że kroi się gruba afera. On po prostu to wiedział.
- Nie możemy się już przyjaźnić. - Mam tego wszystkiego dość.
-A-a-ale j-ja-ak t-t-to ? - Zapytał ze smutkiem.
- Wzięłam głęboki oddech.
- A tak to ! Dobra cześć ide z tąd. Adios.
Powiedziałam i zeszłam z piętra jak najszybciej mogłam. Pobiegłam z płaczem do gabinetu taty i powiedziałam że chce wrócić do domu. On oczywiście się zgodził. Pobiegłam do domu jak najszybciej mogłam. Zamknęłam się w pokoju. Płakałam cały dzień. Mama powiedziała że nie muszę iść do szkoły następnego dnia. Nie chciałam już widzieć jego. Zraniłam go. Miał mnie za przyjaciółkę.... A ja? Ja jestem idiotką. I wymyśliłam. To będzie dla mnie kara... Powiedziałam mamie że chce się przenieść do innej szkoły. Niestety musiałam wytłumaczyć mamie dlaczego. Zrozumiała i mnie przeniosła. Minęły 2 tygodnie zanim kupiłam nowe zeszyty i książki. Pochodziłam po sklepach żeby znaleźć odpowiedni strój. I znalazłam !
Kupiłam sobie białą koszulę, sweterek w kratę i czarne spodnie. Zaszłam po drodze do optyka i kupiłam sobie kujonki.
Na pierwszy dzień w szkole uczesałam się w koka. Wyglądałam jak kujonka. teraz tylko troche przykuć i na całość. Już 1 dnia wszyscy się na mnie patrzyli. Pani #Rocalluce ( Rokalucze ) Była jedna ławka wolna. Usiadła. Rozłożyłam schludnie książki posiedziałam i zobaczyłam jego. Chłopak miał Piękne kręcone potargane włosy a na nosie przyciemniane okulary. Nosił czarne rurki i rozpiętą do połowy koszule w kratę. A przez bluzkę prześwitywały tatuaże. Wielki Motyl na klacie i pare innych. Szedł w moją stronę. Widocznie tu siedział. Wstałam pytając
-Si-si-siedzisz tu ? - Dobra. Przyzwyczaję się.
- Siedzę tu - Powiedział pokazując na krzesło obok.- Harry jestem.
- Często w szkołach posługiwano się drugimi imieninami więc powiedziałam
- A-Angela.
Harry była bardzo miły jak na luzaka z mnóstwem tatuay.
całą lekcje zgłaszałam się na każdym pytaniu. Dziwnie było. Bardzo dziwnie. Ale tak. To moja kara...
I jak ?
- A chcesz żeby wszyscy wiedzieli ?
- Nie. Powiedziałam
- no to idź i mu powiedz że nie chcesz go znać że go nie lubisz i nigdy nie lubiłaś. !
- No dobrze.
Marcel siedział sam na ławce czekając na mnie. Ale co ja mu powiem.? Prędzej się rozryczę i ocieknę.
- Marcel słuchaj. Musimy pogadać.
- Nie usiądziesz? - Już wiedział że kroi się gruba afera. On po prostu to wiedział.
- Nie możemy się już przyjaźnić. - Mam tego wszystkiego dość.
-A-a-ale j-ja-ak t-t-to ? - Zapytał ze smutkiem.
- Wzięłam głęboki oddech.
- A tak to ! Dobra cześć ide z tąd. Adios.
Powiedziałam i zeszłam z piętra jak najszybciej mogłam. Pobiegłam z płaczem do gabinetu taty i powiedziałam że chce wrócić do domu. On oczywiście się zgodził. Pobiegłam do domu jak najszybciej mogłam. Zamknęłam się w pokoju. Płakałam cały dzień. Mama powiedziała że nie muszę iść do szkoły następnego dnia. Nie chciałam już widzieć jego. Zraniłam go. Miał mnie za przyjaciółkę.... A ja? Ja jestem idiotką. I wymyśliłam. To będzie dla mnie kara... Powiedziałam mamie że chce się przenieść do innej szkoły. Niestety musiałam wytłumaczyć mamie dlaczego. Zrozumiała i mnie przeniosła. Minęły 2 tygodnie zanim kupiłam nowe zeszyty i książki. Pochodziłam po sklepach żeby znaleźć odpowiedni strój. I znalazłam !
Kupiłam sobie białą koszulę, sweterek w kratę i czarne spodnie. Zaszłam po drodze do optyka i kupiłam sobie kujonki.
Na pierwszy dzień w szkole uczesałam się w koka. Wyglądałam jak kujonka. teraz tylko troche przykuć i na całość. Już 1 dnia wszyscy się na mnie patrzyli. Pani #Rocalluce ( Rokalucze ) Była jedna ławka wolna. Usiadła. Rozłożyłam schludnie książki posiedziałam i zobaczyłam jego. Chłopak miał Piękne kręcone potargane włosy a na nosie przyciemniane okulary. Nosił czarne rurki i rozpiętą do połowy koszule w kratę. A przez bluzkę prześwitywały tatuaże. Wielki Motyl na klacie i pare innych. Szedł w moją stronę. Widocznie tu siedział. Wstałam pytając
-Si-si-siedzisz tu ? - Dobra. Przyzwyczaję się.
- Siedzę tu - Powiedział pokazując na krzesło obok.- Harry jestem.
- Często w szkołach posługiwano się drugimi imieninami więc powiedziałam
- A-Angela.
Harry była bardzo miły jak na luzaka z mnóstwem tatuay.
całą lekcje zgłaszałam się na każdym pytaniu. Dziwnie było. Bardzo dziwnie. Ale tak. To moja kara...
I jak ?
wtorek, 27 sierpnia 2013
Marcel 3 ( Lensi )
Poszłam do kuchni po coś do picia. Wzięłam sok z lodówki nalałam i wróciłam do pokoju.
Marcel siedział na łóżku i czekał na mnie. Wręczyłam mu szklankę soku a sama idąc odstawić moją szklankę potknęłam się o książki które sama tam przed chwilą położyłam. Marcel wybuchł wybuchł śmiehcem. Ja leżałam na podłodze śmiejąc się a on nie mało nie spadł z łóżka. Miał słodki śmiech. Nigdy nie widziałam go śmiejącego się.
Gdy przestaliśmy się śmiać Marcel pomógł mi wstać. Z całą pracą uporaliśmy się w nie całą godzinę. Potem siedzieliśmy i się śmialiśmy. Marcel wcale nie był taki jaki się wydawał może i był kujonem ale był na prawdę spoko. I co znaczyło to nie zdążyłem się przebrać ? Zaczęłam wyobrażać sobie Marcela w luźnej bluzie i w rurkach. Jednak czuje się lepiej w jego towarzystwie niż w towarzystwie innych ludzi z mojej klasy. Szczerze ? Ma piękne zielone oczy. kryły się po jego wielkimi okularami. Skończyło się na tym że siedzieliśmy w salonie oglądając " Piękną i Bestie" na TVN. Gdy doszła 19 powiedział że już musi iść. Marcel to jedyny chłopak z którym kiedykolwiek rozmawiałam. Powąchałam róże którą dostałam od niego i wróciłam do oglądania " Bajki " Był właśnie ten moment kiedy bestia zamieniała się w księcia.
W nocy śnił mi się Marcel. Ale nie taki Marcel który chodzi po szkole. Taki który jest w środku. I był popularny w szkole mimo swojego wyglądu. Dzień wcześniej opisałam wszystko w pamiętniku. Niedziela była spokojna. W poniedziałek znowu poszłam do szkoły. Po części się cieszyłam bo zobacze Marcela. Ale nie chciałam patrzeć jak się nad nim znęcają. Przed pierwszą lekcji podeszłam do Marcela siedzącego samotnie na ławce.
- Hej Marcel
- Hej ( T.i,.)
- może chciał byś ze mną dzisiaj usiąść ? - Zapytałam
- ja z tobą ?
- Tak co w tym dziwnego ?
-Ok-okey j-jak ch-cesz
- Chcę
Na prawie każdej lekcji siedziałam z tyłu klasy. Większość myślała że Marcel nie przychodzi na lekcje chociaż na przerwach jest. A tak na prawdę siedział ze mną z tyłu klasy.
Minął miesiąc a ja nadal kolegowałam się z Marcelem. Nikomu to nie przeszkadzało bo ja też przecież nie byłam zbyt lubiana. I przestali się na nim wyżywać. Wiedzieli że mogę iść do swojego ojca. A on może ich wywalić ze szkoły. W piątek w szkole Wiktoria zawołała mnie wychodząc z klasy.
- Jeśli nie odczepisz się od Marcela. Nie zostawisz go. Nie porzucisz. Wszyscy dowiedzą się że się w nim zakochałaś !
...............
I jak ?
Marcel siedział na łóżku i czekał na mnie. Wręczyłam mu szklankę soku a sama idąc odstawić moją szklankę potknęłam się o książki które sama tam przed chwilą położyłam. Marcel wybuchł wybuchł śmiehcem. Ja leżałam na podłodze śmiejąc się a on nie mało nie spadł z łóżka. Miał słodki śmiech. Nigdy nie widziałam go śmiejącego się.
Gdy przestaliśmy się śmiać Marcel pomógł mi wstać. Z całą pracą uporaliśmy się w nie całą godzinę. Potem siedzieliśmy i się śmialiśmy. Marcel wcale nie był taki jaki się wydawał może i był kujonem ale był na prawdę spoko. I co znaczyło to nie zdążyłem się przebrać ? Zaczęłam wyobrażać sobie Marcela w luźnej bluzie i w rurkach. Jednak czuje się lepiej w jego towarzystwie niż w towarzystwie innych ludzi z mojej klasy. Szczerze ? Ma piękne zielone oczy. kryły się po jego wielkimi okularami. Skończyło się na tym że siedzieliśmy w salonie oglądając " Piękną i Bestie" na TVN. Gdy doszła 19 powiedział że już musi iść. Marcel to jedyny chłopak z którym kiedykolwiek rozmawiałam. Powąchałam róże którą dostałam od niego i wróciłam do oglądania " Bajki " Był właśnie ten moment kiedy bestia zamieniała się w księcia.
W nocy śnił mi się Marcel. Ale nie taki Marcel który chodzi po szkole. Taki który jest w środku. I był popularny w szkole mimo swojego wyglądu. Dzień wcześniej opisałam wszystko w pamiętniku. Niedziela była spokojna. W poniedziałek znowu poszłam do szkoły. Po części się cieszyłam bo zobacze Marcela. Ale nie chciałam patrzeć jak się nad nim znęcają. Przed pierwszą lekcji podeszłam do Marcela siedzącego samotnie na ławce.
- Hej Marcel
- Hej ( T.i,.)
- może chciał byś ze mną dzisiaj usiąść ? - Zapytałam
- ja z tobą ?
- Tak co w tym dziwnego ?
-Ok-okey j-jak ch-cesz
- Chcę
Na prawie każdej lekcji siedziałam z tyłu klasy. Większość myślała że Marcel nie przychodzi na lekcje chociaż na przerwach jest. A tak na prawdę siedział ze mną z tyłu klasy.
Minął miesiąc a ja nadal kolegowałam się z Marcelem. Nikomu to nie przeszkadzało bo ja też przecież nie byłam zbyt lubiana. I przestali się na nim wyżywać. Wiedzieli że mogę iść do swojego ojca. A on może ich wywalić ze szkoły. W piątek w szkole Wiktoria zawołała mnie wychodząc z klasy.
- Jeśli nie odczepisz się od Marcela. Nie zostawisz go. Nie porzucisz. Wszyscy dowiedzą się że się w nim zakochałaś !
...............
I jak ?
Marcel 2 (Lensi )
Gdy zabrzęczał dzwonek Marcel wybiegł jak najszybciej z klasy żeby tylko odzyskać notatki z lekcji.Jednak mu się nie udało. Bo zanim dobiegł do miejsca w którym spadł chłopaki ze starszej klasy weszli na największe drzewo niedaleko budynku szkolnego i zawiesili zeszyt śmiejąc się przytym jak głupi do sera. Oczywiście Marcel próbował odzyskać zeszyt ale Oni ciągali go za jego Garniturowe spodnie przy czym ześlizgiwał się z powrotem na ziemie. Zrezygnowany poszedł w strone swojego domu. Pobiegłam go załapać.
- Hej Marcel. Może ja ci dam swój zeszyt i go przepiszesz? Hmm ? - Zaproponowałam...
-t-t-ty Zna-asz moje im-imie ? - Zapytał.
- No jasne. Przecież mój tata jest dyrektorem szkoły. A poza tym wszyscy cie znają. - zaczerwienił cię. Wyjęłam swój zeszyt z plecaka i wręczyłam Marcelowi po czym napisałam numer telefonu mówiąc żeby zadzwonił jutro bo mamy robić razem prace.
***
Wracając do domu myślałam ciągle o Marcelu. Co ty robisz ( Ti.) ? Przecież to kujon !? Tak o tym też myślałam. I zastanawiało mnie to dlaczego nigdy nie spojrzał mi w oczy. Hmmm. Ale to było nie ważne.
Doszłam do domu i poszłam od razu do swojego pokoju. Nie był duży ale bardzo przytulny * http://modne-wnetrza.com/wp-content/uploads/pok%C3%B3j-dla-nastolatki.jpg *
Był piątek wieczór. A ja cięgle byłam jakaś taka Nie obecna. Na kolacji się nie odzywałam. mama nawet sądziła że jestem chora czy coś. Marcel doszedł do naszej szkoły rok temu. Doszedł na początek nowego roku. Od razu [pokazał że jest kujonem . Coś mi podpowiadało że na pewno jest super. Bo tak na prawde to nikt go nie zna. Wszyscy patrzą tylko na wygląd. Nie wolno oceniać księcia po koronie. Tak kiedyś mówiła mi mama. A księżniczki po sukni. dochodziła już 24 a ja nadal nie spałam. Czy ja się zakochałam w Marcelu ??? Niee rczej nie. Ledwo usnęłam i miałam dziwny sen. Ja jako Kujonka leże na podłodze bo nie moge się ruszyć a jakiś chłopak w nie zapiętej koszuli w lokach i obcisłych rurkach dzwoni na pogotowie... A potem się obudziłam. Co to miało znaczyć ? Obudził mnie telefon. Była chyba już 12. Może to Marcel pomyślałam.
- Halo ? - Usłyszałam znajomy mi głos Marcela.
- Hej?
- T-to co z-z tą pra-acą?
- o 15 u mnie ?
-Ok-key.
Podałam mu adres,pożegnałam i odłożyłam słuchawkę. Zjadłam Śniadano-obiad umyłam się i ubrałam ( w to https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTEpAPZx_HJ9-08js0LikraFckUSJ_1QYPoQBaBTdzzPqeuoyNm )
Dochodziła 15 a go nadal nie było. Poszłam na gór przygotowałam materiały. Było 5 po gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- To do mnie.- Krzyknęłam.
Otworzyłam drzwi przed którymi stał Marcel. Wyglądał trochę inaczej niż zazwyczaj. Zrezygnował z garniturowych spodni i sweterka.
Miał na sobie obcisłe czarne rurki i białą koszule z krawatem. Wyglądał trochę lepiej niż w szkole. O i nie miał okularów. W rękach trzymał czerwoną różę.
- Dzień dobry. - Powiedział i się uśmiechną wręczając mi róże.
-Hej Marcel. Wyglądasz... jakoś inaczej.- Fryzurę miał taką samą ale i tak wyglądał inaczej.
- Nie zdążyłem sie przebrać.
Poszliśmy do pokoju
- Chcesz coś do picia? - Zapytałam
- Po-poprosze .
-Okey.
.....
Podoba się ?
- Hej Marcel. Może ja ci dam swój zeszyt i go przepiszesz? Hmm ? - Zaproponowałam...
-t-t-ty Zna-asz moje im-imie ? - Zapytał.
- No jasne. Przecież mój tata jest dyrektorem szkoły. A poza tym wszyscy cie znają. - zaczerwienił cię. Wyjęłam swój zeszyt z plecaka i wręczyłam Marcelowi po czym napisałam numer telefonu mówiąc żeby zadzwonił jutro bo mamy robić razem prace.
***
Wracając do domu myślałam ciągle o Marcelu. Co ty robisz ( Ti.) ? Przecież to kujon !? Tak o tym też myślałam. I zastanawiało mnie to dlaczego nigdy nie spojrzał mi w oczy. Hmmm. Ale to było nie ważne.
Doszłam do domu i poszłam od razu do swojego pokoju. Nie był duży ale bardzo przytulny * http://modne-wnetrza.com/wp-content/uploads/pok%C3%B3j-dla-nastolatki.jpg *
Był piątek wieczór. A ja cięgle byłam jakaś taka Nie obecna. Na kolacji się nie odzywałam. mama nawet sądziła że jestem chora czy coś. Marcel doszedł do naszej szkoły rok temu. Doszedł na początek nowego roku. Od razu [pokazał że jest kujonem . Coś mi podpowiadało że na pewno jest super. Bo tak na prawde to nikt go nie zna. Wszyscy patrzą tylko na wygląd. Nie wolno oceniać księcia po koronie. Tak kiedyś mówiła mi mama. A księżniczki po sukni. dochodziła już 24 a ja nadal nie spałam. Czy ja się zakochałam w Marcelu ??? Niee rczej nie. Ledwo usnęłam i miałam dziwny sen. Ja jako Kujonka leże na podłodze bo nie moge się ruszyć a jakiś chłopak w nie zapiętej koszuli w lokach i obcisłych rurkach dzwoni na pogotowie... A potem się obudziłam. Co to miało znaczyć ? Obudził mnie telefon. Była chyba już 12. Może to Marcel pomyślałam.
- Halo ? - Usłyszałam znajomy mi głos Marcela.
- Hej?
- T-to co z-z tą pra-acą?
- o 15 u mnie ?
-Ok-key.
Podałam mu adres,pożegnałam i odłożyłam słuchawkę. Zjadłam Śniadano-obiad umyłam się i ubrałam ( w to https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcTEpAPZx_HJ9-08js0LikraFckUSJ_1QYPoQBaBTdzzPqeuoyNm )
Dochodziła 15 a go nadal nie było. Poszłam na gór przygotowałam materiały. Było 5 po gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
- To do mnie.- Krzyknęłam.
Otworzyłam drzwi przed którymi stał Marcel. Wyglądał trochę inaczej niż zazwyczaj. Zrezygnował z garniturowych spodni i sweterka.
Miał na sobie obcisłe czarne rurki i białą koszule z krawatem. Wyglądał trochę lepiej niż w szkole. O i nie miał okularów. W rękach trzymał czerwoną różę.
- Dzień dobry. - Powiedział i się uśmiechną wręczając mi róże.
-Hej Marcel. Wyglądasz... jakoś inaczej.- Fryzurę miał taką samą ale i tak wyglądał inaczej.
- Nie zdążyłem sie przebrać.
Poszliśmy do pokoju
- Chcesz coś do picia? - Zapytałam
- Po-poprosze .
-Okey.
.....
Podoba się ?
Marcel 1. ( Lensi ;3 )
Elita. Jedno słowo. Słowo które może zniszczyć ci życie. Tak było ze mną. Mój ojciec. Dyrektor szkoły. Poprawka bogaty Dyrektor szkoły. Nie byłam w tej szkole z zbytnio lubiana. Najczęściej rozmawiali zemną jak chcieli zwolnienie ze szkoły jakąś wycieczkę czy przełożenie sprawdzianu. Tylko dlatego trzymali mnie w " Elicie" Wszystkie dziewczyny miały chłopaka. Tylko ja nie. Tak na prawdę byłam najbrzydsza z całej tej grupy. Natalka chodziła z Robertem. Julka z Romkiem. Wiktoria z Tomem. A Klaudia z Bartkiem. Ze mną żaden chłopak nie zamienił jeszcze żadnego słowa. Nawet Marcel. Klasowy kujon. Szkolne popychadło. Ubrany był w białą koszulę, Garniturowe spodnie i sweterek kroiu kamizelki.Nanosie miał duże czarne okulary sklejone taśmą klejącą. Zawsze był wzorowym uczniem. Na każdy sprawdzian przygotowany na szóstkę. Nawet wtedy gdy sprawdziany były na piątkę on zawsze dodał coś swojego jakieś wyjaśnienie i dostawał 6. Ja byłam dobrą uczennicą. Nie byłam kujonkom ani wzorową ale miałam 4 i 5. No wpadały też 2 i 1 jak każdemu chyba. Ale nie Marcelowi. Jego najniższa ocena to chyba 4 + Którą i tak zawsze poprawiał na 6. Jednego dnia Pan Mclarey (Maklarej ) zadał projekt który mieliśmy zrobić w parach. Oczywiście nikt nie chciał byś ze mną. Więc połączyli mnie w parę z Marcelem. Cała Klasa wybuchła śmiechem a Marcel miał już łzy w oczach. Wtedy ktoś z tyłu klasy krzykną
- O (T.i) Nie będzie musiała nic robić bo zrzuci całą prace na Marcela... A ten i tak wszystko sam zrobi !!!
-Wcale że nie ! Odezwałam się !- Patrząc na Marcela który bazgrał coś z tyłu zeszytu. Coś co kształtem przypominało serduszka. W tym momencie Natalka wyrwała mu z rąk ten zeszyt i powiedziała gdy pan Mclarey wyszedł z klasy.
- O Marcelek się zakochał ! - Dokuczała mu Natalka - Hahahahhaahahahaha
cała klasa wybuchła śmiechem tylko nie ja. Marcel się rozpłakał.
Wstałam i powiedziałam:
- Każdy może się zakochać nawet Marcel !!! - Miałam dość tego wszystkiego !
- Od-od-oddaj t-to- Powiedział Marcel do Natalki.
- To sobie złap !- Powiedziała i wyrzuciła zeszyt na Okno.
....
---------------------------------------------------------------------------
To była cz 1 Chcecie dalej ?
- O (T.i) Nie będzie musiała nic robić bo zrzuci całą prace na Marcela... A ten i tak wszystko sam zrobi !!!
-Wcale że nie ! Odezwałam się !- Patrząc na Marcela który bazgrał coś z tyłu zeszytu. Coś co kształtem przypominało serduszka. W tym momencie Natalka wyrwała mu z rąk ten zeszyt i powiedziała gdy pan Mclarey wyszedł z klasy.
- O Marcelek się zakochał ! - Dokuczała mu Natalka - Hahahahhaahahahaha
cała klasa wybuchła śmiechem tylko nie ja. Marcel się rozpłakał.
Wstałam i powiedziałam:
- Każdy może się zakochać nawet Marcel !!! - Miałam dość tego wszystkiego !
- Od-od-oddaj t-to- Powiedział Marcel do Natalki.
- To sobie złap !- Powiedziała i wyrzuciła zeszyt na Okno.
....
---------------------------------------------------------------------------
To była cz 1 Chcecie dalej ?
sobota, 17 sierpnia 2013
Imagin dla Oli Ros. Niallerek ! ( Lensi :D )
To mój wielki dzień- Pomyślałam. Zostałam pierwszą trzynastolatką która cofnie się w czasie. Co ja mówie ? Pierwszą osobą na świecie ! I wiem co zrobie. Zostałam poproszona o zmienienie Losu. Chcieli żebym zmieniła bieg czasu. Żebym zmieniła życie innej osoby. No bo przecież jeśli zmieni się życie jednej osoby to to wpłynie na innych. A ci inni wpłyną na innych. Postanowiłam cofnąć się do Mullingar w roku 2006. Tak wiem mało. Ale to w końcu zmiana tak ?
( włącz to: http://www.youtube.com/watch?v=Hzcv83OISWw )
Jeszcze 2 godziny. Pomyślałam. Co może się zdarzyć w tej przeszłości ? I czy na prawde uda mi się ją zmienić ? Poprawka. Czy uda mi się ją zmienić na dobre ?
Wybrałam już osobę. Ale ciekawe czy mi się uda. Wybrałam taką osobą która równie dobrze potem zmieni los całego świata! To jest takie…
Wylecieliśmy samolotem do Los Angeles gdzie jeden naukowiec wynalazł machinę czasu. Ja dalej myślałam nad tym. A jeśli coś zepsuje ? Jeśli przez to co zrobię tak zmienię bieg czasu że moi … idole nie będą moimi idolami? Cięgle próbuję odepchnąć od siebie te myśl ! A co jeśli? Postanowiłam się cofnąć do czasu gdy Niall Horan z One Direction miał… Trzynaście lat Ten stres. Mój idol… On i ja mający trzynaście lat. Mam tylko 24. Żeby tak to zmienić że One Direction będzie istniało. Żeby nic nie spaprać ! Miała bym na sumieniu miliony ludzi… I co ja mówie Miliony moich sióstr !!!
Wzięłam głęboki oddech przed samym gabinetem naukowym. Mieli to nagrywać !!! To miało być w telewizji. Wzięłam swój laptop i telefon.
- Wejdź – Powiedział naukowiec. Klikną kilka guzików, pociągną sprzęgło i drzwiczki maszyny zaczęły się zamykać . Serce mi waliło jak oszalałe. Ciekawe czy on to ogląda.
Gdy otworzyłam oczy pojawiła się przede mną szkoła. Miałam dziwne papiery w dłoni. Pojechałam na „ Wymianę ” do szkoły dla chłopców a do szkoły dla dziewcząt pojechał kolega Nialla. Dziwne… Być jedyną dziewczyną w szkole dla chłopców. Dobra Nie Ważne…
Pani Casbrock przedstawiła mnie klasie i wszyscy chłopcy wstali być brawo… oprócz Nialla. W wywiadach wspominał że był cichym i nieśmiałym chłopakiem. Wiedziałam przecież o nim wszystko !! To znaczy. Wiedziałam o nim więcej niż on wiedział o sobie . Dziwne uczucie. Wiedzieć o kimś więcej Niż o sam o sobie.
(* http://www.youtube.com/watch?v=8g-QsGWLm9I * )
Pani wskazała jedyne wolne miejsce w klasie… Koło Nialla Horana !!!
Teraz pewnie Pati powiedziała by:
TYLE WYGRAĆ !!! ( oj sorry xDDD aleeee TYLE WYGRAĆ ! xDD )
Wzięłam głęboki oddech i usiadłam. Dziwnym trafem nadal miałam plecak i piórnik z 1D !!! To dziwne … On popatrzył na mnie i nieśmiało powiedział
- Eee… Cześć … Jestem Niall … Niall Horan…
- Yhmm Tak wiem… To znaczy Miło cię poznać ja jestem Alex
Nie mogłam przecież powiedzieć OLA !!!
On dziwnie popatrzył na mój piórnik i zapytał
- Hmm. A co to za goście ?
Miałam zamiar powiedzieć już żeby spojrzał na tego blondyna… Jak by powiedział że nie zna to. Pewnie powiedziała bym wtedy:
„ To jesteś ty głąbie !”
I wtedy pani powiedziała że tak jak siedzimy w parach mamy przygotować projekt.
-Potem ci powiem … A raczej wytłumaczę…
-Okey. – Jego oczy są takie… Zawsze chciałam zobaczyć je na żywo. Siedziałam z takim zacieszem z dobre pięć minut.
Po ostatniej lekcji Niall zapytał:
- To może za 30 minut u mnie?
-Okey . Może być.
Pochodziłam 20 minut I zaczęłam wracać w strone szkoły. Niall stał jeszcze z jakimś kolegą bo miał zajęcia dodatkowe. Schowałam się za drzewem. To jego kolega miał mi powiedzieć gdzie on mieszka ewentualnie zaprowadzić
-EJ. Niall … Widze że ona ci się przecież podoba!
-Wiesz Chris. Wiesz jaki ja jestem. Ja ledwo wydukałem do niej cześć. Dobra ja spada pa!
Włożył słuchawki do uszu i szedł w strone domu. Podbiegłam do niego. Miał mnie zaprowadzić kolega ale co tam ! Raz się żyje i raz cofa się w przeszłość i spotyka się Niallera Horana !
-Hej… E Nialler
-Skąd wiesz jaką mam ksywe? Zapytał ze zdziwieniem
- EE noo nwm. Tak mi się powiedziało. Jest Hazz jest Nialler i Boo Bear …
- To ci z tego zdjęcia na piórniku?
-Tak, Harry, Niall, Louis, Liam, Zayn,
-A Jaśniej? Bo nigdy o nich nie słyszałem …
-Lepiej usiądź …
Niall Usiadł.
-No bo ja jestem z … przyszłości… Tak wiem dziwnie to zabrzmiało… Jestem pierwszą dziewczyną wysłaną w przeszłość. Tam jest 2013 rok. Jestem Directioner.
-Direjstaner to jakaś sekta ?
-Directioner Niall. Nie to nie sekta. To Fan dom. Jest nas miliony. Jestem fanką 1D
Harrego Stylesa
Louisa Tomlinsona
Liama Payne’a
Zayna Malika i …
-I ?
- Nialla Horana …
-Czyli że…
-Tak jesteś sławny.
Minęło kilka godzin. Powiedziałam mu wszystko. Miał tylko o tym nikomu nie mówić.
Włącz Summer Love – ( nie mam linku -.-)
Dochodziła już 24 godzina. Cofnęłam się w czasie i mijają 24 godziny.
-Niall.- Powiedziałam kiedy zaczęłam powoli znikać. – w 2013 roku będziesz sławny. I nie będziesz tego pamiętać. Tego że kiedykolwiek mnie spotkałeś. Powiedziałam ze łzami
-Ale ja chce pamiętać ! Prawie wykrzyczał. – Spotkamy się kiedyś prawda ?
- Ty będziesz dorosły a ja nadal będę miała wtedy trzynaście lat. Ja się urodziłam w 2000 roku. Żyje dopiero 6 lat !.
-Czyli że już nigdy?
-Nie wiem… Bardzo możliwe. Ja na zawsze zapamiętam tą przygodę. Proszę tylko o jedno. W 2013 jedna dziewczyna cofnie się w przeszłość. Wiedz że to będę ja. Gdy weszłam do specjalnej machiny. Były tam kamery. Wiem że to dziwne .. Cofnąć się w czasie. I wiem że ty mi na razie nie wierzysz ! Proszę zadzwoń. Chce tylko wiedzieć czy to pamiętasz… Dałaś mu kartkę z 9 numerami. I zostawiłaś płytę CD. Była to pierwsza Płyta 1D. Miał jej nikomu nie pokazywać … Poprosiłam o autograf. No co ?! o tym marzyłam .
Gdy już prawie znikałam on mnie pocałował. Potem przytulił .
- Do widzenia. – Powiedziałam
- żegnaj usłyszałam z jego strony. On przytulał płyte i karteczkę z numerem telefonu. Pomachał. Potem znikłam na dobre. Drzwi machiny się otworzyły a ja ze Łazami w oczach spojrzałam na kamery i aparaty. Ja stałam i trzymałam przy sercu kartkę z autografem. Zmieniłam życie kilku osób. Byłam to ja, Niall Horan, I wiele innych osób z którymi rozmawiałam. Zapomniałam o piórniku ! … Eh dobra nie ważne. To tylko piórnik. Kamery kręciły wszystko Moje wejście i wyjście. Wszyscy z mikrofonami podchodzili pytając co się stało i dlaczego płącze. Odwróciłam kartkę z autografem. Wtedy zawibrował telefon. Pewnie to Pati pisała esemesa pytając jak było. Nie spodziewałam się kogoś innego. To co dałam Niallowi to był zwykły kawałek papieru. Jednak nie. Esemes był od nieznanego mi numeru.
„ Wejdź na MTW na żywo i oglądaj”
Przepchałam się do jedynego telewizora w całym gabinecie i włączyłam MTW. Akurat 1D śpiewali LT a dokładniej Niall. PO tym jak zaśpiewali. Niall został sam … Pewnie miał wywiad. Po jakimś czasie padło pytanie. Co sądzisz o cofaniu się w czasie ? Zatkało mnie. Dalej słuchałam tego co powie Niall
- Emm. To może bardzo dziwnie zabrzmieć.
-To powiedz wszystko od początku.- Powiedział reporter
-Było to w roku 2006. Pewna dziewczyna Alex. Pojawiłą się z nikąd i powiedziała że kiedyś będę sławny i żebym dalej robił to co robił.
-Czy to była Alex? Pierwsza dziewczyna która cofnęła się w czasie?
Niall na chwile zamilkł.
-Chyba tak. I wtedy za nim pojawił się wielki obraz … Obraz z kamer które nagrywały MNIE!
- Wzięłam bardzo głęboki oddech i odwróciłam się do kamer. Pomachałam do nich słysząc z tyłu krzyk . I zagadka rozwikłana ! Wiemy gdzie była Alex ! To była Pati ( Sorry musiałam xDDD Zawsze można siebie gdzieś wplątać ) Podbiegła do mnie na oczach kamer i mnie przytuliła. Odwróciłyśmy się do telewizora a Niall Patrzał teraz na to wszystko ! Za mną padały pytania.
-Zamknijcie się Oglądamy przecież !
Niall się zaśmiał.
-To ją znasz. Zapytał reporter.
-Tak
- A jak to potwierdzisz.
Chwile się zastanowił i wyją telefon z kieszeni…
- Patrzcie i podziwiajcie … I przyłożył go do ucha.
Usłyszałam bardzo znaną mi melodie „ Kiss You „ wszyscy zaczęli gwizdać i bić brawo. Ja się bałam odebrać. Pati wyrwała mi telefon odebrała i przystawiła mi do ucha.
- HIII - usłyszałam
-Hii- Teraz ja wydukałam .
-Długo się nie widzieliśmy
-Dla mnie minęło pół godziny…
-Dla mnie wieczność.
-Niall Ja mam trzynaście lat !
- No i co ?! Długo czekałem i mogę jeszcze troche poczekać… A i masz coś u mnie do odebrania . Sięgną jedną ręką do torby i wyciągną piórnik ! – Kiedy się po to zgłosisz ?
-Eeee Nie wiem.
-To jade do ciebie. Jestem za 15 minut. Tyle chyba możesz poczekać ?
-Bardzo możliwe
Pati mnie zagadała i nie wiedziałam kiedy to zleciało. W drzwiach staną zmachany Niall Horan. Podbiegłam do niego i przytuliłam…
- Dziwnie jest cię zobaczyć po tylu latach. Wcale się nie zmieniłaś !!
- Ja nadal mam trzynaście lat …
Wręczył ci piórnik i … Oddał płyte. Ale podpisaną !!! Przez każdego członka One Direction !. I Moje życie się zmieniło. Poznałam Nialla to znaczy takiego sławnego Nialla Nigdy tego nie zapomnę !!!...
----------------------------------------------------------
Komentujcie !
( włącz to: http://www.youtube.com/watch?v=Hzcv83OISWw )
Jeszcze 2 godziny. Pomyślałam. Co może się zdarzyć w tej przeszłości ? I czy na prawde uda mi się ją zmienić ? Poprawka. Czy uda mi się ją zmienić na dobre ?
Wybrałam już osobę. Ale ciekawe czy mi się uda. Wybrałam taką osobą która równie dobrze potem zmieni los całego świata! To jest takie…
Wylecieliśmy samolotem do Los Angeles gdzie jeden naukowiec wynalazł machinę czasu. Ja dalej myślałam nad tym. A jeśli coś zepsuje ? Jeśli przez to co zrobię tak zmienię bieg czasu że moi … idole nie będą moimi idolami? Cięgle próbuję odepchnąć od siebie te myśl ! A co jeśli? Postanowiłam się cofnąć do czasu gdy Niall Horan z One Direction miał… Trzynaście lat Ten stres. Mój idol… On i ja mający trzynaście lat. Mam tylko 24. Żeby tak to zmienić że One Direction będzie istniało. Żeby nic nie spaprać ! Miała bym na sumieniu miliony ludzi… I co ja mówie Miliony moich sióstr !!!
Wzięłam głęboki oddech przed samym gabinetem naukowym. Mieli to nagrywać !!! To miało być w telewizji. Wzięłam swój laptop i telefon.
- Wejdź – Powiedział naukowiec. Klikną kilka guzików, pociągną sprzęgło i drzwiczki maszyny zaczęły się zamykać . Serce mi waliło jak oszalałe. Ciekawe czy on to ogląda.
Gdy otworzyłam oczy pojawiła się przede mną szkoła. Miałam dziwne papiery w dłoni. Pojechałam na „ Wymianę ” do szkoły dla chłopców a do szkoły dla dziewcząt pojechał kolega Nialla. Dziwne… Być jedyną dziewczyną w szkole dla chłopców. Dobra Nie Ważne…
Pani Casbrock przedstawiła mnie klasie i wszyscy chłopcy wstali być brawo… oprócz Nialla. W wywiadach wspominał że był cichym i nieśmiałym chłopakiem. Wiedziałam przecież o nim wszystko !! To znaczy. Wiedziałam o nim więcej niż on wiedział o sobie . Dziwne uczucie. Wiedzieć o kimś więcej Niż o sam o sobie.
(* http://www.youtube.com/watch?v=8g-QsGWLm9I * )
Pani wskazała jedyne wolne miejsce w klasie… Koło Nialla Horana !!!
Teraz pewnie Pati powiedziała by:
TYLE WYGRAĆ !!! ( oj sorry xDDD aleeee TYLE WYGRAĆ ! xDD )
Wzięłam głęboki oddech i usiadłam. Dziwnym trafem nadal miałam plecak i piórnik z 1D !!! To dziwne … On popatrzył na mnie i nieśmiało powiedział
- Eee… Cześć … Jestem Niall … Niall Horan…
- Yhmm Tak wiem… To znaczy Miło cię poznać ja jestem Alex
Nie mogłam przecież powiedzieć OLA !!!
On dziwnie popatrzył na mój piórnik i zapytał
- Hmm. A co to za goście ?
Miałam zamiar powiedzieć już żeby spojrzał na tego blondyna… Jak by powiedział że nie zna to. Pewnie powiedziała bym wtedy:
„ To jesteś ty głąbie !”
I wtedy pani powiedziała że tak jak siedzimy w parach mamy przygotować projekt.
-Potem ci powiem … A raczej wytłumaczę…
-Okey. – Jego oczy są takie… Zawsze chciałam zobaczyć je na żywo. Siedziałam z takim zacieszem z dobre pięć minut.
Po ostatniej lekcji Niall zapytał:
- To może za 30 minut u mnie?
-Okey . Może być.
Pochodziłam 20 minut I zaczęłam wracać w strone szkoły. Niall stał jeszcze z jakimś kolegą bo miał zajęcia dodatkowe. Schowałam się za drzewem. To jego kolega miał mi powiedzieć gdzie on mieszka ewentualnie zaprowadzić
-EJ. Niall … Widze że ona ci się przecież podoba!
-Wiesz Chris. Wiesz jaki ja jestem. Ja ledwo wydukałem do niej cześć. Dobra ja spada pa!
Włożył słuchawki do uszu i szedł w strone domu. Podbiegłam do niego. Miał mnie zaprowadzić kolega ale co tam ! Raz się żyje i raz cofa się w przeszłość i spotyka się Niallera Horana !
-Hej… E Nialler
-Skąd wiesz jaką mam ksywe? Zapytał ze zdziwieniem
- EE noo nwm. Tak mi się powiedziało. Jest Hazz jest Nialler i Boo Bear …
- To ci z tego zdjęcia na piórniku?
-Tak, Harry, Niall, Louis, Liam, Zayn,
-A Jaśniej? Bo nigdy o nich nie słyszałem …
-Lepiej usiądź …
Niall Usiadł.
-No bo ja jestem z … przyszłości… Tak wiem dziwnie to zabrzmiało… Jestem pierwszą dziewczyną wysłaną w przeszłość. Tam jest 2013 rok. Jestem Directioner.
-Direjstaner to jakaś sekta ?
-Directioner Niall. Nie to nie sekta. To Fan dom. Jest nas miliony. Jestem fanką 1D
Harrego Stylesa
Louisa Tomlinsona
Liama Payne’a
Zayna Malika i …
-I ?
- Nialla Horana …
-Czyli że…
-Tak jesteś sławny.
Minęło kilka godzin. Powiedziałam mu wszystko. Miał tylko o tym nikomu nie mówić.
Włącz Summer Love – ( nie mam linku -.-)
Dochodziła już 24 godzina. Cofnęłam się w czasie i mijają 24 godziny.
-Niall.- Powiedziałam kiedy zaczęłam powoli znikać. – w 2013 roku będziesz sławny. I nie będziesz tego pamiętać. Tego że kiedykolwiek mnie spotkałeś. Powiedziałam ze łzami
-Ale ja chce pamiętać ! Prawie wykrzyczał. – Spotkamy się kiedyś prawda ?
- Ty będziesz dorosły a ja nadal będę miała wtedy trzynaście lat. Ja się urodziłam w 2000 roku. Żyje dopiero 6 lat !.
-Czyli że już nigdy?
-Nie wiem… Bardzo możliwe. Ja na zawsze zapamiętam tą przygodę. Proszę tylko o jedno. W 2013 jedna dziewczyna cofnie się w przeszłość. Wiedz że to będę ja. Gdy weszłam do specjalnej machiny. Były tam kamery. Wiem że to dziwne .. Cofnąć się w czasie. I wiem że ty mi na razie nie wierzysz ! Proszę zadzwoń. Chce tylko wiedzieć czy to pamiętasz… Dałaś mu kartkę z 9 numerami. I zostawiłaś płytę CD. Była to pierwsza Płyta 1D. Miał jej nikomu nie pokazywać … Poprosiłam o autograf. No co ?! o tym marzyłam .
Gdy już prawie znikałam on mnie pocałował. Potem przytulił .
- Do widzenia. – Powiedziałam
- żegnaj usłyszałam z jego strony. On przytulał płyte i karteczkę z numerem telefonu. Pomachał. Potem znikłam na dobre. Drzwi machiny się otworzyły a ja ze Łazami w oczach spojrzałam na kamery i aparaty. Ja stałam i trzymałam przy sercu kartkę z autografem. Zmieniłam życie kilku osób. Byłam to ja, Niall Horan, I wiele innych osób z którymi rozmawiałam. Zapomniałam o piórniku ! … Eh dobra nie ważne. To tylko piórnik. Kamery kręciły wszystko Moje wejście i wyjście. Wszyscy z mikrofonami podchodzili pytając co się stało i dlaczego płącze. Odwróciłam kartkę z autografem. Wtedy zawibrował telefon. Pewnie to Pati pisała esemesa pytając jak było. Nie spodziewałam się kogoś innego. To co dałam Niallowi to był zwykły kawałek papieru. Jednak nie. Esemes był od nieznanego mi numeru.
„ Wejdź na MTW na żywo i oglądaj”
Przepchałam się do jedynego telewizora w całym gabinecie i włączyłam MTW. Akurat 1D śpiewali LT a dokładniej Niall. PO tym jak zaśpiewali. Niall został sam … Pewnie miał wywiad. Po jakimś czasie padło pytanie. Co sądzisz o cofaniu się w czasie ? Zatkało mnie. Dalej słuchałam tego co powie Niall
- Emm. To może bardzo dziwnie zabrzmieć.
-To powiedz wszystko od początku.- Powiedział reporter
-Było to w roku 2006. Pewna dziewczyna Alex. Pojawiłą się z nikąd i powiedziała że kiedyś będę sławny i żebym dalej robił to co robił.
-Czy to była Alex? Pierwsza dziewczyna która cofnęła się w czasie?
Niall na chwile zamilkł.
-Chyba tak. I wtedy za nim pojawił się wielki obraz … Obraz z kamer które nagrywały MNIE!
- Wzięłam bardzo głęboki oddech i odwróciłam się do kamer. Pomachałam do nich słysząc z tyłu krzyk . I zagadka rozwikłana ! Wiemy gdzie była Alex ! To była Pati ( Sorry musiałam xDDD Zawsze można siebie gdzieś wplątać ) Podbiegła do mnie na oczach kamer i mnie przytuliła. Odwróciłyśmy się do telewizora a Niall Patrzał teraz na to wszystko ! Za mną padały pytania.
-Zamknijcie się Oglądamy przecież !
Niall się zaśmiał.
-To ją znasz. Zapytał reporter.
-Tak
- A jak to potwierdzisz.
Chwile się zastanowił i wyją telefon z kieszeni…
- Patrzcie i podziwiajcie … I przyłożył go do ucha.
Usłyszałam bardzo znaną mi melodie „ Kiss You „ wszyscy zaczęli gwizdać i bić brawo. Ja się bałam odebrać. Pati wyrwała mi telefon odebrała i przystawiła mi do ucha.
- HIII - usłyszałam
-Hii- Teraz ja wydukałam .
-Długo się nie widzieliśmy
-Dla mnie minęło pół godziny…
-Dla mnie wieczność.
-Niall Ja mam trzynaście lat !
- No i co ?! Długo czekałem i mogę jeszcze troche poczekać… A i masz coś u mnie do odebrania . Sięgną jedną ręką do torby i wyciągną piórnik ! – Kiedy się po to zgłosisz ?
-Eeee Nie wiem.
-To jade do ciebie. Jestem za 15 minut. Tyle chyba możesz poczekać ?
-Bardzo możliwe
Pati mnie zagadała i nie wiedziałam kiedy to zleciało. W drzwiach staną zmachany Niall Horan. Podbiegłam do niego i przytuliłam…
- Dziwnie jest cię zobaczyć po tylu latach. Wcale się nie zmieniłaś !!
- Ja nadal mam trzynaście lat …
Wręczył ci piórnik i … Oddał płyte. Ale podpisaną !!! Przez każdego członka One Direction !. I Moje życie się zmieniło. Poznałam Nialla to znaczy takiego sławnego Nialla Nigdy tego nie zapomnę !!!...
----------------------------------------------------------
Komentujcie !
niedziela, 28 lipca 2013
Smutny krótki Imagin Liam ( Lensi :3)
To już koniec... Liam umarł. To wszystko moja wina ... To ja narzekałam że nie spędzamy ze sobą tyle czasu tak jak kiedyś. On jechał do MNIE bo ja tak chciałam. Chciałam być chodź chwilę przy nim a teraz już nigdy nie będzie. Gdyby wyjechał później może by to się nie stało... Może bieg czasu był by inny i to wszystko by się nie stało. O godzinie 18 30 Liam miał wypadek. Jakiś motocyklista zajechał mu w drogę a on wpadł w poślizg. Karetka przyjechała jak najszybciej się dało ale na marne. zabrali go na sale operacyjną lecz nic nie dało się zrobić.
Pamiętam dzień jak się poznaliśmy. On nieśmiały ja nieśmiała. Ja byłam sama a on mi pomógł. Nie chciał żebym, po stracie matki błąkała się w tak wielkim mieście. W końcu się w nim zakochałam. Myślałam że był nieosiągalny. Ja byłam inna. Lecz okazało się że on mnie kocha tak samo jak ja jego. Codziennie wieczorem śmialiśmy się. Pewnego dnia przyniósł gitarę i zaczął śpiewać. Nadszedł dzień pogrzebu. Poszłam razem z resztą chłopaków . Cały czas płakałam. Nie mogłam znieść tej pustki w sercu i tego że jego nie ma ze mną.
*Oczami Liama*
Chciał bym być teraz z nią. Moje ciało leży martwe tam a ja jestem duszą tu.
*(t.i.)
Oglądałam stare fotografie. Moje i Liama. Łzy spływały mi po policzkach. Wtedy przyszło mi do głowy... Wzięłam pisak i zaczełam po nim pisać ocierając łzę.
Wiem że los tak przewidział. Wiem że nie naprawię tego płaczem. Chcę teraz być z tobą. Bo teraz tak na prawdę już nie mam nic
* Narrator
Wyciągnęła nagle kilka tabletek. Liam chciał ją zatrzymać ale był tylko echem. połknęła je.
Jej ciało osuwało się na ziemie oczy gasły. A Liam przytulał ją do siebie
- Forever young- powiedziała i to były jej ostatnie słowa. Liam płakał niewidzialnymi łzami chcąc razem z tobą wrócić do świata żywych...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki tam krótki imagin. ( Lensi;3)
Pamiętam dzień jak się poznaliśmy. On nieśmiały ja nieśmiała. Ja byłam sama a on mi pomógł. Nie chciał żebym, po stracie matki błąkała się w tak wielkim mieście. W końcu się w nim zakochałam. Myślałam że był nieosiągalny. Ja byłam inna. Lecz okazało się że on mnie kocha tak samo jak ja jego. Codziennie wieczorem śmialiśmy się. Pewnego dnia przyniósł gitarę i zaczął śpiewać. Nadszedł dzień pogrzebu. Poszłam razem z resztą chłopaków . Cały czas płakałam. Nie mogłam znieść tej pustki w sercu i tego że jego nie ma ze mną.
*Oczami Liama*
Chciał bym być teraz z nią. Moje ciało leży martwe tam a ja jestem duszą tu.
*(t.i.)
Oglądałam stare fotografie. Moje i Liama. Łzy spływały mi po policzkach. Wtedy przyszło mi do głowy... Wzięłam pisak i zaczełam po nim pisać ocierając łzę.
Wiem że los tak przewidział. Wiem że nie naprawię tego płaczem. Chcę teraz być z tobą. Bo teraz tak na prawdę już nie mam nic
* Narrator
Wyciągnęła nagle kilka tabletek. Liam chciał ją zatrzymać ale był tylko echem. połknęła je.
Jej ciało osuwało się na ziemie oczy gasły. A Liam przytulał ją do siebie
- Forever young- powiedziała i to były jej ostatnie słowa. Liam płakał niewidzialnymi łzami chcąc razem z tobą wrócić do świata żywych...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki tam krótki imagin. ( Lensi;3)
Imagin Niall : Czy jeszcze kiedyś się spotkamy ? cz 1 . ( Lensi ;3)
Pamiętasz jak by to było wczoraj. Rok 1996. Plac zabaw. Miałaś wtedy trzy lata. Pamiętasz jak biegałaś w kółko i w kółko z piaskownicy na huśtawki i z powrotem. Pamiętasz jak w pewnym momencie zauważyłaś chłopca który siedział sam i płakał. Jego matka siedziała na ławce i rozmawiała przez telefon. Nie zauważyła że jej syn nie ma się z kim bawić. Pamiętasz jak do niego podeszłaś, kucnęłaś przy nim i powiedziałaś
-Hejooo dlacego płaczes??? Przypominając sobie jak w tedy mówiłaś chciało ci się śmiać. Miałaś dwa lata. Ledwo potrafiłaś mówić.
-Bo-bo nikt mnie nie lubi. - Chłopiec odsłonił twarz. Miał piękne niebieskie oczy.
Wyciągnęłaś do chłopca rękę i powiedziałaś.
-choc ze mną. Jestem [T.i.}
Chłopiec dał ci rękę i powiedział
-Jestem Niall. Uśmiechnęliście się do siebie. Od tamtego dnia codziennie bawiliście się razem. Bawiliście się zawsze. Wasze mamy się zapoznały i zapisały was do tego samego przedszkola. Był jeszcze jeden dzień z dzieciństwa który zapadł ci w pamięci. Stałaś z Niallem w roku 1997 przed piaskownicą patrzyliście sobie w oczy.Ty trzymałaś w rączce mały pierścionek który dostałaś z zestawem dla kena i barbie. Był złoty i rozszeżał się pod palcem. On trzymał pierścionek wygrany na loteri kulkowej. Też się powiększał. W pewnym monencie włożył ci pierścionek na palec i powiedział
-Będziesz zawsze w moim sercu. Nigdy cię nie zapomnę. Do końca życia razem? - Po chwili ty włożyłaś pierścionek Niallowi i powiedziałaś
-Tak. Przytuliliście się do siebie. To była ostatnia chwila spędzona z Niallem. Twoja mama zabrała cię z stamtąd. Wyprowadziliście się. Płakałaś. On też płakał. Ale wracając do rzeczywistości jest rok 2013. Przypominasz sobie te chwile. Niall był w zespole na którego następnego dnia szłaś koncert. Czasami spoglądałaś na księżyc zastanawiając się czy on też na niego patrzy. Dzisiejszego wieczoru znalazłaś album w którym były zdjęcia twoje i Nialla. On miał kopie. Nadal miałaś ten pierścionek który dostałaś od niego w dzień wyprowadzki. zawsze miałaś go przy sobie w małej szkatułce.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym samym czasie. Niall
Przed wyjściem z domu spojrzałem jeszcze gdzie mam jechać na następny koncert. Koncert miał sie odbyć w Gdańsku.
-Zaraz zaraz. Powiedziałem do siebie.Gdańsk? Pobiegłem na strych. Na strychu znalazłem małą szkatułkę z listem.
Marie.
Wiem że nasze dzieci się bardzo lubią. Mam nadzieje że jak Niall podrośnie to wytłumaczysz mu dlaczego ja i {T.i.] musiałyśmy wyjechać. Proszę cię. Kiedyś powiedz mu że mieszkamy teraz w Polsce, w Gdańsku.
Odłożyłeś list. Ty nadal miałeś ten pierścionek który od niej dostałeś. Przypomniałeś sobie ten dzień. Pamiętam że miała ładną białą sukieneczkę i białe lakierki. Ja miałem garnitur bo poprosiłem mamę żeby ci wyprasowała. Pamiętam jaką miała wtedy minę. Wyleciałem z domu bo spóźnił bym się na samolot. Leciałem samolotem wpatrując się ciągle w szybę. podchodziliśmy do lądowania. Ja nadal patrzyłem na gwiazdy.
-----------------------
Ty
Leżałaś już w łóżku. Z twojego pokoju było widać przyklepujące samoloty. Byłaś akurat u cioci. Mieszkała ona przy lotnisku. I znowu zaczęłaś sobie przypominać. Pamiętasz jak w wieku ośmiu lat zawsze wchodziłaś w nocy na dach bo ciocia już spała. Postanowiłaś zrobić to. Byłaś już w piżamie ale kto by to widział było ciemno. Widziałaś jak przylatuje samolot którym miał lecieć Niall. Zastanawiałaś się czy będzie wiedział czy tam jesteś. Jak niby miał by cię wyróżnić z 4 tysięcy fanek. Przyszedł czas kiedy miałaś iść na koncert. Ubrałaś białą sukienkę. Dopiero się zorientowałaś że dzisiaj jest taka sama data jak data twoje.j wyprowadzki tylko rok się zmienił. Niall też o tym wiedział. Mieszkałaś w Gdańsku wieś mogłaś wejść wcześniej przed fankami i zająć dobre miejsce. zaczął się koncert. Niall był jakiś przybity. Koncert trwał. Słuchałaś wszystkich. I dopiero teraz zauważyłaś że Niall dalej ma ten pierścionek. Rozpoczęła się piosenka Summer love. Przyszedł czas na drugi refren Nialla. Ale było coś nie tak. Miał łzy w oczach. W pewnym momencie powiedział
-Chłopaki nie daje rady. I zbiegł z płaczam ze sceny. Poszłaś za nim. Wyszedł poza budynek i usiadł pod drzewem.
Tak jak to zrobił kilkanaście lat temu. Oczy miał zakryte. Płakał.
Podeszłaś do niego, kucnęłaś
-Niall co się stało?
Nie odpowiadał. Przytuliłaś go. On na ciebie spojrzał. Popatrzył ci prosto w oczy. Przytulił cię. Do razu cię poznał. Złapałaś go za ręke i powiedziałaś
-Musisz wracać na scenę.
-Bez ciebie nie idę.
Pociągną cie za sobą na scenę. Nie wiedziałaś co masz zrobić. Wszyscy się na ciebie patrzyli. On spojrzał na twoją rękę. Zobaczył że też na twojej ręce masz jego pierścionek wygrany na loterii...
CHcecie dalej ??? ( Lensi ;3 )
-Hejooo dlacego płaczes??? Przypominając sobie jak w tedy mówiłaś chciało ci się śmiać. Miałaś dwa lata. Ledwo potrafiłaś mówić.
-Bo-bo nikt mnie nie lubi. - Chłopiec odsłonił twarz. Miał piękne niebieskie oczy.
Wyciągnęłaś do chłopca rękę i powiedziałaś.
-choc ze mną. Jestem [T.i.}
Chłopiec dał ci rękę i powiedział
-Jestem Niall. Uśmiechnęliście się do siebie. Od tamtego dnia codziennie bawiliście się razem. Bawiliście się zawsze. Wasze mamy się zapoznały i zapisały was do tego samego przedszkola. Był jeszcze jeden dzień z dzieciństwa który zapadł ci w pamięci. Stałaś z Niallem w roku 1997 przed piaskownicą patrzyliście sobie w oczy.Ty trzymałaś w rączce mały pierścionek który dostałaś z zestawem dla kena i barbie. Był złoty i rozszeżał się pod palcem. On trzymał pierścionek wygrany na loteri kulkowej. Też się powiększał. W pewnym monencie włożył ci pierścionek na palec i powiedział
-Będziesz zawsze w moim sercu. Nigdy cię nie zapomnę. Do końca życia razem? - Po chwili ty włożyłaś pierścionek Niallowi i powiedziałaś
-Tak. Przytuliliście się do siebie. To była ostatnia chwila spędzona z Niallem. Twoja mama zabrała cię z stamtąd. Wyprowadziliście się. Płakałaś. On też płakał. Ale wracając do rzeczywistości jest rok 2013. Przypominasz sobie te chwile. Niall był w zespole na którego następnego dnia szłaś koncert. Czasami spoglądałaś na księżyc zastanawiając się czy on też na niego patrzy. Dzisiejszego wieczoru znalazłaś album w którym były zdjęcia twoje i Nialla. On miał kopie. Nadal miałaś ten pierścionek który dostałaś od niego w dzień wyprowadzki. zawsze miałaś go przy sobie w małej szkatułce.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym samym czasie. Niall
Przed wyjściem z domu spojrzałem jeszcze gdzie mam jechać na następny koncert. Koncert miał sie odbyć w Gdańsku.
-Zaraz zaraz. Powiedziałem do siebie.Gdańsk? Pobiegłem na strych. Na strychu znalazłem małą szkatułkę z listem.
Marie.
Wiem że nasze dzieci się bardzo lubią. Mam nadzieje że jak Niall podrośnie to wytłumaczysz mu dlaczego ja i {T.i.] musiałyśmy wyjechać. Proszę cię. Kiedyś powiedz mu że mieszkamy teraz w Polsce, w Gdańsku.
Odłożyłeś list. Ty nadal miałeś ten pierścionek który od niej dostałeś. Przypomniałeś sobie ten dzień. Pamiętam że miała ładną białą sukieneczkę i białe lakierki. Ja miałem garnitur bo poprosiłem mamę żeby ci wyprasowała. Pamiętam jaką miała wtedy minę. Wyleciałem z domu bo spóźnił bym się na samolot. Leciałem samolotem wpatrując się ciągle w szybę. podchodziliśmy do lądowania. Ja nadal patrzyłem na gwiazdy.
-----------------------
Ty
Leżałaś już w łóżku. Z twojego pokoju było widać przyklepujące samoloty. Byłaś akurat u cioci. Mieszkała ona przy lotnisku. I znowu zaczęłaś sobie przypominać. Pamiętasz jak w wieku ośmiu lat zawsze wchodziłaś w nocy na dach bo ciocia już spała. Postanowiłaś zrobić to. Byłaś już w piżamie ale kto by to widział było ciemno. Widziałaś jak przylatuje samolot którym miał lecieć Niall. Zastanawiałaś się czy będzie wiedział czy tam jesteś. Jak niby miał by cię wyróżnić z 4 tysięcy fanek. Przyszedł czas kiedy miałaś iść na koncert. Ubrałaś białą sukienkę. Dopiero się zorientowałaś że dzisiaj jest taka sama data jak data twoje.j wyprowadzki tylko rok się zmienił. Niall też o tym wiedział. Mieszkałaś w Gdańsku wieś mogłaś wejść wcześniej przed fankami i zająć dobre miejsce. zaczął się koncert. Niall był jakiś przybity. Koncert trwał. Słuchałaś wszystkich. I dopiero teraz zauważyłaś że Niall dalej ma ten pierścionek. Rozpoczęła się piosenka Summer love. Przyszedł czas na drugi refren Nialla. Ale było coś nie tak. Miał łzy w oczach. W pewnym momencie powiedział
-Chłopaki nie daje rady. I zbiegł z płaczam ze sceny. Poszłaś za nim. Wyszedł poza budynek i usiadł pod drzewem.
Tak jak to zrobił kilkanaście lat temu. Oczy miał zakryte. Płakał.
Podeszłaś do niego, kucnęłaś
-Niall co się stało?
Nie odpowiadał. Przytuliłaś go. On na ciebie spojrzał. Popatrzył ci prosto w oczy. Przytulił cię. Do razu cię poznał. Złapałaś go za ręke i powiedziałaś
-Musisz wracać na scenę.
-Bez ciebie nie idę.
Pociągną cie za sobą na scenę. Nie wiedziałaś co masz zrobić. Wszyscy się na ciebie patrzyli. On spojrzał na twoją rękę. Zobaczył że też na twojej ręce masz jego pierścionek wygrany na loterii...
CHcecie dalej ??? ( Lensi ;3 )
piątek, 26 lipca 2013
Imagin Gosi (za zajęcie 1 miejsca) - O Harrym
Wyszłam przed dom słysząc warkot samochodu. Pod sąsiedni dom zajechały dwa samochody. Jeden był osobowy, siedziało w nim pięciu chłopaków. Drugi prowadził otyły starszy pan i był to samochód dostawczy. Domyśliłam się, że ktoś wprowadził się do domu po pani Agacie. Zaciekawiona stanęłam za altanką i przypatrywałam się przeprowadzce. Z pierwszego samochodu wysiedli chłopcy i weszli do domu, a "grubasek" rozpakowywał samochód. Po kilku minutach wróciłam do domu i usiadłam na parapecie w kuchni. Myślałam, że nikt mnie nie zauważy. Niestety... Zauważył mnie jeden z chłopaków, kiedy dziękował dostawcy za pomoc. Był strasznie przystojny. Ślicznie się uśmiechał i miał piękne oczy, a jego loczki seksownie okalały twarz. Chyba zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Z dziwnym uczuciem poszłam się położyć i zasnęłam.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Powlokłam się, by je otworzyć. Bardzo mnie zdziwiło to, co zobaczyłam za nimi. Stał tam chłopak, który wczoraj mi się spodobał. Nie powiedziałam nic, więc on lekko zmieszany powiedział:
- Hej. Jestem Harry z zespołu One Direction. Zobaczyłem cię wczoraj i pomyślałem, że mogę zaprosić cię na śniadanie do naszego nowego domu.
- Ojej. Ja jestem (T.I). Pewnie, że skorzystam z zaproszenia. - wydukałam.
- Cieszę się. Biegnij się przebrać, ja poczekam. - uśmiechnął się Harry, a ja popędziłam do góry.
Ubrałam się ładnie i zeszłam na dół. Poszliśmy z Harrym do ich domu. W środku poznałam Niall’a, Zayn’a, Liam’a i Louisa. Kojarzyłam nazwę zespołu, kilka moich koleżanek fascynowało się nim, więc pomyślałam, że lepiej nie mówić im o przeprowadzce chłopaków, bo zaczną mnie nachodzić. Zjedliśmy śniadanie i Harry odprowadził mnie do domu. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać:
- Mieszkasz sama? - zapytał Harry.
- Tak. Od roku.
- Lubisz to miejsce? Jest tu spokojnie?
- Lubię to miejsce. Sąsiedzi są mili i nie odwiedzają nas żadni menele. Wolą imprezy w lasku niż w opuszczonym blokowisku. - zaśmiałam się.
- No tak. Oprowadzisz mnie jutro po mieście?
- Pewnie. Mogę was oprowadzić.
- Nie, nie. Oprowadzisz mnie, bo..
- Bo? - zapytałam ciekawa dalszej części zdania.
- Bo się w tobie zakochałem. Kocham cię!
- Też cię kocham. Spodobałeś mi się od czasu jak zobaczyłam cię z okna. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
- Zdecydowanie tak. - szepnął chłopak i wessał się w moje usta. Całowaliśmy się długo i namiętnie, a potem poszliśmy na spacer, ale już jako para.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Powlokłam się, by je otworzyć. Bardzo mnie zdziwiło to, co zobaczyłam za nimi. Stał tam chłopak, który wczoraj mi się spodobał. Nie powiedziałam nic, więc on lekko zmieszany powiedział:
- Hej. Jestem Harry z zespołu One Direction. Zobaczyłem cię wczoraj i pomyślałem, że mogę zaprosić cię na śniadanie do naszego nowego domu.
- Ojej. Ja jestem (T.I). Pewnie, że skorzystam z zaproszenia. - wydukałam.
- Cieszę się. Biegnij się przebrać, ja poczekam. - uśmiechnął się Harry, a ja popędziłam do góry.
Ubrałam się ładnie i zeszłam na dół. Poszliśmy z Harrym do ich domu. W środku poznałam Niall’a, Zayn’a, Liam’a i Louisa. Kojarzyłam nazwę zespołu, kilka moich koleżanek fascynowało się nim, więc pomyślałam, że lepiej nie mówić im o przeprowadzce chłopaków, bo zaczną mnie nachodzić. Zjedliśmy śniadanie i Harry odprowadził mnie do domu. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać:
- Mieszkasz sama? - zapytał Harry.
- Tak. Od roku.
- Lubisz to miejsce? Jest tu spokojnie?
- Lubię to miejsce. Sąsiedzi są mili i nie odwiedzają nas żadni menele. Wolą imprezy w lasku niż w opuszczonym blokowisku. - zaśmiałam się.
- No tak. Oprowadzisz mnie jutro po mieście?
- Pewnie. Mogę was oprowadzić.
- Nie, nie. Oprowadzisz mnie, bo..
- Bo? - zapytałam ciekawa dalszej części zdania.
- Bo się w tobie zakochałem. Kocham cię!
- Też cię kocham. Spodobałeś mi się od czasu jak zobaczyłam cię z okna. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
- Zdecydowanie tak. - szepnął chłopak i wessał się w moje usta. Całowaliśmy się długo i namiętnie, a potem poszliśmy na spacer, ale już jako para.
Król Louis III, część 2 (Nutelaria ♥)
- Harry? Co to? - jęczył Niall.
- Uspokuj się, to.. to tylko..
- TO TYLKO CO?!
- Cii... Zaraz się przekonamy.
- Chyba nie zamierzasz tam wejść? - powiedział Niall wskazując głową w niewielką chatkę.
Jednak Harry ruszył już przed siebie. Szedł pewny siebie, a gdy doszedł do drzwi lekko zapukał.
- Halo? Jest tam kto?
Jednak nikt nic nie powiedział. Było słyszeć kroki, później była cisza, lecz nagle.. Coś runęło. Coś spadło i był wielki hałas.
- HALO? Co tam się dzieje?! - Harry nie czekając dłużej wszedł do środka.
Zobaczył wielki bałagan. Wszystko się potłukło. A na środku stał człowiek. Znaczy chyba to był człowiek. Był strasznie blady, miał długi płaszcz i czapkę na głowie.
- Ooo. Dzieeeń.. Dzień dobry. - przywitał się rycerz Harry.
- Witam. Bardzo .. Bardzo przepraszam za ten bałagan, właśnie sprzątałem, używając magii, tak jak poradził mi mój kuzyn, ale stukanie do drzwi mnie rozproszyło i.. No sam widzisz. A tak wogóle jestem Liam. Bardzo przepraszam, że się nie przedstawiłem.
- To ja przepraszam, że przeszkadzam, ale usłyszałem hałasy. A ja to Rycerz Harry. Pomóc w czymś?
- Nie, nie. Napijesz się czegoś?
- Nie, ja już muszę iść.
- A gdzie ci się spieszy?
- Cóż... Mam pewną misję. Ja i mój sługa Niall musimy znaleźć potwora, który żyje w tutejszych lasach, aby król Louis się nie martwił.
- Bardzo ciekawe... Słuchaj, nie przydałby ci się jakiś pomocnik? Z chęcią bym gdzieś się wybrał... Te cztery ściany doprowadzają mnie do szału.
- Eee.. To znaczy...
- Na pewno się przydam! Jestem bardzo utalentowanym czarodziejem! Locomotor! - w tej chwili Harry uniósł się w powietrzu.
- Co się dzieje?!
- Widzisz?
- Dobra, dobra możesz z nami iść. Ale obiecaj, że nigdy więcej tak nie zrobisz.
- Oczywiście.
Liam i Harry wyszli z chatki.
"Dziwne - pomyślał Harry - Od zewnątrz ten budynek wygląda.. Jakoś mniejszy."
- H-h-harry? Kto to? - zapytał się Niall.
- Witam serdecznie. Jestem Liam. Jestem czarodziejem, na pewno się wam przydam. Nie pożałujecie!
- Strasznie rozgadany jesteś. - teraz Niall zwrócił się do Harrego - a ja jak coś powiem to od razu mnie uciszasz.
- Oj tam. On na prawde nam się przyda.
Teraz każdy młodzieniec jechał na swym rumaku, Liam miał swojego własnego konia. Teraz jechali dalej, przed siebie. Zaczynało robić się ciemno. Księżyc był już wysoko na niebie, otoczony gwiazdami. Niebo były bezchmurne.
- Wiecie, wydaje mi się, że gdzieś już widziałem to drzewo - zaczął Liam.
- Hmmm. Pomyślmy, może pół godziny temu? I godzinę! I DWIE! Harry, zgubiliśmy się! - powiedział Niall z pełnymi ustami.
- To niemożliwe! Przecież mapa...
- I co, ty niby taki mądry! - oburzył się Niall.
- Wypraszam sobie! Ty już jesz piąty bochenek chleba, który był naszym ostatnim! - krzyknął Harry.
- Ciii, uspokujcie się. Emocjami nie rozwiążemy problemów.
- Pffffff.
Teraz jechali w ciszy, kolejny raz mijając to samo drzewo. Księżyc wydawał się ciągle patrzyć na jeźdźców z góry. Gwiazdy świeciły wysoko. Wydawało się, że... Śpiewały. Dźwięk stawał się bardziej wyraźniejszy i głośniejszy.
"Forever young, I wanna be forever Young
Do you really want to live forever, forever, forever young."
Nutelaria ♥
- Uspokuj się, to.. to tylko..
- TO TYLKO CO?!
- Cii... Zaraz się przekonamy.
- Chyba nie zamierzasz tam wejść? - powiedział Niall wskazując głową w niewielką chatkę.
Jednak Harry ruszył już przed siebie. Szedł pewny siebie, a gdy doszedł do drzwi lekko zapukał.
- Halo? Jest tam kto?
Jednak nikt nic nie powiedział. Było słyszeć kroki, później była cisza, lecz nagle.. Coś runęło. Coś spadło i był wielki hałas.
- HALO? Co tam się dzieje?! - Harry nie czekając dłużej wszedł do środka.
Zobaczył wielki bałagan. Wszystko się potłukło. A na środku stał człowiek. Znaczy chyba to był człowiek. Był strasznie blady, miał długi płaszcz i czapkę na głowie.
- Ooo. Dzieeeń.. Dzień dobry. - przywitał się rycerz Harry.
- Witam. Bardzo .. Bardzo przepraszam za ten bałagan, właśnie sprzątałem, używając magii, tak jak poradził mi mój kuzyn, ale stukanie do drzwi mnie rozproszyło i.. No sam widzisz. A tak wogóle jestem Liam. Bardzo przepraszam, że się nie przedstawiłem.
- To ja przepraszam, że przeszkadzam, ale usłyszałem hałasy. A ja to Rycerz Harry. Pomóc w czymś?
- Nie, nie. Napijesz się czegoś?
- Nie, ja już muszę iść.
- A gdzie ci się spieszy?
- Cóż... Mam pewną misję. Ja i mój sługa Niall musimy znaleźć potwora, który żyje w tutejszych lasach, aby król Louis się nie martwił.
- Bardzo ciekawe... Słuchaj, nie przydałby ci się jakiś pomocnik? Z chęcią bym gdzieś się wybrał... Te cztery ściany doprowadzają mnie do szału.
- Eee.. To znaczy...
- Na pewno się przydam! Jestem bardzo utalentowanym czarodziejem! Locomotor! - w tej chwili Harry uniósł się w powietrzu.
- Co się dzieje?!
- Widzisz?
- Dobra, dobra możesz z nami iść. Ale obiecaj, że nigdy więcej tak nie zrobisz.
- Oczywiście.
Liam i Harry wyszli z chatki.
"Dziwne - pomyślał Harry - Od zewnątrz ten budynek wygląda.. Jakoś mniejszy."
- H-h-harry? Kto to? - zapytał się Niall.
- Witam serdecznie. Jestem Liam. Jestem czarodziejem, na pewno się wam przydam. Nie pożałujecie!
- Strasznie rozgadany jesteś. - teraz Niall zwrócił się do Harrego - a ja jak coś powiem to od razu mnie uciszasz.
- Oj tam. On na prawde nam się przyda.
Teraz każdy młodzieniec jechał na swym rumaku, Liam miał swojego własnego konia. Teraz jechali dalej, przed siebie. Zaczynało robić się ciemno. Księżyc był już wysoko na niebie, otoczony gwiazdami. Niebo były bezchmurne.
- Wiecie, wydaje mi się, że gdzieś już widziałem to drzewo - zaczął Liam.
- Hmmm. Pomyślmy, może pół godziny temu? I godzinę! I DWIE! Harry, zgubiliśmy się! - powiedział Niall z pełnymi ustami.
- To niemożliwe! Przecież mapa...
- I co, ty niby taki mądry! - oburzył się Niall.
- Wypraszam sobie! Ty już jesz piąty bochenek chleba, który był naszym ostatnim! - krzyknął Harry.
- Ciii, uspokujcie się. Emocjami nie rozwiążemy problemów.
- Pffffff.
Teraz jechali w ciszy, kolejny raz mijając to samo drzewo. Księżyc wydawał się ciągle patrzyć na jeźdźców z góry. Gwiazdy świeciły wysoko. Wydawało się, że... Śpiewały. Dźwięk stawał się bardziej wyraźniejszy i głośniejszy.
"Forever young, I wanna be forever Young
Do you really want to live forever, forever, forever young."
Nutelaria ♥
czwartek, 11 lipca 2013
1 Rozdział Zmierzchu ( by Lensi ) + wstęp :D Pierwsze spotkanie ♥
Stephenie Meyer - Oryginał
( Lensi:3) - Przerobienie
Zmierzch ( Thone Zmierzchon xD )
"Ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno jeść, bo gdy z nigo spożyjesz niechybnie umrzesz"- Księga urodzaju 2, 17 (BT)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, jak chciałabym umrzeć - Nawet mimo wydarzeń ostatnich miesięcy. Ale chodźbym próbowała, z pewnością nie wpadłabym na coś podobnego. Sparaliżowana wpatrywałam się w ciemne oczy drapieżcy stojącego na przeciwległym końcu długiego pomieszczenia, a on przygląał mi się z uśmiechem. Oto miałam oddać życie za kogoś inego, za kogoś, kogo kochałam. To dobra śmierć, bez wątpienia. Szlachetny postępek. Coś znaczącego. Gdybym nie przeniosła się do Forks, nie stałabym teraz oko w oko z mordercą, wiedziałam o tym dobrze. ale mimo to nie potrafiłam zmusić mego kołaczącego serca do pożałowania decyzji o przeprowadzce. Właśnie tu spotkało mnie szczęście, o jakim nawet nie marzyłam, i nie warto było rozpaczać, że słodki sen dobiegał końca. Nie zmieniając przyjaznego wyrazu twarzy, morderczy łowca ruszył w moją stronę, by zadać ostateczny cios.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
1. pierwsze spotkanie.
Jadąc z mamą na lotnisko, szeroko otworzyłyśmy samochodowe okna. W Phoenix były dwadzieścia cztery stopnie w cieniu przy absolutnie bezchmurnym niebie. Miałam na sobie moją ulubioną koszulkę- bez rękawów, z białej siateczki - włożoną specjalnie z okazji wyjazdu. Do samolotu zamierzałam wziąć kurtkę. Celem podróży było miasteczko Forks położone na północno- zachodnim krańcu stanu Waszynkton, na półwyspie Olimpic. Pada tam częściej niż w jakim kolwiek innym miejscu w Stanach i jest to jedyna rzecz jaka wyróżnia tę mieścinę. To właśnie przed tymi posępnymi, deszczowymi chmurami uciekła moja matka, gdy miałam zaledwie pare miesięcy. Ona uciekła, ale ja musiałam spędzać w Forks bite cztery tygodnie każdego lata. Wreszcie, jako czternastolatka, zbuntowałam się i od trzech lat jezdziłam z tatą, co roku na dwutygodniowe wakacje do Kaliforni. Mimo to zgodziłam się tam wrócić . Sama skazałam się na wygnanie. Byłam przerażona. Nienawidziłam tego miejsca.Za to Phoenix uwielbiałam. Kochałam je za słońce i upał, za bijącą od tego miasta żywotność, za tępo, z jakim się rozwijało.
-Patty - odezwała się mama w hali odlotów - pamiętaj , że nie musisz tego robić.- powiedziała to po raz setny i nie wątpliwie ostatni. Moja mama wyglądała zupełnie jak ja z krótkimi włosami i pierwszymi zmarszczkami mimicznymi.Spojrzałam jej w oczy - ma wielkie oczy dziecka - o poczułam narastającą panikę. Jak mogłam zostawić samą taką nieobliczalną i nieprzytomną osobą? Czy sobie poradzi ?Oczywiście , miała teraz Phila, rachunki będą zatem płacone w terminie, lodówka i bak pełny, a jeśli się zgobi,będzie miała do kogo zadzwonić, ale mimo to...
- Ale ja na prawde chce jechać.- skłamałam. Nigdy nie byłam uzdolnionym kłamcą, ale ostatnio powtarzałam to zdanie tak często, że brzmiało już niemal przekonująco.
- Pozdrów ode mnie Charliego.
- Nie zapomnę.
- Niedługo się zobaczymy – powiedziała z przekonaniem w głosie.
- Możesz wrócić do domu w każdej chwili. Tylko zadzwoń, a zaraz się pojawię. Miałam świadomość, że ta obietnica sporo ją kosztuje.
- Nic się nie martw. Będzie fajnie. Kocham cię, mamo. Przytuliła mnie mocno do siebie i trzymała tak długą chwilę, a potem wsiadłam do samolotu i już jej nie zahaczyłam.
Czekały mnie cztery godziny lotu z Phoenix do Seattle, potem godzina w awionetce do Port Angeles i wreszcie godzina jazdy z lotniska do Forks. Nie bałam się latania, tylko właśnie tej godziny w aucie sam na sam z moim tatą Charliem. Do tej pory zachowywał się bez zarzutu. Najwyraźniej naprawdę się cieszył, że miałam z nim po raz pierwszy zamieszkać niemal na stałe. Zapisał mnie już do liceum i obiecał pomóc w kupnie auta. Mimo to byłam pewna, że będziemy nieco skrępowani. Żadne z nas nie należało do ludzi gadatliwych, a i tak nie wiedziałabym za bardzo, o czym tu opowiadać. Zdawałam sobie sprawę, że moja decyzja go zaskoczyła – podobnie jak mama, nigdy nie ukrywałam niechęci do Forks. Gdy wylądowałam w Port Angeles, padał deszcz, ale nie wzięłam tego za złą wróżbę – ot, było to po prostu nieuniknione. Pożegnałam się ze słońcem już kilka godzin wcześniej. Charlie przyjechał po mnie radiowozem. Tego też się spodziewałam – tato jest w Forks komendantem policji. To właśnie, dlatego, mimo poważnego braku funduszy, chciałam jak najszybciej sprawić sobie samochód – żeby nie wożono mnie po okolicy w aucie z kogutem na dachu. Nic tak nie zwalnia ruchu na drodze jak gliniarz.Gdy schodziłam niezdarnie po schodkach na płytę lotniska, przytrzymał mnie odruchowo, jednocześnie jakby ściskając na powitanie jedną ręką.
- Jak dobrze cię widzieć, Patty Nie zmieniłaś się zbytnio. Co słychać u Renee?
- U mamy wszystko w porządku. Też się cieszę, że cię widzę, tato. – Nie wolno mi było mówić do niego po imieniu. Miałam zaledwie parę toreb, bo większość moich ubrań nie pasowała do klimatu stanu Waszyngton. Wprawdzie wysupłałyśmy z mamą trochę grosza na powiększenie mojej zimowej garderoby, ale i tak było tego niewiele. Wszystko bez trudu zmieściło się w bagażniku radiowozu.
- Znalazłem dobre auto, jak dla ciebie. Naprawdę tanie – oznajmił mi tato po zapięciu pasów.
- Jaka to marka? – Nie spodobało mi się to „jak dla ciebie”.
- Chevrolet. Właściwie to Pick – up.
- Gdzie go znalazłeś?
- Pamiętasz Billy’ego Blacka z La Push? – La Push to maleńki rezerwat Indian nad samym morzem.
- Nie.
- Jeździliśmy razem na ryby – podpowiedział Charlie.
To by wyjaśniało, dlaczego go nie pamiętałam. Jestem prawdziwą mistrzynią w wymazywaniu z pamięci bolesnych i niepotrzebnych wspomnień.
- Jeździ teraz na wózku inwalidzkim – ciągnął tato – więc nie może już prowadzić. Obiecał, że sprzeda mi go tanio.
- Jaki to rocznik? – Sądząc po jego minie, miał nadzieję, że nie zadam tego pytania.
- No cóż, Billy nieźle się napracował przy silniku, teraz jest prawie jak nowy. Chyba nie wierzył, że poddam się tak łatwo.
- W którym roku kupił auto?
- Bodajże w 1984.
- I to rok produkcji?
- Hm, nie. Sądzę, że pochodzi z wczesnych lat sześćdziesiątych. Góra z późnych pięćdziesiątych – przyznał nieco zawstydzony.
- Wiesz, że nie znam się na samochodach, tato. Jeśli coś się zepsuje, sama sobie nie poradzę, a nie stać mnie na mechanika…
- Spokojnie, bryka pracuje bez zarzutu. Teraz już takich nie robią. Bryka? Hm… Może nie będzie tak źle. Przynajmniej nie musiałam już szukać ksywki dla samochodu.
- Tanio, czyli ile? – Tu nie mogłam iść na kompromis.
- Widzisz, skarbie, ja go już poniekąd kupiłem – Charlie zerknął na mnie nieśmiało, z nadzieją w oczach. – Jako prezent powitalny. Bomba. Bryka za darmo.
- Och, naprawdę nie musiałeś. Byłam gotowa sama za wszystko zapłacić.
- To nic takiego. Chcę, żebyś była tu szczęśliwa. – Mówiąc to, tato patrzył prosto przed siebie na drogę. Zawsze wstydził się mówić o uczuciach. Odziedziczyłam to po nim, więc także odwróciłam głowę.
- To wspaniały gest, dziękuję. – A co do bycia szczęśliwą w Forks, po co wspominać, że żadne auto tu nie pomoże. To po prostu nierealne. Ale tato nie musiał o tym wiedzieć, a i ja nie miałam zamiaru zaglądać darowanemu Pick – upowi pod maskę.
- Ech, no, nie ma, za co – wymamrotał Charlie zmieszany moim podziękowaniem. Wymieniliśmy jeszcze parę uwag dotyczących pogody – nadal padało – i to by było na tyle. Wpatrywaliśmy się w drogę w milczeniu. Okolica była niezaprzeczalnie piękna. Wszystko tonęło w zieleni: korony drzew, ich pokryte mchem pnie, porośnięta paprociami ziemia. Nawet powietrze wydawało się zielone w świetle sączącym się przez baldachim z igieł. Przez tę wszechobecną zieleń czułam się jak na obcej planecie. W końcu zajechaliśmy na miejsce. Charlie nadal mieszkał w niewielkim domku z dwiema sypialniami, kupionym jeszcze z matką tuż po ślubie. Zresztą wszystko, co zrobili jako mąż i żona, zrobili tuż po ślubie. Później nie byli już po prostu małżeństwem. Przed domem, który od lat wyglądał tak samo, stał nowy – nowy dla mnie – samochód. Miał wyblakły czerwony lakier, zaokrąglone zderzaki i staromodnie opływową szoferkę. O dziwo, z miejsca przypadł mi do gustu. Nic miałam pewności, czy zapali, ale umiałam sobie wyobrazić siebie za jego kierownicą. Na dodatek był to jeden z tych solidnych modeli, które są praktycznie niezniszczalne – jeden z tych, które w filmach nie mają choćby jednej rysy po staranowaniu jakiegoś zagranicznego Sedana.
- Kurczę, tato, jest wystrzałowy! Dzięki! – Pozbyłam się przy najmniej jednej z ponurych wizji dotyczących pierwszego dnia w nowej szkole. Nie musiałam już wybierać pomiędzy trzy kilometrowym spacerem w deszczu a zajechaniem na lekcje w radio wozie.
- Cieszę się, że ci się podoba – szepnął Charlie zakłopotany. Cały bagaż zdołaliśmy wnieść na piętro za jednym zamachem. Dostałam sypialnię wychodzącą na zachód, na podjazd przed domem, tę samą, w której spalam dawniej każdego lata. Drewniana podłoga, bladoniebieskie ściany, spadzisty sufit, pożółkłe firanki – wszystko to przywoływało wspomnienia. W kącie pokoju nadal stal mój miniaturowy fotel bujany. Jedyne zmiany, jakich Charlie kiedykolwiek tu dokonał, to wymiana łóżeczka na zwykle łóżko i wstawienie biurka, gdy osiągnęłam wiek szkolny. Na owym biurku stal teraz komputer kupiony z drugiej ręki, z modemem podłączonym do gniazdka telefonicznego kablem przymocowanym do podłogi zszywkami. Internetu zażądała mama, abyśmy mogły kontaktować się z sobą bez przeszkód. W domu było tylko jedna łazienka, niewielkie pomieszczenie u szczytu schodów. Miałam ją rzecz jasna dzielić z Charliem, ale o tym starałam się jeszcze nie myśleć. Brak nadopiekuńczości jest jedną z najlepszych cech taty. Zostawił mnie samą, żebym się rozpakowała i rozgościła. Mama nie byłaby w stanie zdobyć się na coś takiego. A tak nareszcie mogłam przestać się uśmiechać. Wpatrywałam się przez chwilę zrezygnowana w ścianę deszczu za szybą i uroniłam kilka łez, ale tylko kilka. Resztę planowałam zachować na wieczór, jako gwałtowny akompaniament do rozmyślań o jutrzejszym dniu. Do miejscowego gimnazjum i liceum chodziło raptem trzystu pięćdziesięciu siedmiu (ze mną pięćdziesięciu ośmiu) uczniów, gdy w Phoenix tylko mój rocznik liczył siedemset osób. W dodatku wszystkie te dzieciaki z Forks dorastały razem – ba, nawet ich dziadkowie znali się od dzieciństwa! Miałam szansę stać się wytykanym palcami dziwadłem z wielkiego miasta. Gdybym, chociaż wyglądała, jak przystało na dziewczynę z gorącego południa, gdybym była opaloną, wysportowaną blondynką, taką, co to gra w szkolnej drużynie siatkówki albo występuje w zespole przed meczami, może wtedy wyróżniałabym się na korzyść. Ale nic z tego. Mój wygląd nie mógł mi pomóc. Chociaż w Phoenix zawsze świeciło słońce, moja skóra przypominała odcieniem kość słoniową, a nie miałam ani brązowych oczu ani czarnych włosów które jakoś by ten fenomen tłumaczyły. Byłam szczupła, ale nie nabita, więc każdy widział, że żadna ze mnie sportsmenka. Do sportów brakowało mi po prostu niezbędnej koordynacji ruchowej, dlatego każde moje wyjście na boisko kończyło się publicznym upokorzeniem i obrażeniami, którym ulegali z mojej winy także inni zawodnicy. Gdy skończyłam już układać ubrania w starej sosnowej komodzie, poszłam z kosmetyczką do naszej wspólnej łazienki odświeżyć się po podróży. Rozczesując splątane, wilgotne włosy, przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Może to tylko ta deszczowa pogoda za oknem, ale wyglądałam jak blada rekonwalescentka. Czasem bywałam nawet zadowolona ze swojej cery – nieskazitelnej, niemal przezroczystej – ale wszystko zależało od odpowiedniego oświetlenia. Tu jednak nie mogłam liczyć na nic lepszego. Patrząc tak na siebie, doszłam do wniosku, że nie ma, co się oszukiwać. Nie chodziło tylko o wygląd. Skoro nie znalazłam dla siebie miejsca w szkole z trzema tysiącami uczniów, czy mogłam mieć nadzieję, że poradzę sobie w Forks?Nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami przychodziło mi z trudem. Tak naprawdę, nawiązywanie kontaktów z kimkolwiek przychodziło mi z trudem. Nawet mama, która była mi najbliższą osobą pod słońcem, nie potrafiła do końca przebić się przez moją skorupę. Nigdy nie nadawałyśmy na tych samych falach. Czasami zastanawiałam się, czy naprawdę odbieram świat w ten sam sposób, co inni. Może mam coś z głową? Mniejsza o przyczynę, liczył się efekt. A jutro to miał być dopiero początek. Nie spałam za dobrze tej pierwszej nocy, nawet szlochanie w poduszkę mnie nie uspokoiło. Nie potrafiłam przywyknąć do ciągłego szumu wiatru i deszczowych werbli bijących o dach. Naciągnęłam na głowę starą, wyblakłą kołdrę, a potem dołożyłam jeszcze poduszkę, ale i tak zasnęłam dopiero po północy, kiedy ulewa przeszła w końcu w kapuśniak. Rano za oknem widać było tylko gęstą mgłę i powoli zaczęła dawać mi się we znaki klaustrofobia. Bez błękitu nieba czułam się jak w klatce.Przy śniadaniu nie rozmawialiśmy za dużo. Charlie życzył mi powodzenia, a ja podziękowałam grzecznie, pewna, że jego życzenie się nie spełni. Los nie miał w zwyczaju się do mnie uśmiechać. Tato pierwszy wyszedł z domu i pojechał na komisariat, który skutecznie zastępował mu żonę. Po jego wyjściu siedziałam przez dłuższą chwilę przy dębowym stole na jednym z trzech krzeseł, z których każde było inne, i lustrowałam wzrokiem niewielką kuchnię. Nic się tu nie zmieniło. Ściany wyłożone były ciemnym drewnem, szafki jaskrawożółte, a podłoga z linoleum. Szafki pomalowała osiemnaście lat wcześniej moja mama, usiłując rozjaśnić wnętrze domu. Nad niewielkim kominkiem w przylegającym do kuchni skromnym saloniku wisiał rząd fotografii: rodzice w dniu ślubu w Las Vegas, nasza trójka w szpitalu po moim narodzeniu (zdjęcie autorstwa uczynnej pielęgniarki) i wreszcie – liczne świadectwa mego dorastania, aż do ubiegłego roku. Kolekcja ta budziła we mnie pewne zażenowanie i planowałam namówić tatę, żeby ją usunął, przynajmniej do czasu mojego wyjazdu. Cały wystrój domu był wyraźnym świadectwem tego, że Charlie nadal kocha moją mamę, i nie czułam się z tą myślą najlepiej. Nie chciałam zjawić się w szkole zbyt wcześnie, ale nie mogłam też się spóźnić. Włożyłam, więc kurtkę – miała w sobie coś z kombinezonu do usuwania odpadów radioaktywnych – i dzielnie wyszłam na deszcz.Nadal mżyło, choć nie dość, żebym przemokła do suchej nitki, gdy sięgałam po klucz od drzwi wejściowych, jak zawsze schowany nieopodal pod okapem. Przekręciłam go w zamku i ruszyłam w stronę auta. Denerwowały mnie cmoknięcia, z jakim moje nowe wodoodporne traperki zagłębiały się w błotnistej nawierzchni podjazdu. Brakowało mi znajomego odgłosu szurania w żwirze. Nie mogłam też niestety podziwiać dłużej mojej furgonetki – spieszno mi było wydostać się z wilgotnej mgiełki, która przylepiała się do moich włosów mimo kaptura. We wnętrzu samochodu było sucho i przytulnie. Ktoś – Billy lub Charlie – niewątpliwie tu posprzątał, ale beżowa tapicerka wozu nadal lekko pachniała tytoniem, benzyną i miętową gumą do żucia. Dzięki Bogu, silnik zapalił za pierwszym razem, ale wył doprawdy przeraźliwie. Cóż, tak sędziwe auto musiało mieć jakieś wady. Byłam jednak mile zaskoczona tym, że działa równie sędziwe radio.Ze znalezieniem szkoły nie miałam kłopotów, chociaż nigdy w niej przedtem nie byłam. Jak wszystkie ważniejsze budynki, stała przy głównej drodze. Nie wyglądała zresztą na szkołę, ale upewniła mnie tablica. Moje nowe liceum składało się z kilkunastu zbudowanych w podobnym stylu pawilonów z czerwonej cegły. Z początku nic byłam w stanie ocenić, ile ich właściwie jest, tyle rosło wokół drzew krzewów. To miejsce nie miało w sobie nic z placówki wychowawczej. Gdzie ogrodzenie z siatki, pomyślałam z nostalgią, gdzie wykrywacze metalu przy wejściu? Zaparkowałam przed pierwszym budynkiem, ponieważ nad drzwiami dostrzegłam tabliczkę z napisem „dyrekcja”. Nie stał tam żaden inny samochód, więc z pewnością parkowanie było w tym miejscu niedozwolone, ale stwierdziłam, że wolę zapytać w środku o drogę na parking, niż krążyć jak głupia w deszczu. Opuściwszy z niechęcią rdzewiejącą szoferkę, podążyłam do wejścia brukowaną ścieżką obramowaną ciemnym żywopłotem. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech. W środku było cieplej i jaśniej, niż się spodziewałam. Podłogę pokrywała wytrzymała wykładzina w pomarańczowe ciapki, z boku stało kilka składanych krzesełek dla oczekujących interesantów, a ściany upstrzone były trofeami i ogłoszeniami. Głośno tykał wielki zegar. Wszędzie pałętały się rośliny w plastikowych donicach, jakby mało było zieleni na zewnątrz. Pomieszczenie przedzielał długi kontuar zastawiony przepełnionymi drucianymi koszyczkami na dokumenty, a każdy koszyczek oznaczony był jaskrawą naklejką. Za jednym z trzech znajdujących się za ladą biurek siedziała rudowłosa okularnica w fioletowym podkoszulku. Ten podkoszulek nieco zbił mnie z tropu. Kobieta podniosła wzrok.
- W czym mogę pomóc?
- Nazywam się Pattryshia Casterwille oświadczyłam. Oczy sekretarki rozbłysły – najwyraźniej doskonale wiedziała, kim jestem. Z pewnością byłam już tematem plotek. Tak, tak, to ja, córka pana komendanta i jego narwanej byłej żony.
- Oczywiście, oczywiście. – Kobieta zaczęła grzebać w przeraźliwie wysokiej stercie papierzysk na swoim biurku, aż wreszcie znalazła to, czego szukała. – Mam tutaj twój plan lekcji i mapkę szkoły. – Z plikiem kartek w dłoni podeszła do kontuaru. Wyjaśniła mi, jak przemieszczać się w ciągu dnia z klasy do klasy, pokazując najdogodniejsze trasy na mapce, i wręczyła arkusz, na którym miał się podpisać każdy z moich nauczycieli; musiałam go jej oddać po lekcjach. Pożegnała mnie z uśmiechem, podobnie jak Charlie, życząc mi powodzenia. Odwzajemniłam uśmiech, mając nadzieję, że wygląda przekonująco. Gdy wróciłam do auta, zaczęli się już zjeżdżać inni uczniowie. Żeby trafić na parking, wystarczyło jechać za nimi. Na szczęście większość samochodów była równie sędziwa, co mój, zero szpanu. W Phoenix mieszkałam w dzielnicy Paradisc Valley, gdzie należałyśmy z mamą do uboższej mniejszości. Pod szkołami nieraz widywało się nowiutkie mercedesy i porsche. Tu jednak najlepszym wozem było lśniące volvo i niewątpliwie się wyróżniało. Mimo wszystko, gdy tylko mogłam, wyłączyłam ryczący silnik, żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Zanim wysiadłam, przestudiowałam dokładnie mapkę z nadzieją, że nie będę musiała później obnosić się z nią cały dzień. Wsunęłam papiery do torby, zarzuciłam ją na ramię i znowu wzięłam głęboki oddech. Poradzisz sobie, szepnęłam do siebie bez przekonania. Nikt cię przecież nie ugryzie. Westchnęłam i wyślizgnęłam się z auta. Idąc w stronę pełnego nastolatków chodnika, starałam się chować twarz w kapturze. Z ulgą zauważyłam, że w zwykłej czarnej kurtce nie odstaję zbytnio od reszty. Minąwszy stołówkę, budynek łatwością zlokalizowałam budynek nr 3, w którym miałam mieć pierwszą lekcję: na jego narożniku, na białym tle wymalowano wielką czarną trójkę. Podeszłam do drzwi, dysząc niczym ofiara hiperwentylacji, ale postanowiłam wziąć się w garść i weszłam do środka śladem dwóch młodocianych osób bliżej nieokreślonej pici. Klasa nie była duża. Para przede mną zatrzymała się tuż za progiem, żeby powiesić kurtki na zamocowanych w ścianie haczykach. Poszłam za ich przykładem. Okazało się, że to dwie dziewczyny – blondynka o porcelanowej cerze i blada szatynka. dziewczyny – blondynka o porcelanowej cerze i blada szatynka. Przynajmniej jednym nie musiałam się wyróżniać.Podeszłam do nauczyciela, żeby złożył podpis na moim arkuszu. Był to wysoki, łysiejący mężczyzna, niejaki Mason, jeśli wierzyć tabliczce na jego biurku. Gdy przeczytał moje nazwisko, przyjrzał mi się uważniej (nie było to zbyt miłe z jego strony), a ja oczywiście spłonęłam rumieńcem. Dzięki Bogu, kazał mi przynajmniej usiąść w pustej ławce z tyłu klasy, nie przedstawiając mnie najpierw wszystkim obecnym. Trudno im było gapić się na mnie, wykręcając głowy, ale to ich nie powstrzymywało, starałam się, więc nie odrywać wzroku od otrzymanej przed chwilą listy lektur. Nie była zbytnio zaawansowana: Bronte, Szekspir, Chaucer, Faulkner… Wszystko czytałam wcześniej. Było to trochę pocieszające, ale i zapowiadało nudę. Zaczęłam się zastanawiać, czy mama przysłałaby mi teczkę z moimi starymi wypracowaniami, czy też uznałaby to za oszustwo. Spędziłam lekcję, wymyślając, jak potoczyłaby się ta dyskusja, nauczyciel tymczasem tłumaczył coś monotonnym głosem. Gdy zabrzęczał dzwonek, wyrośnięty pryszczaty chudzielec o kruczoczarnych włosach przechylił się nad przejściem między ławkami, żeby ze mną porozmawiać.
- Pattryshia Casterwille prawda ? Wyglądał na przesadnie uczynnego chłopaka i członka koła szachowego.
- Patty Casterwille – poprawiłam. Siedzące w pobliżu osoby odwróciły się w moim kierunku.
- Gdzie masz następną lekcję?
- Chwilka. – Musiałam wyjąć plan z torby.- WOS z Jeffersonem, w budynku nr 6.Nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Zewsząd otaczały mnie ciekawskie spojrzenia.
- Ja idę do czwórki, mogę pokazać ci drogę. – Tak, facet był przesadnie uczynny.
- Mam na imię Eric.
- Dzięki. – Uśmiechnęłam się niepewnie. Włożyliśmy kurtki i wyszliśmy na deszcz, który tymczasem wezbrał na sile. Mogłabym przysiąc, że kilka osób specjalnie wlokło się za nami, by podsłuchiwać. Miałam nadzieję, że to nie początki paranoi.
- I co, inaczej tu niż w Phoenix, prawda? – spytał Eric.
- Bardzo.
- Chyba nie pada tam zbyt często?
- Trzy, cztery razy do roku.
- Kurczę, ciekawe, jak to jest.
- Jest słonecznie – odparłam.
- Nie jesteś zbytnio opalona.
- Moja mama jest w połowie albinosem.Chłopak zaczął przyglądać mi się z zaciekawieniem. Westchnęłam zrezygnowana. Najwyraźniej wilgotny klimat działał destrukcyjnie na poczucie humoru. Jeszcze kilka miesięcy, pomyślałam, a zapomnę, co to jest sarkazm. Obeszliśmy znów stołówkę i Eric odprowadził mnie pod same drzwi pawilonu koło sali gimnastycznej, chociaż ten był wyraźnie oznaczony.
- No cóż, powodzenia – powiedział, gdy już dotykałam klamki.
- Może okaże się, że mamy razem jeszcze inną lekcję. – Wydawało się, że naprawdę mu na tym zależy. Obdarzyłam go bladym uśmiechem i weszłam do środka. Reszta przedpołudnia przebiegła według podobnego schematu. Pan Verner, nauczyciel trygonometrii, którego i tak bym nienawidziła ze względu na sam przedmiot, był jedynym, który kazał mi wyjść przed klasę i się przedstawić. Coś tam wyjąkałam, cała czerwona, i potknęłam się o własne buty, wracając do ławki. Po dwóch lekcjach zaczęłam rozpoznawać pierwsze twarze. Zawsze też trafiał się ktoś śmielszy, kto podchodził do mnie, mówił, jak ma na imię, i wypytywał o to, jak mi się podoba w Forks. Starałam się być dyplomatyczna, więc w dużej mierze po prostu kłamałam. Przynajmniej nie potrzebowałam już mapki.Pewna dziewczyna usiadła przy mnie i na trygonometrii, i na hiszpańskim, a potem poszła ze mną do stołówki na lunch. Była niziutka, przy moich 162 cm niższa ode mnie przynajmniej o głowę, ale nie rzucało się to tak bardzo w oczy dzięki jej fryzurze – burzy skłębionych, ciemnych loków. Nie pamiętałam, jak ma na imię, uśmiechałam się, więc tylko i kiwałam głową, przysłuchując się opisom lekcji i nauczycieli. Nie starałam się za tym wszystkim nadążać. Usiadłyśmy na końcu stołu pełnego jej znajomych, których rzecz jasna mi przedstawiła, ale imiona wlatywały mi jednym uchem, a wylatywały drugim. Wszyscy zdawali się być pod wrażeniem tego, że moja towarzyszka miała odwagę mnie zagadnąć. Eric, chłopak poznany na angielskim, pomachał mi z drugiego końca sali.To właśnie wtedy, jedząc lunch i próbując rozmawiać z siódemką wścibskich nieznajomych, po raz pierwszy ich zobaczyłam. Siedzieli w kącie na przeciwległym krańcu stołówki. Było ich pięcioro. Nie rozmawiali i nie jedli, choć przed każdym stała taca nietkniętego posiłku. W odróżnieniu od większości uczniów nie gapili się na mnie, można się, więc było im przyglądać bez obawy, że któreś mnie na tym przyłapie. Ale to nic ten brak zainteresowania moją osobą mnie zaintrygował. Na pierwszy rzut oka nie byli do siebie ani trochę podobni. Z trzech chłopców jeden, brunet z krótkimi nażwlowanymi włosami był naprawdę wielki – umięśniony jak zawodowy ciężarowiec. Drugi, wyższy i szczuplejszy, ale też dość napakowany, miał włosy koloru brązowego Trzeci, z rozczochraną, blond czupryną, nie imponował budową ciała i wyglądał na najmłodszego z trójki. Tamci dwaj mogliby już chodzić do college’u albo nawet pracować tu jako nauczyciele. Dziewczyny były swoimi przeciwieństwami. Ta wyższa miała posągową figurę modelki i długie do polowy pleców, delikatnie falujące jasny brąz włosy. Wystarczyło przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, żeby stracić wiarę we własne wdzięki. Ta niższa, chudziutka i słodka, urodą przypominała chochlika. Miała krótką, kruczoczarną, nastroszoną fryzurkę. Mimo to cała piątka wyróżniała się w podobny sposób. Wszyscy byli chorobliwie bladzi, bledsi niż jakikolwiek inny uczeń z tego nieznającego słońca miasteczka. Bledsi niż ja, potomek albinosa. Wszyscy, niezależnie od odmiennego koloru włosów, mieli także bardzo ciemne oczy, a pod oczami głębokie cienie – sine, niemal fioletowe. Jakby zarwali noc albo dochodzili do siebie po złamaniu nosa. Tyle, że ich nosy i w ogóle rysy twarzy były idealne, bez jednej skazy.Ale to jeszcze nic wszystko.Nie mogłam oderwać wzroku od tej dziwnej grupy, ponieważ ich twarze, tak odmienne, a tak do siebie podobne, były porażająco, nieludzko wręcz piękne. Takich twarzy nie spotyka się w rzeczywistym świecie, co najwyżej na wygładzanych komputerowo fotografiach w czasopismach o modzie lub na obrazach starych mistrzów, gdzie należą do aniołów. Trudno było zdecydować, które z piątki jest najpiękniejsze – może brąz włosa
piękność albo chłopak o blond włosach? Unikali wzroku innych uczniów, a i wzroku swoich kompanów, ich spojrzenia zdawały się prześlizgiwać po otoczeniu bez cienia zainteresowania. Niższa z dziewczyn wstała właśnie i podniosła ze stołu tacę – nawet nie otworzyła butelki z napojem ani nie nadgryzła jabłka – i odeszła z gracją spacerującej po wybiegu modelki. Przypatrywałam się oczarowana jej krokom godnym baletnicy, póki nie odstawiła tacy, by zniknąć za tylnymi drzwiami, co uczyniła szybciej, niż to się wydawało możliwe. Zerknęłam na pozostałą czwórkę, ale siedzieli nieporuszeni.
- Co to za jedni, u licha? – zapytałam dziewczynę poznaną na hiszpańskim, której imię wyleciało mi z głowy. Kiedy podniosła głowę, żeby zobaczyć, o kogo chodzi – chociaż wywnioskowała to już prawdopodobnie z tonu mojego głosu.
- Jeden z tamtych chłopaków, ten szczupły i chyba najmłodszy, spojrzał na nią znienacka. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, potem zaś przeniósł wzrok na mnie. Odwrócił się w okamgnieniu, szybciej niż ja sama, choć zawstydzona natychmiast spuściłam oczy. Jego twarz, widoczna przez chwilę w pełnej krasie, nie zdradzała żadnych emocji – jakby zareagował odruchowo, bo ktoś wymienił głośno jego imię, i zorientował się w porę, że nie musi odpowiadać. Moja sąsiadka przy stoliku zachichotała zażenowana, rzucając w stronę grupki ukradkowe spojrzenie.
- To Niall i Louis Horanowie ( xDDD ) – wyszeptała – z Eleanor Payne i Liamem Paynem. Ta, która wyszła, to Agatha Horan. Wszyscy mieszkają u doktora Cullena i jego żony.Zerknęłam w stronę niesamowitej czwórki. Chłopak z Blond czupryną wpatrywał się teraz w swoją tacę, rozrywając na drobne kawałki obwarzanek. Miał bardzo długie i blade palce. Poruszał przy tym niezwykle szybko ustami, choć jego idealne wargi były ledwie rozchylone. Pozostała trójka nadal nic patrzyła w jego kierunku, ale, nie wiedzieć, czemu, byłam przekonana, że chłopak coś do nich mówi. Dziwne imiona, pomyślałam, rzadko spotykane. Chyba, że w pokoleniu naszych dziadków. Ale kto wie, może taka tu jest moda? Może to małomiasteczkowe imiona? Przypomniało mi się w końcu, że moja sąsiadka ma na imię Jessica. Przynajmniej to imię było zupełnie normalne. W Phoenix dwie Jessiki chodziły ze mną na historię.
- Całkiem fajni ci faceci – powiedziałam. Było oczywiste, że to niedopowiedzenie.
- O tak! – Jessica ponownie zachichotała. – Tyle, że wszyscy są sparowani. No wiesz, Louis chodzi z Eleanor a Liam z Agathą. I mieszkają razem – podkreśliła. W jej glosie wyczułam prowincjonalne zgorszenie. Ale, jeśli miałam być szczera, podobny układ i w Phoenix byłby tematem plotek.
- Którzy to bracia Horanowie? pytałam. – Nie wyglądają na spokrewnionych.
- Bo i nie są. Doktor Cullen to jeszcze miody facet, ma góra trzydzieści parę lat. Cala piątka jest adoptowana. Ale Paynowie to bliźniaki Takich starych to się chyba nie adoptuje, prawda?
- Pani Cullen przygarnęła Liama i Eleanor dy mieli osiem lat. Teraz mają osiemnaście. To chyba ich ciotka czy coś.
- Miło z ich strony. No wiesz, że zaopiekowali się tymi wszystkimi dziećmi, i to w młodym wieku.
- Pewnie tak – przyznała Jessica niechętnie, co wzbudziło moje podejrzenia, że z jakiegoś powodu nie przepada za doktorem Cullenem i jego żoną. Sądząc ze spojrzeń, jakie rzucała w stronę adoptowanej gromadki, powodem tym była zwykła zazdrość. -Myślę, że pani Cullen nie może mieć dzieci – dodała, jakby miało to umniejszyć szczodrość tej pary. Co jakiś czas w ciągu tej rozmowy zerkałam w stronę stołu dziwnego rodzeństwa. Nadal wpatrywali się półprzytomnie w ściany i nic nie jedli.
- Ta rodzina to od dawna mieszka w Forks? – zapytałam. Powinnam ich była przecież zauważyć któregoś lata.
- Nie – odparła Jessica nieco zdziwiona, jakby nawet dla osoby nowo przybyłej powinno być to oczywiste. – Sprowadzili się tu dwa lata temu z jakiejś miejscowości na Alasce. Wiadomość tę przyjęłam z ulgą. Nie byłam jedynym cudakiem z innego stanu i z pewnością nie wyróżniałam się tak wyglądem czy zachowaniem. Zrobiło mi się ich nawet trochę żal, że mimo urody są nic do końca akceptowanymi outsiderami. Gdy tak się im przyglądałam, najmłodszy chłopak, a więc jeden z Horanów. podniósł głowę i nasze oczy się spotkały. Tym razem jego mina niewątpliwie zdradzała zainteresowanie. Odwróciłam wzrok, ale miałam wrażenie, że spodziewał się po mnie jakiejś innej reakcji.
- Ten z blond
to, który? – spytałam. Kątem oka widziałam, że nadal na mnie patrzy, ale nie gapi się nachalnie tak jak inni wcześniej. Wydawał się czymś odrobinę zmartwiony. Po raz kolejny spuściłam oczy.
- To Niall Wiem, wygląda zabójczo, ale nie zawracaj nim sobie głowy. Nie chodzi na randki. Najwyraźniej – żachnęła się, rozżalona – żadna z miejscowych dziewczyn nie jest dla niego dostatecznie ładna. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy mógł odrzucić jej zaloty, i musiałam przygryźć wargę, żeby ukryć uśmiech. Niall siedział teraz odwrócony do nas bokiem, ale wydawało mi się, że ma uniesiony policzek, jakby też się właśnie uśmiechał.Po kilku minutach cała czwórka się oddaliła. Podobnie jak Agatha poruszali się z niezwykłą gracją – nawet ten z mięśniami ciężarowca. Trudno było patrzeć na to spokojnie. Niall uż więcej na mnie nic zerkał. Siedziałam w stołówce z Jessicą i jej znajomymi dłużej, niż gdybym była sama, nie chciałam jednak spóźnić się pierwszego dnia na żadną lekcję. W końcu okazało się, że jedna z moich nowych znajomych, która inteligentnie przypomniała mi, że ma na imię Angela, chodzi ze mną na biologię, więc poszłyśmy razem. Nie rozmawiałyśmy po drodze – ona też była nieśmiała. Kiedy weszłyśmy do klasy, Angela usiadła przy jednym ze stołów laboratoryjnych z czarnym blatem, takich samych jak w mojej szkole w Phoenix. Niestety, miała już sąsiadkę. Właściwie to wszystkie miejsca były zajęte z wyjątkiem jednego na środku – koło Nialla Horana którego rozpoznałam po oryginalnym kolorze włosów. Podchodząc do biurka nauczyciela, żeby się przedstawić i poprosić o podpisanie arkusza, przyglądałam się chłopakowi ukradkiem. Kiedy go mijałam, cały zesztywniał i, co dziwne, rzucił mi rozwścieczone spojrzenie. Zaszokowana natychmiast odwróciłam wzrok i oblałam się rumieńcem. Potknęłam się o jakąś książkę i musiałam się podeprzeć o stół, żeby nie upaść. Siedząca przy nim dziewczyna zachichotała. Zauważyłam, że oczy Nialla a były czarne jak węgiel.Pan Banner podpisał mój arkusz i wydał mi podręcznik, nie zaprzątając sobie głowy jakimś idiotycznym przedstawianiem mnie klasie. Poczułam, że będzie nam się dobrze współpracować. Oczywiście, nie mając wyboru, musiał poprosić mnie, żebym usiadła koło Horana Nie wiedząc, co myśleć o wrogiej reakcji chłopaka, starałam się wcale na niego nie patrzeć. Położyłam swój podręcznik na stole i zajęłam miejsce. Zauważyłam przy tym kątem oka, że mój sąsiad zmienił w tym czasie pozycję. Odsunął się, jak mógł najdalej, niemal już spadał z krzesła i odwrócił twarz, jakbym wydzielała jakąś niemiłą woń. Dyskretnie powąchałam swoje włosy, ale czułam tylko ulubiony szampon o zapachu truskawek. Trudno było uwierzyć, że kogoś to odrzuca. Odgarnęłam włosy na prawe ramię, tak, żeby w jakiś sposób nas oddzielały, i starałam się skupić na tym, co mówił nauczyciel. Niestety, lekcja dotyczyła budowy komórki, którą już znałam. Mimo to robiłam staranne notatki.Nie mogłam się powstrzymać i od czasu do czasu zerkałam na Nialla zza kurtyny włosów. Przez całą godzinę się nie rozluźnił i nadal siedział na samym skraju ławki. Zauważyłam, że lewą dłoń oparł na udzie i zacisnął w pięść tak mocno, że widać było ścięgna. Tego uścisku także nie rozluźnił. Miał na sobie białą bluzę z długimi rękawami, ale te podwinął do łokci. Jego ręce okazały się z bliska zaskakująco mocne i muskularne. Wzięłam go wcześniej za chucherko pewnie, dlatego, że siedział koło brata – ciężarowca. Lekcja zdawała się dłuższa niż inne. Może byłam już trochę zmęczona, a może czekałam na to, aż chłopak wreszcie rozluźni dłoń? Jak długo mógł ją tak ściskać? Do tego siedział całkiem nieruchomo i chyba wcale nie oddychał. O co chodziło? Zawsze się tak zachowywał, czy jak? Zaczęłam dochodzić do wniosku, że źle oceniłam Jessicę. Może jej niechęć nie wynikała ani z zazdrości, ani z odrzucenia? To nie mogło mieć ze mną nic wspólnego. Ten facet widział mnie pierwszy raz w życiu. Po raz kolejny zerknęłam w jego stronę i natychmiast tego pożałowałam. Znów na mnie patrzył, a jego czarne oczy pełne były obrzydzenia. Cała się skurczyłam, a do głowy przyszło mi wyrażenie „gdyby spojrzenia mogły zabijać”. W tym samym momencie zabrzęczał dzwonek i aż podskoczyłam na krześle. Niall Horan zerwał się z miejsca kocim ruchem, cały czas odwrócony do mnie plecami – okazało się, że jest o wiele wyższy, niż mi się wcześniej wydawało – i wypadł na dwór, zanim ktokolwiek inny w klasie zdążył choćby wstać. Siedziałam sparaliżowana, wpatrując się półprzytomnie w drzwi, za którymi zniknął. Co to za psychopata? To nie było
fair. Zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy. Starałam się pohamować przy tym narastający we mnie gniew, bałam się, bowiem, że z oczu pociekną mi zaraz łzy. Nie wiedzieć, czemu, jedno z drugim było u mnie powiązane. To żenujące, ale często płakałam ze zdenerwowania.
-Jesteś Patryshia Casterwille prawda ??? – zapytał męski głos. Podniosłam wzrok. Koło mnie stal śliczny chłopak o słodkiej twarzy elfa i jasnych włosach pozlepianych żelem w pedantycznie rozmieszczone kolce. Ten tu z pewnością nie uważał, że śmierdzę.
-Patty Casterwille – uściśliłam z uśmiechem.
- Mike.
- Cześć, Mike.
- Może pomóc ci znaleźć następną salę?
- Idę do sali gimnastycznej, więc raczej nie powinnam mieć kłopotów z trafieniem.
- O, ja też mam WF. – Wydawał się tym zbiegiem okoliczności podekscytowany, choć w lak malej szkole nie było to przecież nic takiego. Poszliśmy razem. Gadał jak najęty, za co właściwie byłam mu wdzięczna. Do dziesiątego roku życia mieszkał w Kalifornii, więc wiedział, jak musi mi brakować słońca. Dowiedziałam się, że chodzi też ze mną na angielski. Był najsympatyczniejszą osobą, jaką poznałam tu do tej pory.Ale gdy wchodziliśmy już do szatni, spytał:
- A co to było z Niallem Horanem ?. Dźgnęłaś go ołówkiem, czy co? Zachowywał się jak wariat. Wzdrygnęłam się. A więc nie tylko ja to zauważyłam. A jego reakcja odbiegała od normy. Postanowiłam udać, że nie wiem, o co chodzi.
- To ten, obok którego siedziałam na biologii?
- Zgadza się. Wyglądał, jakby go coś bolało, czy co.
- Hm… Nawet się do niego nie odezwałam.
- To dziwny gość. – Mike zatrzymał się na chwilę, zamiast iść do swojej szatni. – Gdybym to ja miał fuksa siedzieć koło ciebie, na pewno bym cię zagadnął. Pożegnałam go uśmiechem. Był miły i bez wątpienia mu się spodobałam, ale na Horana nadal byłam wściekła. Nauczyciel WF – u, pan Clapp, uświadomił mnie, że w tym stanie jego przedmiot jest obowiązkowy w każdej klasie liceum. W Arizonie wystarczyło zaliczyć dwa lata. Pobyt w Forks miał być najwyraźniej moją drogą krzyżową. Trener znalazł dla mnie strój w odpowiednim rozmiarze, ale dzięki Bogu nie kazał mi się przebrać. Przyglądałam się, więc tylko czterem meczom siatkówki rozgrywanym jednocześnie, wspominając, ileż to razy odniosłam obrażenia – i ilu innych zawodników uszkodziłam – uprawiając tę uroczą dyscyplinę. Na samą myśl o niej zbierało mi się na wymioty. W końcu doczekałam się dzwonka i poczłapałam do sekretariatu oddać arkusz z podpisami. Nie padało już, ale przybrał na sile chłodny wiatr. Objęłam się rękoma. Wszedłszy o przytulnego biura, zbaraniałam i zapragnęłam natychmiast się wycofać. Przy kontuarze stał nie, kto inny, jak Niall Horan Rozpoznałam go po rozczochranych Blond włosach. Na szczęście nie zwrócił uwagi na to, że do pomieszczenia weszła nowa osoba. Przycisnęłam się do ściany, czekając na swoją kolej. Chłopak wykłócał się o coś z sekretarką. Miał niski, pociągający głos. Z zasłyszanych strzępków szybko zorientowałam się, w czym rzecz. Usiłował zmienić swój plan lekcji tak, aby chodzić z inną grupą na biologię. Trudno mi było uwierzyć, że to wszystko przeze mnie. Musiała istnieć jakaś inna przyczyna, coś wydarzyło się w sali od biologii zanim do niej weszłam. To, dlatego, a nie przeze mnie, był taki wzburzony. Przecież nie mógł, ot tak, zapałać do mnie nienawiścią. Ktoś otworzył drzwi i podmuch zimnego wiatru, który wpadł do sekretariatu, przekartkował dokumenty i pozostawił moje włosy w nieładzie. Nowo przybyła odłożyła tylko kartkę do jednego z koszyczków i zaraz wyszła, ale Niall Horan zesztywniał. Obrócił się powoli i nasze oczy się spotkały. Jego twarz nadal była piękna – zważywszy na sytuację, absurdalnie piękna – ale wzrok miał przepełniony mieszaniną agresji i wstrętu. Przez chwilę bałam się, że się na mnie rzuci. Ciarki przebiegły mi po plecach. Spojrzenie chłopaka zmroziło mnie bardziej niż szalejąca za oknami wichura. Wszystko to trwało tylko kilka sekund.
- Trudno – powiedział do sekretarki aksamitnym głosem, od wróciwszy się do mnie na powrót plecami.
- Widzę, że rzeczywiście nic nie da się zrobić. Dziękuję za fatygę. – I wyszedł, nie patrząc w moją stronę. Podeszłam do kontuaru na miękkich nogach i podałam kobiecie arkusz z podpisami. Twarz musiałam mieć białą jak prześcieradło.
- I jak ci minął pierwszy dzień, złotko? – spytała sekretarka opiekuńczym tonem.
- Dobrze – skłamałam słabym głosem, Nie wyglądała na przekonaną.Kiedy wsiadałam do samochodu, parking był już niemal zupełnie pusty. Za kierownicą poczułam ulgę. Zdążyłam się już przywiązać do swojej furgonetki, była dla mnie namiastką domu w tej zarośniętej krzakami dziurze. Siedziałam tak przez jakiś czas pogrążona w myślach, ale wkrótce w szoferce zrobiło się chłodno, więc odpaliłam silnik. Całą drogę powrotną walczyłam z cisnącymi się do oczu łzami....
-------------------------
Sorry jeśli są jakieś błędy ale pisałam szubko i często mi się zacinało ale jest :3 Koment - czekasz na dalszą część ♥ ( Lensi :3)
( Lensi:3) - Przerobienie
Zmierzch ( Thone Zmierzchon xD )
"Ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno jeść, bo gdy z nigo spożyjesz niechybnie umrzesz"- Księga urodzaju 2, 17 (BT)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, jak chciałabym umrzeć - Nawet mimo wydarzeń ostatnich miesięcy. Ale chodźbym próbowała, z pewnością nie wpadłabym na coś podobnego. Sparaliżowana wpatrywałam się w ciemne oczy drapieżcy stojącego na przeciwległym końcu długiego pomieszczenia, a on przygląał mi się z uśmiechem. Oto miałam oddać życie za kogoś inego, za kogoś, kogo kochałam. To dobra śmierć, bez wątpienia. Szlachetny postępek. Coś znaczącego. Gdybym nie przeniosła się do Forks, nie stałabym teraz oko w oko z mordercą, wiedziałam o tym dobrze. ale mimo to nie potrafiłam zmusić mego kołaczącego serca do pożałowania decyzji o przeprowadzce. Właśnie tu spotkało mnie szczęście, o jakim nawet nie marzyłam, i nie warto było rozpaczać, że słodki sen dobiegał końca. Nie zmieniając przyjaznego wyrazu twarzy, morderczy łowca ruszył w moją stronę, by zadać ostateczny cios.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
1. pierwsze spotkanie.
Jadąc z mamą na lotnisko, szeroko otworzyłyśmy samochodowe okna. W Phoenix były dwadzieścia cztery stopnie w cieniu przy absolutnie bezchmurnym niebie. Miałam na sobie moją ulubioną koszulkę- bez rękawów, z białej siateczki - włożoną specjalnie z okazji wyjazdu. Do samolotu zamierzałam wziąć kurtkę. Celem podróży było miasteczko Forks położone na północno- zachodnim krańcu stanu Waszynkton, na półwyspie Olimpic. Pada tam częściej niż w jakim kolwiek innym miejscu w Stanach i jest to jedyna rzecz jaka wyróżnia tę mieścinę. To właśnie przed tymi posępnymi, deszczowymi chmurami uciekła moja matka, gdy miałam zaledwie pare miesięcy. Ona uciekła, ale ja musiałam spędzać w Forks bite cztery tygodnie każdego lata. Wreszcie, jako czternastolatka, zbuntowałam się i od trzech lat jezdziłam z tatą, co roku na dwutygodniowe wakacje do Kaliforni. Mimo to zgodziłam się tam wrócić . Sama skazałam się na wygnanie. Byłam przerażona. Nienawidziłam tego miejsca.Za to Phoenix uwielbiałam. Kochałam je za słońce i upał, za bijącą od tego miasta żywotność, za tępo, z jakim się rozwijało.
-Patty - odezwała się mama w hali odlotów - pamiętaj , że nie musisz tego robić.- powiedziała to po raz setny i nie wątpliwie ostatni. Moja mama wyglądała zupełnie jak ja z krótkimi włosami i pierwszymi zmarszczkami mimicznymi.Spojrzałam jej w oczy - ma wielkie oczy dziecka - o poczułam narastającą panikę. Jak mogłam zostawić samą taką nieobliczalną i nieprzytomną osobą? Czy sobie poradzi ?Oczywiście , miała teraz Phila, rachunki będą zatem płacone w terminie, lodówka i bak pełny, a jeśli się zgobi,będzie miała do kogo zadzwonić, ale mimo to...
- Ale ja na prawde chce jechać.- skłamałam. Nigdy nie byłam uzdolnionym kłamcą, ale ostatnio powtarzałam to zdanie tak często, że brzmiało już niemal przekonująco.
- Pozdrów ode mnie Charliego.
- Nie zapomnę.
- Niedługo się zobaczymy – powiedziała z przekonaniem w głosie.
- Możesz wrócić do domu w każdej chwili. Tylko zadzwoń, a zaraz się pojawię. Miałam świadomość, że ta obietnica sporo ją kosztuje.
- Nic się nie martw. Będzie fajnie. Kocham cię, mamo. Przytuliła mnie mocno do siebie i trzymała tak długą chwilę, a potem wsiadłam do samolotu i już jej nie zahaczyłam.
Czekały mnie cztery godziny lotu z Phoenix do Seattle, potem godzina w awionetce do Port Angeles i wreszcie godzina jazdy z lotniska do Forks. Nie bałam się latania, tylko właśnie tej godziny w aucie sam na sam z moim tatą Charliem. Do tej pory zachowywał się bez zarzutu. Najwyraźniej naprawdę się cieszył, że miałam z nim po raz pierwszy zamieszkać niemal na stałe. Zapisał mnie już do liceum i obiecał pomóc w kupnie auta. Mimo to byłam pewna, że będziemy nieco skrępowani. Żadne z nas nie należało do ludzi gadatliwych, a i tak nie wiedziałabym za bardzo, o czym tu opowiadać. Zdawałam sobie sprawę, że moja decyzja go zaskoczyła – podobnie jak mama, nigdy nie ukrywałam niechęci do Forks. Gdy wylądowałam w Port Angeles, padał deszcz, ale nie wzięłam tego za złą wróżbę – ot, było to po prostu nieuniknione. Pożegnałam się ze słońcem już kilka godzin wcześniej. Charlie przyjechał po mnie radiowozem. Tego też się spodziewałam – tato jest w Forks komendantem policji. To właśnie, dlatego, mimo poważnego braku funduszy, chciałam jak najszybciej sprawić sobie samochód – żeby nie wożono mnie po okolicy w aucie z kogutem na dachu. Nic tak nie zwalnia ruchu na drodze jak gliniarz.Gdy schodziłam niezdarnie po schodkach na płytę lotniska, przytrzymał mnie odruchowo, jednocześnie jakby ściskając na powitanie jedną ręką.
- Jak dobrze cię widzieć, Patty Nie zmieniłaś się zbytnio. Co słychać u Renee?
- U mamy wszystko w porządku. Też się cieszę, że cię widzę, tato. – Nie wolno mi było mówić do niego po imieniu. Miałam zaledwie parę toreb, bo większość moich ubrań nie pasowała do klimatu stanu Waszyngton. Wprawdzie wysupłałyśmy z mamą trochę grosza na powiększenie mojej zimowej garderoby, ale i tak było tego niewiele. Wszystko bez trudu zmieściło się w bagażniku radiowozu.
- Znalazłem dobre auto, jak dla ciebie. Naprawdę tanie – oznajmił mi tato po zapięciu pasów.
- Jaka to marka? – Nie spodobało mi się to „jak dla ciebie”.
- Chevrolet. Właściwie to Pick – up.
- Gdzie go znalazłeś?
- Pamiętasz Billy’ego Blacka z La Push? – La Push to maleńki rezerwat Indian nad samym morzem.
- Nie.
- Jeździliśmy razem na ryby – podpowiedział Charlie.
To by wyjaśniało, dlaczego go nie pamiętałam. Jestem prawdziwą mistrzynią w wymazywaniu z pamięci bolesnych i niepotrzebnych wspomnień.
- Jeździ teraz na wózku inwalidzkim – ciągnął tato – więc nie może już prowadzić. Obiecał, że sprzeda mi go tanio.
- Jaki to rocznik? – Sądząc po jego minie, miał nadzieję, że nie zadam tego pytania.
- No cóż, Billy nieźle się napracował przy silniku, teraz jest prawie jak nowy. Chyba nie wierzył, że poddam się tak łatwo.
- W którym roku kupił auto?
- Bodajże w 1984.
- I to rok produkcji?
- Hm, nie. Sądzę, że pochodzi z wczesnych lat sześćdziesiątych. Góra z późnych pięćdziesiątych – przyznał nieco zawstydzony.
- Wiesz, że nie znam się na samochodach, tato. Jeśli coś się zepsuje, sama sobie nie poradzę, a nie stać mnie na mechanika…
- Spokojnie, bryka pracuje bez zarzutu. Teraz już takich nie robią. Bryka? Hm… Może nie będzie tak źle. Przynajmniej nie musiałam już szukać ksywki dla samochodu.
- Tanio, czyli ile? – Tu nie mogłam iść na kompromis.
- Widzisz, skarbie, ja go już poniekąd kupiłem – Charlie zerknął na mnie nieśmiało, z nadzieją w oczach. – Jako prezent powitalny. Bomba. Bryka za darmo.
- Och, naprawdę nie musiałeś. Byłam gotowa sama za wszystko zapłacić.
- To nic takiego. Chcę, żebyś była tu szczęśliwa. – Mówiąc to, tato patrzył prosto przed siebie na drogę. Zawsze wstydził się mówić o uczuciach. Odziedziczyłam to po nim, więc także odwróciłam głowę.
- To wspaniały gest, dziękuję. – A co do bycia szczęśliwą w Forks, po co wspominać, że żadne auto tu nie pomoże. To po prostu nierealne. Ale tato nie musiał o tym wiedzieć, a i ja nie miałam zamiaru zaglądać darowanemu Pick – upowi pod maskę.
- Ech, no, nie ma, za co – wymamrotał Charlie zmieszany moim podziękowaniem. Wymieniliśmy jeszcze parę uwag dotyczących pogody – nadal padało – i to by było na tyle. Wpatrywaliśmy się w drogę w milczeniu. Okolica była niezaprzeczalnie piękna. Wszystko tonęło w zieleni: korony drzew, ich pokryte mchem pnie, porośnięta paprociami ziemia. Nawet powietrze wydawało się zielone w świetle sączącym się przez baldachim z igieł. Przez tę wszechobecną zieleń czułam się jak na obcej planecie. W końcu zajechaliśmy na miejsce. Charlie nadal mieszkał w niewielkim domku z dwiema sypialniami, kupionym jeszcze z matką tuż po ślubie. Zresztą wszystko, co zrobili jako mąż i żona, zrobili tuż po ślubie. Później nie byli już po prostu małżeństwem. Przed domem, który od lat wyglądał tak samo, stał nowy – nowy dla mnie – samochód. Miał wyblakły czerwony lakier, zaokrąglone zderzaki i staromodnie opływową szoferkę. O dziwo, z miejsca przypadł mi do gustu. Nic miałam pewności, czy zapali, ale umiałam sobie wyobrazić siebie za jego kierownicą. Na dodatek był to jeden z tych solidnych modeli, które są praktycznie niezniszczalne – jeden z tych, które w filmach nie mają choćby jednej rysy po staranowaniu jakiegoś zagranicznego Sedana.
- Kurczę, tato, jest wystrzałowy! Dzięki! – Pozbyłam się przy najmniej jednej z ponurych wizji dotyczących pierwszego dnia w nowej szkole. Nie musiałam już wybierać pomiędzy trzy kilometrowym spacerem w deszczu a zajechaniem na lekcje w radio wozie.
- Cieszę się, że ci się podoba – szepnął Charlie zakłopotany. Cały bagaż zdołaliśmy wnieść na piętro za jednym zamachem. Dostałam sypialnię wychodzącą na zachód, na podjazd przed domem, tę samą, w której spalam dawniej każdego lata. Drewniana podłoga, bladoniebieskie ściany, spadzisty sufit, pożółkłe firanki – wszystko to przywoływało wspomnienia. W kącie pokoju nadal stal mój miniaturowy fotel bujany. Jedyne zmiany, jakich Charlie kiedykolwiek tu dokonał, to wymiana łóżeczka na zwykle łóżko i wstawienie biurka, gdy osiągnęłam wiek szkolny. Na owym biurku stal teraz komputer kupiony z drugiej ręki, z modemem podłączonym do gniazdka telefonicznego kablem przymocowanym do podłogi zszywkami. Internetu zażądała mama, abyśmy mogły kontaktować się z sobą bez przeszkód. W domu było tylko jedna łazienka, niewielkie pomieszczenie u szczytu schodów. Miałam ją rzecz jasna dzielić z Charliem, ale o tym starałam się jeszcze nie myśleć. Brak nadopiekuńczości jest jedną z najlepszych cech taty. Zostawił mnie samą, żebym się rozpakowała i rozgościła. Mama nie byłaby w stanie zdobyć się na coś takiego. A tak nareszcie mogłam przestać się uśmiechać. Wpatrywałam się przez chwilę zrezygnowana w ścianę deszczu za szybą i uroniłam kilka łez, ale tylko kilka. Resztę planowałam zachować na wieczór, jako gwałtowny akompaniament do rozmyślań o jutrzejszym dniu. Do miejscowego gimnazjum i liceum chodziło raptem trzystu pięćdziesięciu siedmiu (ze mną pięćdziesięciu ośmiu) uczniów, gdy w Phoenix tylko mój rocznik liczył siedemset osób. W dodatku wszystkie te dzieciaki z Forks dorastały razem – ba, nawet ich dziadkowie znali się od dzieciństwa! Miałam szansę stać się wytykanym palcami dziwadłem z wielkiego miasta. Gdybym, chociaż wyglądała, jak przystało na dziewczynę z gorącego południa, gdybym była opaloną, wysportowaną blondynką, taką, co to gra w szkolnej drużynie siatkówki albo występuje w zespole przed meczami, może wtedy wyróżniałabym się na korzyść. Ale nic z tego. Mój wygląd nie mógł mi pomóc. Chociaż w Phoenix zawsze świeciło słońce, moja skóra przypominała odcieniem kość słoniową, a nie miałam ani brązowych oczu ani czarnych włosów które jakoś by ten fenomen tłumaczyły. Byłam szczupła, ale nie nabita, więc każdy widział, że żadna ze mnie sportsmenka. Do sportów brakowało mi po prostu niezbędnej koordynacji ruchowej, dlatego każde moje wyjście na boisko kończyło się publicznym upokorzeniem i obrażeniami, którym ulegali z mojej winy także inni zawodnicy. Gdy skończyłam już układać ubrania w starej sosnowej komodzie, poszłam z kosmetyczką do naszej wspólnej łazienki odświeżyć się po podróży. Rozczesując splątane, wilgotne włosy, przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Może to tylko ta deszczowa pogoda za oknem, ale wyglądałam jak blada rekonwalescentka. Czasem bywałam nawet zadowolona ze swojej cery – nieskazitelnej, niemal przezroczystej – ale wszystko zależało od odpowiedniego oświetlenia. Tu jednak nie mogłam liczyć na nic lepszego. Patrząc tak na siebie, doszłam do wniosku, że nie ma, co się oszukiwać. Nie chodziło tylko o wygląd. Skoro nie znalazłam dla siebie miejsca w szkole z trzema tysiącami uczniów, czy mogłam mieć nadzieję, że poradzę sobie w Forks?Nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami przychodziło mi z trudem. Tak naprawdę, nawiązywanie kontaktów z kimkolwiek przychodziło mi z trudem. Nawet mama, która była mi najbliższą osobą pod słońcem, nie potrafiła do końca przebić się przez moją skorupę. Nigdy nie nadawałyśmy na tych samych falach. Czasami zastanawiałam się, czy naprawdę odbieram świat w ten sam sposób, co inni. Może mam coś z głową? Mniejsza o przyczynę, liczył się efekt. A jutro to miał być dopiero początek. Nie spałam za dobrze tej pierwszej nocy, nawet szlochanie w poduszkę mnie nie uspokoiło. Nie potrafiłam przywyknąć do ciągłego szumu wiatru i deszczowych werbli bijących o dach. Naciągnęłam na głowę starą, wyblakłą kołdrę, a potem dołożyłam jeszcze poduszkę, ale i tak zasnęłam dopiero po północy, kiedy ulewa przeszła w końcu w kapuśniak. Rano za oknem widać było tylko gęstą mgłę i powoli zaczęła dawać mi się we znaki klaustrofobia. Bez błękitu nieba czułam się jak w klatce.Przy śniadaniu nie rozmawialiśmy za dużo. Charlie życzył mi powodzenia, a ja podziękowałam grzecznie, pewna, że jego życzenie się nie spełni. Los nie miał w zwyczaju się do mnie uśmiechać. Tato pierwszy wyszedł z domu i pojechał na komisariat, który skutecznie zastępował mu żonę. Po jego wyjściu siedziałam przez dłuższą chwilę przy dębowym stole na jednym z trzech krzeseł, z których każde było inne, i lustrowałam wzrokiem niewielką kuchnię. Nic się tu nie zmieniło. Ściany wyłożone były ciemnym drewnem, szafki jaskrawożółte, a podłoga z linoleum. Szafki pomalowała osiemnaście lat wcześniej moja mama, usiłując rozjaśnić wnętrze domu. Nad niewielkim kominkiem w przylegającym do kuchni skromnym saloniku wisiał rząd fotografii: rodzice w dniu ślubu w Las Vegas, nasza trójka w szpitalu po moim narodzeniu (zdjęcie autorstwa uczynnej pielęgniarki) i wreszcie – liczne świadectwa mego dorastania, aż do ubiegłego roku. Kolekcja ta budziła we mnie pewne zażenowanie i planowałam namówić tatę, żeby ją usunął, przynajmniej do czasu mojego wyjazdu. Cały wystrój domu był wyraźnym świadectwem tego, że Charlie nadal kocha moją mamę, i nie czułam się z tą myślą najlepiej. Nie chciałam zjawić się w szkole zbyt wcześnie, ale nie mogłam też się spóźnić. Włożyłam, więc kurtkę – miała w sobie coś z kombinezonu do usuwania odpadów radioaktywnych – i dzielnie wyszłam na deszcz.Nadal mżyło, choć nie dość, żebym przemokła do suchej nitki, gdy sięgałam po klucz od drzwi wejściowych, jak zawsze schowany nieopodal pod okapem. Przekręciłam go w zamku i ruszyłam w stronę auta. Denerwowały mnie cmoknięcia, z jakim moje nowe wodoodporne traperki zagłębiały się w błotnistej nawierzchni podjazdu. Brakowało mi znajomego odgłosu szurania w żwirze. Nie mogłam też niestety podziwiać dłużej mojej furgonetki – spieszno mi było wydostać się z wilgotnej mgiełki, która przylepiała się do moich włosów mimo kaptura. We wnętrzu samochodu było sucho i przytulnie. Ktoś – Billy lub Charlie – niewątpliwie tu posprzątał, ale beżowa tapicerka wozu nadal lekko pachniała tytoniem, benzyną i miętową gumą do żucia. Dzięki Bogu, silnik zapalił za pierwszym razem, ale wył doprawdy przeraźliwie. Cóż, tak sędziwe auto musiało mieć jakieś wady. Byłam jednak mile zaskoczona tym, że działa równie sędziwe radio.Ze znalezieniem szkoły nie miałam kłopotów, chociaż nigdy w niej przedtem nie byłam. Jak wszystkie ważniejsze budynki, stała przy głównej drodze. Nie wyglądała zresztą na szkołę, ale upewniła mnie tablica. Moje nowe liceum składało się z kilkunastu zbudowanych w podobnym stylu pawilonów z czerwonej cegły. Z początku nic byłam w stanie ocenić, ile ich właściwie jest, tyle rosło wokół drzew krzewów. To miejsce nie miało w sobie nic z placówki wychowawczej. Gdzie ogrodzenie z siatki, pomyślałam z nostalgią, gdzie wykrywacze metalu przy wejściu? Zaparkowałam przed pierwszym budynkiem, ponieważ nad drzwiami dostrzegłam tabliczkę z napisem „dyrekcja”. Nie stał tam żaden inny samochód, więc z pewnością parkowanie było w tym miejscu niedozwolone, ale stwierdziłam, że wolę zapytać w środku o drogę na parking, niż krążyć jak głupia w deszczu. Opuściwszy z niechęcią rdzewiejącą szoferkę, podążyłam do wejścia brukowaną ścieżką obramowaną ciemnym żywopłotem. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech. W środku było cieplej i jaśniej, niż się spodziewałam. Podłogę pokrywała wytrzymała wykładzina w pomarańczowe ciapki, z boku stało kilka składanych krzesełek dla oczekujących interesantów, a ściany upstrzone były trofeami i ogłoszeniami. Głośno tykał wielki zegar. Wszędzie pałętały się rośliny w plastikowych donicach, jakby mało było zieleni na zewnątrz. Pomieszczenie przedzielał długi kontuar zastawiony przepełnionymi drucianymi koszyczkami na dokumenty, a każdy koszyczek oznaczony był jaskrawą naklejką. Za jednym z trzech znajdujących się za ladą biurek siedziała rudowłosa okularnica w fioletowym podkoszulku. Ten podkoszulek nieco zbił mnie z tropu. Kobieta podniosła wzrok.
- W czym mogę pomóc?
- Nazywam się Pattryshia Casterwille oświadczyłam. Oczy sekretarki rozbłysły – najwyraźniej doskonale wiedziała, kim jestem. Z pewnością byłam już tematem plotek. Tak, tak, to ja, córka pana komendanta i jego narwanej byłej żony.
- Oczywiście, oczywiście. – Kobieta zaczęła grzebać w przeraźliwie wysokiej stercie papierzysk na swoim biurku, aż wreszcie znalazła to, czego szukała. – Mam tutaj twój plan lekcji i mapkę szkoły. – Z plikiem kartek w dłoni podeszła do kontuaru. Wyjaśniła mi, jak przemieszczać się w ciągu dnia z klasy do klasy, pokazując najdogodniejsze trasy na mapce, i wręczyła arkusz, na którym miał się podpisać każdy z moich nauczycieli; musiałam go jej oddać po lekcjach. Pożegnała mnie z uśmiechem, podobnie jak Charlie, życząc mi powodzenia. Odwzajemniłam uśmiech, mając nadzieję, że wygląda przekonująco. Gdy wróciłam do auta, zaczęli się już zjeżdżać inni uczniowie. Żeby trafić na parking, wystarczyło jechać za nimi. Na szczęście większość samochodów była równie sędziwa, co mój, zero szpanu. W Phoenix mieszkałam w dzielnicy Paradisc Valley, gdzie należałyśmy z mamą do uboższej mniejszości. Pod szkołami nieraz widywało się nowiutkie mercedesy i porsche. Tu jednak najlepszym wozem było lśniące volvo i niewątpliwie się wyróżniało. Mimo wszystko, gdy tylko mogłam, wyłączyłam ryczący silnik, żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Zanim wysiadłam, przestudiowałam dokładnie mapkę z nadzieją, że nie będę musiała później obnosić się z nią cały dzień. Wsunęłam papiery do torby, zarzuciłam ją na ramię i znowu wzięłam głęboki oddech. Poradzisz sobie, szepnęłam do siebie bez przekonania. Nikt cię przecież nie ugryzie. Westchnęłam i wyślizgnęłam się z auta. Idąc w stronę pełnego nastolatków chodnika, starałam się chować twarz w kapturze. Z ulgą zauważyłam, że w zwykłej czarnej kurtce nie odstaję zbytnio od reszty. Minąwszy stołówkę, budynek łatwością zlokalizowałam budynek nr 3, w którym miałam mieć pierwszą lekcję: na jego narożniku, na białym tle wymalowano wielką czarną trójkę. Podeszłam do drzwi, dysząc niczym ofiara hiperwentylacji, ale postanowiłam wziąć się w garść i weszłam do środka śladem dwóch młodocianych osób bliżej nieokreślonej pici. Klasa nie była duża. Para przede mną zatrzymała się tuż za progiem, żeby powiesić kurtki na zamocowanych w ścianie haczykach. Poszłam za ich przykładem. Okazało się, że to dwie dziewczyny – blondynka o porcelanowej cerze i blada szatynka. dziewczyny – blondynka o porcelanowej cerze i blada szatynka. Przynajmniej jednym nie musiałam się wyróżniać.Podeszłam do nauczyciela, żeby złożył podpis na moim arkuszu. Był to wysoki, łysiejący mężczyzna, niejaki Mason, jeśli wierzyć tabliczce na jego biurku. Gdy przeczytał moje nazwisko, przyjrzał mi się uważniej (nie było to zbyt miłe z jego strony), a ja oczywiście spłonęłam rumieńcem. Dzięki Bogu, kazał mi przynajmniej usiąść w pustej ławce z tyłu klasy, nie przedstawiając mnie najpierw wszystkim obecnym. Trudno im było gapić się na mnie, wykręcając głowy, ale to ich nie powstrzymywało, starałam się, więc nie odrywać wzroku od otrzymanej przed chwilą listy lektur. Nie była zbytnio zaawansowana: Bronte, Szekspir, Chaucer, Faulkner… Wszystko czytałam wcześniej. Było to trochę pocieszające, ale i zapowiadało nudę. Zaczęłam się zastanawiać, czy mama przysłałaby mi teczkę z moimi starymi wypracowaniami, czy też uznałaby to za oszustwo. Spędziłam lekcję, wymyślając, jak potoczyłaby się ta dyskusja, nauczyciel tymczasem tłumaczył coś monotonnym głosem. Gdy zabrzęczał dzwonek, wyrośnięty pryszczaty chudzielec o kruczoczarnych włosach przechylił się nad przejściem między ławkami, żeby ze mną porozmawiać.
- Pattryshia Casterwille prawda ? Wyglądał na przesadnie uczynnego chłopaka i członka koła szachowego.
- Patty Casterwille – poprawiłam. Siedzące w pobliżu osoby odwróciły się w moim kierunku.
- Gdzie masz następną lekcję?
- Chwilka. – Musiałam wyjąć plan z torby.- WOS z Jeffersonem, w budynku nr 6.Nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Zewsząd otaczały mnie ciekawskie spojrzenia.
- Ja idę do czwórki, mogę pokazać ci drogę. – Tak, facet był przesadnie uczynny.
- Mam na imię Eric.
- Dzięki. – Uśmiechnęłam się niepewnie. Włożyliśmy kurtki i wyszliśmy na deszcz, który tymczasem wezbrał na sile. Mogłabym przysiąc, że kilka osób specjalnie wlokło się za nami, by podsłuchiwać. Miałam nadzieję, że to nie początki paranoi.
- I co, inaczej tu niż w Phoenix, prawda? – spytał Eric.
- Bardzo.
- Chyba nie pada tam zbyt często?
- Trzy, cztery razy do roku.
- Kurczę, ciekawe, jak to jest.
- Jest słonecznie – odparłam.
- Nie jesteś zbytnio opalona.
- Moja mama jest w połowie albinosem.Chłopak zaczął przyglądać mi się z zaciekawieniem. Westchnęłam zrezygnowana. Najwyraźniej wilgotny klimat działał destrukcyjnie na poczucie humoru. Jeszcze kilka miesięcy, pomyślałam, a zapomnę, co to jest sarkazm. Obeszliśmy znów stołówkę i Eric odprowadził mnie pod same drzwi pawilonu koło sali gimnastycznej, chociaż ten był wyraźnie oznaczony.
- No cóż, powodzenia – powiedział, gdy już dotykałam klamki.
- Może okaże się, że mamy razem jeszcze inną lekcję. – Wydawało się, że naprawdę mu na tym zależy. Obdarzyłam go bladym uśmiechem i weszłam do środka. Reszta przedpołudnia przebiegła według podobnego schematu. Pan Verner, nauczyciel trygonometrii, którego i tak bym nienawidziła ze względu na sam przedmiot, był jedynym, który kazał mi wyjść przed klasę i się przedstawić. Coś tam wyjąkałam, cała czerwona, i potknęłam się o własne buty, wracając do ławki. Po dwóch lekcjach zaczęłam rozpoznawać pierwsze twarze. Zawsze też trafiał się ktoś śmielszy, kto podchodził do mnie, mówił, jak ma na imię, i wypytywał o to, jak mi się podoba w Forks. Starałam się być dyplomatyczna, więc w dużej mierze po prostu kłamałam. Przynajmniej nie potrzebowałam już mapki.Pewna dziewczyna usiadła przy mnie i na trygonometrii, i na hiszpańskim, a potem poszła ze mną do stołówki na lunch. Była niziutka, przy moich 162 cm niższa ode mnie przynajmniej o głowę, ale nie rzucało się to tak bardzo w oczy dzięki jej fryzurze – burzy skłębionych, ciemnych loków. Nie pamiętałam, jak ma na imię, uśmiechałam się, więc tylko i kiwałam głową, przysłuchując się opisom lekcji i nauczycieli. Nie starałam się za tym wszystkim nadążać. Usiadłyśmy na końcu stołu pełnego jej znajomych, których rzecz jasna mi przedstawiła, ale imiona wlatywały mi jednym uchem, a wylatywały drugim. Wszyscy zdawali się być pod wrażeniem tego, że moja towarzyszka miała odwagę mnie zagadnąć. Eric, chłopak poznany na angielskim, pomachał mi z drugiego końca sali.To właśnie wtedy, jedząc lunch i próbując rozmawiać z siódemką wścibskich nieznajomych, po raz pierwszy ich zobaczyłam. Siedzieli w kącie na przeciwległym krańcu stołówki. Było ich pięcioro. Nie rozmawiali i nie jedli, choć przed każdym stała taca nietkniętego posiłku. W odróżnieniu od większości uczniów nie gapili się na mnie, można się, więc było im przyglądać bez obawy, że któreś mnie na tym przyłapie. Ale to nic ten brak zainteresowania moją osobą mnie zaintrygował. Na pierwszy rzut oka nie byli do siebie ani trochę podobni. Z trzech chłopców jeden, brunet z krótkimi nażwlowanymi włosami był naprawdę wielki – umięśniony jak zawodowy ciężarowiec. Drugi, wyższy i szczuplejszy, ale też dość napakowany, miał włosy koloru brązowego Trzeci, z rozczochraną, blond czupryną, nie imponował budową ciała i wyglądał na najmłodszego z trójki. Tamci dwaj mogliby już chodzić do college’u albo nawet pracować tu jako nauczyciele. Dziewczyny były swoimi przeciwieństwami. Ta wyższa miała posągową figurę modelki i długie do polowy pleców, delikatnie falujące jasny brąz włosy. Wystarczyło przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, żeby stracić wiarę we własne wdzięki. Ta niższa, chudziutka i słodka, urodą przypominała chochlika. Miała krótką, kruczoczarną, nastroszoną fryzurkę. Mimo to cała piątka wyróżniała się w podobny sposób. Wszyscy byli chorobliwie bladzi, bledsi niż jakikolwiek inny uczeń z tego nieznającego słońca miasteczka. Bledsi niż ja, potomek albinosa. Wszyscy, niezależnie od odmiennego koloru włosów, mieli także bardzo ciemne oczy, a pod oczami głębokie cienie – sine, niemal fioletowe. Jakby zarwali noc albo dochodzili do siebie po złamaniu nosa. Tyle, że ich nosy i w ogóle rysy twarzy były idealne, bez jednej skazy.Ale to jeszcze nic wszystko.Nie mogłam oderwać wzroku od tej dziwnej grupy, ponieważ ich twarze, tak odmienne, a tak do siebie podobne, były porażająco, nieludzko wręcz piękne. Takich twarzy nie spotyka się w rzeczywistym świecie, co najwyżej na wygładzanych komputerowo fotografiach w czasopismach o modzie lub na obrazach starych mistrzów, gdzie należą do aniołów. Trudno było zdecydować, które z piątki jest najpiękniejsze – może brąz włosa
piękność albo chłopak o blond włosach? Unikali wzroku innych uczniów, a i wzroku swoich kompanów, ich spojrzenia zdawały się prześlizgiwać po otoczeniu bez cienia zainteresowania. Niższa z dziewczyn wstała właśnie i podniosła ze stołu tacę – nawet nie otworzyła butelki z napojem ani nie nadgryzła jabłka – i odeszła z gracją spacerującej po wybiegu modelki. Przypatrywałam się oczarowana jej krokom godnym baletnicy, póki nie odstawiła tacy, by zniknąć za tylnymi drzwiami, co uczyniła szybciej, niż to się wydawało możliwe. Zerknęłam na pozostałą czwórkę, ale siedzieli nieporuszeni.
- Co to za jedni, u licha? – zapytałam dziewczynę poznaną na hiszpańskim, której imię wyleciało mi z głowy. Kiedy podniosła głowę, żeby zobaczyć, o kogo chodzi – chociaż wywnioskowała to już prawdopodobnie z tonu mojego głosu.
- Jeden z tamtych chłopaków, ten szczupły i chyba najmłodszy, spojrzał na nią znienacka. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, potem zaś przeniósł wzrok na mnie. Odwrócił się w okamgnieniu, szybciej niż ja sama, choć zawstydzona natychmiast spuściłam oczy. Jego twarz, widoczna przez chwilę w pełnej krasie, nie zdradzała żadnych emocji – jakby zareagował odruchowo, bo ktoś wymienił głośno jego imię, i zorientował się w porę, że nie musi odpowiadać. Moja sąsiadka przy stoliku zachichotała zażenowana, rzucając w stronę grupki ukradkowe spojrzenie.
- To Niall i Louis Horanowie ( xDDD ) – wyszeptała – z Eleanor Payne i Liamem Paynem. Ta, która wyszła, to Agatha Horan. Wszyscy mieszkają u doktora Cullena i jego żony.Zerknęłam w stronę niesamowitej czwórki. Chłopak z Blond czupryną wpatrywał się teraz w swoją tacę, rozrywając na drobne kawałki obwarzanek. Miał bardzo długie i blade palce. Poruszał przy tym niezwykle szybko ustami, choć jego idealne wargi były ledwie rozchylone. Pozostała trójka nadal nic patrzyła w jego kierunku, ale, nie wiedzieć, czemu, byłam przekonana, że chłopak coś do nich mówi. Dziwne imiona, pomyślałam, rzadko spotykane. Chyba, że w pokoleniu naszych dziadków. Ale kto wie, może taka tu jest moda? Może to małomiasteczkowe imiona? Przypomniało mi się w końcu, że moja sąsiadka ma na imię Jessica. Przynajmniej to imię było zupełnie normalne. W Phoenix dwie Jessiki chodziły ze mną na historię.
- Całkiem fajni ci faceci – powiedziałam. Było oczywiste, że to niedopowiedzenie.
- O tak! – Jessica ponownie zachichotała. – Tyle, że wszyscy są sparowani. No wiesz, Louis chodzi z Eleanor a Liam z Agathą. I mieszkają razem – podkreśliła. W jej glosie wyczułam prowincjonalne zgorszenie. Ale, jeśli miałam być szczera, podobny układ i w Phoenix byłby tematem plotek.
- Którzy to bracia Horanowie? pytałam. – Nie wyglądają na spokrewnionych.
- Bo i nie są. Doktor Cullen to jeszcze miody facet, ma góra trzydzieści parę lat. Cala piątka jest adoptowana. Ale Paynowie to bliźniaki Takich starych to się chyba nie adoptuje, prawda?
- Pani Cullen przygarnęła Liama i Eleanor dy mieli osiem lat. Teraz mają osiemnaście. To chyba ich ciotka czy coś.
- Miło z ich strony. No wiesz, że zaopiekowali się tymi wszystkimi dziećmi, i to w młodym wieku.
- Pewnie tak – przyznała Jessica niechętnie, co wzbudziło moje podejrzenia, że z jakiegoś powodu nie przepada za doktorem Cullenem i jego żoną. Sądząc ze spojrzeń, jakie rzucała w stronę adoptowanej gromadki, powodem tym była zwykła zazdrość. -Myślę, że pani Cullen nie może mieć dzieci – dodała, jakby miało to umniejszyć szczodrość tej pary. Co jakiś czas w ciągu tej rozmowy zerkałam w stronę stołu dziwnego rodzeństwa. Nadal wpatrywali się półprzytomnie w ściany i nic nie jedli.
- Ta rodzina to od dawna mieszka w Forks? – zapytałam. Powinnam ich była przecież zauważyć któregoś lata.
- Nie – odparła Jessica nieco zdziwiona, jakby nawet dla osoby nowo przybyłej powinno być to oczywiste. – Sprowadzili się tu dwa lata temu z jakiejś miejscowości na Alasce. Wiadomość tę przyjęłam z ulgą. Nie byłam jedynym cudakiem z innego stanu i z pewnością nie wyróżniałam się tak wyglądem czy zachowaniem. Zrobiło mi się ich nawet trochę żal, że mimo urody są nic do końca akceptowanymi outsiderami. Gdy tak się im przyglądałam, najmłodszy chłopak, a więc jeden z Horanów. podniósł głowę i nasze oczy się spotkały. Tym razem jego mina niewątpliwie zdradzała zainteresowanie. Odwróciłam wzrok, ale miałam wrażenie, że spodziewał się po mnie jakiejś innej reakcji.
- Ten z blond
to, który? – spytałam. Kątem oka widziałam, że nadal na mnie patrzy, ale nie gapi się nachalnie tak jak inni wcześniej. Wydawał się czymś odrobinę zmartwiony. Po raz kolejny spuściłam oczy.
- To Niall Wiem, wygląda zabójczo, ale nie zawracaj nim sobie głowy. Nie chodzi na randki. Najwyraźniej – żachnęła się, rozżalona – żadna z miejscowych dziewczyn nie jest dla niego dostatecznie ładna. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy mógł odrzucić jej zaloty, i musiałam przygryźć wargę, żeby ukryć uśmiech. Niall siedział teraz odwrócony do nas bokiem, ale wydawało mi się, że ma uniesiony policzek, jakby też się właśnie uśmiechał.Po kilku minutach cała czwórka się oddaliła. Podobnie jak Agatha poruszali się z niezwykłą gracją – nawet ten z mięśniami ciężarowca. Trudno było patrzeć na to spokojnie. Niall uż więcej na mnie nic zerkał. Siedziałam w stołówce z Jessicą i jej znajomymi dłużej, niż gdybym była sama, nie chciałam jednak spóźnić się pierwszego dnia na żadną lekcję. W końcu okazało się, że jedna z moich nowych znajomych, która inteligentnie przypomniała mi, że ma na imię Angela, chodzi ze mną na biologię, więc poszłyśmy razem. Nie rozmawiałyśmy po drodze – ona też była nieśmiała. Kiedy weszłyśmy do klasy, Angela usiadła przy jednym ze stołów laboratoryjnych z czarnym blatem, takich samych jak w mojej szkole w Phoenix. Niestety, miała już sąsiadkę. Właściwie to wszystkie miejsca były zajęte z wyjątkiem jednego na środku – koło Nialla Horana którego rozpoznałam po oryginalnym kolorze włosów. Podchodząc do biurka nauczyciela, żeby się przedstawić i poprosić o podpisanie arkusza, przyglądałam się chłopakowi ukradkiem. Kiedy go mijałam, cały zesztywniał i, co dziwne, rzucił mi rozwścieczone spojrzenie. Zaszokowana natychmiast odwróciłam wzrok i oblałam się rumieńcem. Potknęłam się o jakąś książkę i musiałam się podeprzeć o stół, żeby nie upaść. Siedząca przy nim dziewczyna zachichotała. Zauważyłam, że oczy Nialla a były czarne jak węgiel.Pan Banner podpisał mój arkusz i wydał mi podręcznik, nie zaprzątając sobie głowy jakimś idiotycznym przedstawianiem mnie klasie. Poczułam, że będzie nam się dobrze współpracować. Oczywiście, nie mając wyboru, musiał poprosić mnie, żebym usiadła koło Horana Nie wiedząc, co myśleć o wrogiej reakcji chłopaka, starałam się wcale na niego nie patrzeć. Położyłam swój podręcznik na stole i zajęłam miejsce. Zauważyłam przy tym kątem oka, że mój sąsiad zmienił w tym czasie pozycję. Odsunął się, jak mógł najdalej, niemal już spadał z krzesła i odwrócił twarz, jakbym wydzielała jakąś niemiłą woń. Dyskretnie powąchałam swoje włosy, ale czułam tylko ulubiony szampon o zapachu truskawek. Trudno było uwierzyć, że kogoś to odrzuca. Odgarnęłam włosy na prawe ramię, tak, żeby w jakiś sposób nas oddzielały, i starałam się skupić na tym, co mówił nauczyciel. Niestety, lekcja dotyczyła budowy komórki, którą już znałam. Mimo to robiłam staranne notatki.Nie mogłam się powstrzymać i od czasu do czasu zerkałam na Nialla zza kurtyny włosów. Przez całą godzinę się nie rozluźnił i nadal siedział na samym skraju ławki. Zauważyłam, że lewą dłoń oparł na udzie i zacisnął w pięść tak mocno, że widać było ścięgna. Tego uścisku także nie rozluźnił. Miał na sobie białą bluzę z długimi rękawami, ale te podwinął do łokci. Jego ręce okazały się z bliska zaskakująco mocne i muskularne. Wzięłam go wcześniej za chucherko pewnie, dlatego, że siedział koło brata – ciężarowca. Lekcja zdawała się dłuższa niż inne. Może byłam już trochę zmęczona, a może czekałam na to, aż chłopak wreszcie rozluźni dłoń? Jak długo mógł ją tak ściskać? Do tego siedział całkiem nieruchomo i chyba wcale nie oddychał. O co chodziło? Zawsze się tak zachowywał, czy jak? Zaczęłam dochodzić do wniosku, że źle oceniłam Jessicę. Może jej niechęć nie wynikała ani z zazdrości, ani z odrzucenia? To nie mogło mieć ze mną nic wspólnego. Ten facet widział mnie pierwszy raz w życiu. Po raz kolejny zerknęłam w jego stronę i natychmiast tego pożałowałam. Znów na mnie patrzył, a jego czarne oczy pełne były obrzydzenia. Cała się skurczyłam, a do głowy przyszło mi wyrażenie „gdyby spojrzenia mogły zabijać”. W tym samym momencie zabrzęczał dzwonek i aż podskoczyłam na krześle. Niall Horan zerwał się z miejsca kocim ruchem, cały czas odwrócony do mnie plecami – okazało się, że jest o wiele wyższy, niż mi się wcześniej wydawało – i wypadł na dwór, zanim ktokolwiek inny w klasie zdążył choćby wstać. Siedziałam sparaliżowana, wpatrując się półprzytomnie w drzwi, za którymi zniknął. Co to za psychopata? To nie było
fair. Zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy. Starałam się pohamować przy tym narastający we mnie gniew, bałam się, bowiem, że z oczu pociekną mi zaraz łzy. Nie wiedzieć, czemu, jedno z drugim było u mnie powiązane. To żenujące, ale często płakałam ze zdenerwowania.
-Jesteś Patryshia Casterwille prawda ??? – zapytał męski głos. Podniosłam wzrok. Koło mnie stal śliczny chłopak o słodkiej twarzy elfa i jasnych włosach pozlepianych żelem w pedantycznie rozmieszczone kolce. Ten tu z pewnością nie uważał, że śmierdzę.
-Patty Casterwille – uściśliłam z uśmiechem.
- Mike.
- Cześć, Mike.
- Może pomóc ci znaleźć następną salę?
- Idę do sali gimnastycznej, więc raczej nie powinnam mieć kłopotów z trafieniem.
- O, ja też mam WF. – Wydawał się tym zbiegiem okoliczności podekscytowany, choć w lak malej szkole nie było to przecież nic takiego. Poszliśmy razem. Gadał jak najęty, za co właściwie byłam mu wdzięczna. Do dziesiątego roku życia mieszkał w Kalifornii, więc wiedział, jak musi mi brakować słońca. Dowiedziałam się, że chodzi też ze mną na angielski. Był najsympatyczniejszą osobą, jaką poznałam tu do tej pory.Ale gdy wchodziliśmy już do szatni, spytał:
- A co to było z Niallem Horanem ?. Dźgnęłaś go ołówkiem, czy co? Zachowywał się jak wariat. Wzdrygnęłam się. A więc nie tylko ja to zauważyłam. A jego reakcja odbiegała od normy. Postanowiłam udać, że nie wiem, o co chodzi.
- To ten, obok którego siedziałam na biologii?
- Zgadza się. Wyglądał, jakby go coś bolało, czy co.
- Hm… Nawet się do niego nie odezwałam.
- To dziwny gość. – Mike zatrzymał się na chwilę, zamiast iść do swojej szatni. – Gdybym to ja miał fuksa siedzieć koło ciebie, na pewno bym cię zagadnął. Pożegnałam go uśmiechem. Był miły i bez wątpienia mu się spodobałam, ale na Horana nadal byłam wściekła. Nauczyciel WF – u, pan Clapp, uświadomił mnie, że w tym stanie jego przedmiot jest obowiązkowy w każdej klasie liceum. W Arizonie wystarczyło zaliczyć dwa lata. Pobyt w Forks miał być najwyraźniej moją drogą krzyżową. Trener znalazł dla mnie strój w odpowiednim rozmiarze, ale dzięki Bogu nie kazał mi się przebrać. Przyglądałam się, więc tylko czterem meczom siatkówki rozgrywanym jednocześnie, wspominając, ileż to razy odniosłam obrażenia – i ilu innych zawodników uszkodziłam – uprawiając tę uroczą dyscyplinę. Na samą myśl o niej zbierało mi się na wymioty. W końcu doczekałam się dzwonka i poczłapałam do sekretariatu oddać arkusz z podpisami. Nie padało już, ale przybrał na sile chłodny wiatr. Objęłam się rękoma. Wszedłszy o przytulnego biura, zbaraniałam i zapragnęłam natychmiast się wycofać. Przy kontuarze stał nie, kto inny, jak Niall Horan Rozpoznałam go po rozczochranych Blond włosach. Na szczęście nie zwrócił uwagi na to, że do pomieszczenia weszła nowa osoba. Przycisnęłam się do ściany, czekając na swoją kolej. Chłopak wykłócał się o coś z sekretarką. Miał niski, pociągający głos. Z zasłyszanych strzępków szybko zorientowałam się, w czym rzecz. Usiłował zmienić swój plan lekcji tak, aby chodzić z inną grupą na biologię. Trudno mi było uwierzyć, że to wszystko przeze mnie. Musiała istnieć jakaś inna przyczyna, coś wydarzyło się w sali od biologii zanim do niej weszłam. To, dlatego, a nie przeze mnie, był taki wzburzony. Przecież nie mógł, ot tak, zapałać do mnie nienawiścią. Ktoś otworzył drzwi i podmuch zimnego wiatru, który wpadł do sekretariatu, przekartkował dokumenty i pozostawił moje włosy w nieładzie. Nowo przybyła odłożyła tylko kartkę do jednego z koszyczków i zaraz wyszła, ale Niall Horan zesztywniał. Obrócił się powoli i nasze oczy się spotkały. Jego twarz nadal była piękna – zważywszy na sytuację, absurdalnie piękna – ale wzrok miał przepełniony mieszaniną agresji i wstrętu. Przez chwilę bałam się, że się na mnie rzuci. Ciarki przebiegły mi po plecach. Spojrzenie chłopaka zmroziło mnie bardziej niż szalejąca za oknami wichura. Wszystko to trwało tylko kilka sekund.
- Trudno – powiedział do sekretarki aksamitnym głosem, od wróciwszy się do mnie na powrót plecami.
- Widzę, że rzeczywiście nic nie da się zrobić. Dziękuję za fatygę. – I wyszedł, nie patrząc w moją stronę. Podeszłam do kontuaru na miękkich nogach i podałam kobiecie arkusz z podpisami. Twarz musiałam mieć białą jak prześcieradło.
- I jak ci minął pierwszy dzień, złotko? – spytała sekretarka opiekuńczym tonem.
- Dobrze – skłamałam słabym głosem, Nie wyglądała na przekonaną.Kiedy wsiadałam do samochodu, parking był już niemal zupełnie pusty. Za kierownicą poczułam ulgę. Zdążyłam się już przywiązać do swojej furgonetki, była dla mnie namiastką domu w tej zarośniętej krzakami dziurze. Siedziałam tak przez jakiś czas pogrążona w myślach, ale wkrótce w szoferce zrobiło się chłodno, więc odpaliłam silnik. Całą drogę powrotną walczyłam z cisnącymi się do oczu łzami....
-------------------------
Sorry jeśli są jakieś błędy ale pisałam szubko i często mi się zacinało ale jest :3 Koment - czekasz na dalszą część ♥ ( Lensi :3)
Król Louis III (Nutelaria)
Król
Louis III
część 1, "No to wyruszamy!"
Za górami, za lasami, nawet za rzekami i polami żył sobie niegdyś król. Ale nie był to zwykły król. Był to król pochodzenia z rodziny Tomlinson’ów. A zwał się on Król Louis William Tomlinson III.
Pewnego zimowego popołudnia król rozmyślał nad swym żywotem na ogromnym tronie.
„I cóż ja mam ze sobą począć?” – rozmyślał. – „Nudne są me królewskie dni. Co robić?”
Jednak w przemyśleniach przerwał mu trzask. Trzask potężnych drzwi Sali tronowej. W Sali pojawił się młodzieniec. Niewiele młodszy od króla.
- Ktoś ty? – spytał Louis.
- Jam być rycerz wielce potężny Harry, królu. – odparł i pokłonił się.
- Czego żądasz?
- Szukam przygody. Słyszałem, iż w lesie czai się pewne straszne stworzenie. Chciałbym dla Waszej mości zabić tego upiora, aby nic nie zagłuszało Królewskiej ciszy. Chciałbym jednego rycerza do pomocy, aby nieść bagaże.
„A może ja bym się przydał? Nie, to nie dla mnie takie gierki.” – myślał król.
- Niech więc będzie jak zechcesz. Ile chcesz towarzyszy? –spytał Louis.
- Wystarczy jeden. –odparł rycerz.
- Dobrze. Niall! Przyjdźże, chłopcze!
Zza drzwi wyjrzał pewien blondyn i podszedł do Harrego i Louisa.
- Witam, królu. Jak mija czas? Jedzenie dobre? Kosztował król..
- STOP! Cisza. Chciałbym abyś przyszedł, ponieważ mam dla ciebie misję. I tak, kosztowałem bigosu. Całkiem niezły.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czas leci. – odchrząkną Harry.
- Yyy, tak, tak – oczywiście. Niall, wraz z dzielnym rycerzem Harrym wyruszasz w podróż, w której celem jest zabicie strasznego zwierzęcia, który zamieszkuje w lesie.
- Ach, królu. Dla króla wszystko!
Nie mówiąc już nic, Harry ukłonił się i odszedł. Niall stał przez chwilę jak słup soli, ale po chwili się otrząsł i pobiegł za Harrym. Król przypatrywał się tej akcji, a gdy znów pozostał powiedział do siebie:
- I jestem sam. Przygoda minęła mi koło no-o-saaa… - mówiąc to ziewnął i zapadł w głęboki sen.
- Hej, zaczekaj, Ha.. He.. He-Henry! – wołał Niall.
- Harry. Mam na imię Harry. – odparł rycerz.
- Jak wolisz. Jestem Niall.
- Mhm. – Harry mruknął coś pod nosem.
- Z jakiego rodu pochodzisz?
- Słuchaj, to że razem wyruszamy zabić to stworzenie, nie oznacza, że musimy rozmawiać.
- Sknera… - powiedział cicho Niall, ale Harry to usłyszał.
- Po prostu uważam, że niektóre zdania są zbędne.
I nastała długa cisza. Wcale nie było nudno. Chodzenie po pięknych polach i łąkach sprawiało, że każdy kto tam przechodził poczuł… Poczuł prawdziwy świat.
Nagle droga rozdzieliła się na dwa.
- Chyba teraz mogę się zapytać w którą str…
- Ciii. – powiedział Harry.
- Ale.. – Niall chciał dokończyć, ale Harry zakrył ręką jego usta.
Nagle obydwoje usłyszeli:
- Diffindo! Chłoszczyść!
część 1, "No to wyruszamy!"
Za górami, za lasami, nawet za rzekami i polami żył sobie niegdyś król. Ale nie był to zwykły król. Był to król pochodzenia z rodziny Tomlinson’ów. A zwał się on Król Louis William Tomlinson III.
Pewnego zimowego popołudnia król rozmyślał nad swym żywotem na ogromnym tronie.
„I cóż ja mam ze sobą począć?” – rozmyślał. – „Nudne są me królewskie dni. Co robić?”
Jednak w przemyśleniach przerwał mu trzask. Trzask potężnych drzwi Sali tronowej. W Sali pojawił się młodzieniec. Niewiele młodszy od króla.
- Ktoś ty? – spytał Louis.
- Jam być rycerz wielce potężny Harry, królu. – odparł i pokłonił się.
- Czego żądasz?
- Szukam przygody. Słyszałem, iż w lesie czai się pewne straszne stworzenie. Chciałbym dla Waszej mości zabić tego upiora, aby nic nie zagłuszało Królewskiej ciszy. Chciałbym jednego rycerza do pomocy, aby nieść bagaże.
„A może ja bym się przydał? Nie, to nie dla mnie takie gierki.” – myślał król.
- Niech więc będzie jak zechcesz. Ile chcesz towarzyszy? –spytał Louis.
- Wystarczy jeden. –odparł rycerz.
- Dobrze. Niall! Przyjdźże, chłopcze!
Zza drzwi wyjrzał pewien blondyn i podszedł do Harrego i Louisa.
- Witam, królu. Jak mija czas? Jedzenie dobre? Kosztował król..
- STOP! Cisza. Chciałbym abyś przyszedł, ponieważ mam dla ciebie misję. I tak, kosztowałem bigosu. Całkiem niezły.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czas leci. – odchrząkną Harry.
- Yyy, tak, tak – oczywiście. Niall, wraz z dzielnym rycerzem Harrym wyruszasz w podróż, w której celem jest zabicie strasznego zwierzęcia, który zamieszkuje w lesie.
- Ach, królu. Dla króla wszystko!
Nie mówiąc już nic, Harry ukłonił się i odszedł. Niall stał przez chwilę jak słup soli, ale po chwili się otrząsł i pobiegł za Harrym. Król przypatrywał się tej akcji, a gdy znów pozostał powiedział do siebie:
- I jestem sam. Przygoda minęła mi koło no-o-saaa… - mówiąc to ziewnął i zapadł w głęboki sen.
- Hej, zaczekaj, Ha.. He.. He-Henry! – wołał Niall.
- Harry. Mam na imię Harry. – odparł rycerz.
- Jak wolisz. Jestem Niall.
- Mhm. – Harry mruknął coś pod nosem.
- Z jakiego rodu pochodzisz?
- Słuchaj, to że razem wyruszamy zabić to stworzenie, nie oznacza, że musimy rozmawiać.
- Sknera… - powiedział cicho Niall, ale Harry to usłyszał.
- Po prostu uważam, że niektóre zdania są zbędne.
I nastała długa cisza. Wcale nie było nudno. Chodzenie po pięknych polach i łąkach sprawiało, że każdy kto tam przechodził poczuł… Poczuł prawdziwy świat.
Nagle droga rozdzieliła się na dwa.
- Chyba teraz mogę się zapytać w którą str…
- Ciii. – powiedział Harry.
- Ale.. – Niall chciał dokończyć, ale Harry zakrył ręką jego usta.
Nagle obydwoje usłyszeli:
- Diffindo! Chłoszczyść!
4. Imagin Niall " Miłość na wieki. Nawet kiedy dzielą ich miliardy kilomentów " ( By Lensi:3 )
- Mamo!!!!
- Co sie stało córciu!!
-Mamo a jak poznałaś tatusia??? Nigdy mi tego nie opowiadałaś... Chciała bym wiedzieć bo go nigdy nie znałam...- Powiedziała twoja 12 letnia córeczka NIkola.
-Ale wiesz to bardzo długa historia.
-Ja lubię długie Historię.- Ona się uśmiechnęła a ty zaczęłaś myśleć jak to wszystko powiedzieć żeby zrozumiała.
-To było w roku 2013. Twoi dziadkowie się kłócili i chcieli wziąć rozwód. miałam wtedy 17 lat . Postanowiłam wyjść z domu (w Londynie) nie chciałam już ich słuchać kłócili się codziennie. Było zimno wiatr wiał mi prosto w oczy nic nie widziałam. Rozmyślałam nad tym co się stanie. Szłam parkiem . W pewnym momencie wpadłam na chłopaka o blond włosach i intensywnie niebieskich oczach. Był to jak nie kto inny Niall Horan z One Direction. Byłam jedną z wielu Directioners. Zawsze marzyłam o tym aby ich spotkać aby zrobić zdjęcie, porozmawiać. Nie udawało mi się to po zawsze miałam co innego do zrobienia. Zawsze musiałam siedzieć w domu i się uczyć. Miałam łzy w oczach i zdołałam wydukać tylko
-Przepraszam.- i poszłam dalej a on złapał mnie za rękę i zapytał
-Co się stało?
Nie odpowiedziałam mu a co miałam się spowiadać on był gwiazdą a ja? ja nikim...
Wtedy przerwała ci Nikola z pretensjami
-Nikim? Nie możesz być nikim skoro jesteś moją najwspanialszą mamą na świecie! - od razu zrobiło ci się milej na sercu
- Ale wracając do opowieści.
-Może powiesz mi przynajmniej jak się nazywasz.
- [T.i.]
Nie myślałam o tym że spotkałam Nialla Horana myślałam tylko o tym że rodzice się kłócili. Ich w ogóle nie obchodziły moje marzenia.
On dalej trzymał mnie za rękę i nie puszczał,
-Może pójdziemy na kakao?
Zapytał mnie a ja mu z uśmiechem ale i ze łzami odpowiedziałam dobra.
Poszliśmy na kakao. Miesiąc później zaczęło się coś z nim dziadzi. Nie odpisywał na esemesy nie dzwonił. Nie wiedziałam co się działo z moim najlepszym przyjacielem.
Po następnym miesiącu dostałam jednego esemesa od niego żebym przyszła do parku różanego pod miastem. Ubrałam sukienkę. Było ciepło ale zaczął padać ciepły deszczyk . Moje włosy pod wpływem wody zawsze zaczynały się kręcić i wiedziałam tylko o tym ja. Wyszłam bez parasolki bo jak to ja to ja zapomniałam ją wziąć z wieszaka i włosy mi się zaczęły kręcić. Szybko pobiegłam do domu wziąć parasol i poszłam do różanego parku. \ Przystałaś mówić na chwilę i zabrałaś córkę na strych. Wyjęłaś stare pudełko i zaczęłaś mówić dalej.
-Zobaczyłam go stojącego pod jakimś drzewem. Ale to co ja miałam podejść do niego. Myślałam. Jednak podeszłam... Nie dokończyłaś
-No dobra już wiesz jak go poznałam więc idź do lekcji.
-Ale mamo.
-Ale co? Już wiesz jak go poznałam
-Ale ja chcę wiedzieć dalej.-Nalegała Nikola.
-No dobrze.-Powiedziałaś a po chwili zaczęłaś dalej
-A więc dalej było tak. Podeszłam do niego mówiąc nieśmiałe Hej. Dalej nie wiedziałam czy to jest przyjaźń czy to coś więcej. A on podszedł do mnie bez słowa i przytulił w tym samym czasie przyczepiając coś na szyjiW tym czasie wyjęłaś z pudełeczka złoty wisiorek z czerwonym rubinowym serduszkiem i pokazałam go córce.
-Mamo on jest piękny- powiedziała
-Tak wiem. Bo jest od Nialla. -Uśmiechnęłaś się ale w duszy bardzo cię bolało wspomnienie o Niallu.
-Mam odpowiadać dalej czy już nie chce ci się słuchać?-Dodałaś
-Opowiadaj-Powiedziała nikola.
-On zawiesił mi wisiorek na szyję a ja powiedziałam.
-Niall On jest piękny.
Rzuciłam mu się na szyję po chwili on mnie pocałował. Opuściłam parasol i najpiękniejsze sny się spełniały.
Ja i on całowaliśmy się w deszczu pod drzewem które akurat kwitło. Czułam się jak bym śniła. Była w niepowtarzalnym się śnie z którego nie mogę wyjść a jak się obudzę to wszystko zniknie i za jakiś czas zapomnę.
On mnie zapytał czy nie zostanę jego dziewczyną ja oczywiście się zgodziłam bo tylko o tym marzyłam. Marzyłam o tym żeby oderwać się od rodziców i od rzeczywistości. Ale bałam sie że zaraz się obudzę z tego pięknego snu że zaraz przyjdzie ktoś i obudzi mnie do szkoły. Miałam 17 lat i nadal do szkoły chodziłam. Ale nie to nie był sen. Po kilku miesiącach On mi się oświadczył a potem stałam przed nim powtarzając słowa księdza.- Póki śmierć nas nie rozłączy.
Na końcu zaczęliśmy się całować i wszyscy wstali bić brawo. Na weselu było przepięknie były gry i zabawy i dożo muzyki wszyscy się dobrze bawili. Na końcu zrobiło mi sie nie dobrze. Dzień później wymiotowałam. Okazało sie że jestem w ciąży. dziewięć miesięcy potem urodziłaś się ty. A Tydzień po tym coś się stało. NIall zemdlał. Zadzwoniłam po karetkę. Nie mógł przez jakiś czas oddychać. W szpitalu okazało się że ma raka. i nie przeżyje długo. Lekarz dawał mu może 2 tygodnie. Nie mogłam w to uwierzyć. ciebie oddałam pod opiekę Louisa i Liama którzy się z chęcią tobą zaopiekowali. W dzień w dzień było z nim gorzej. w niektóre dni lekarze przychodzili nawet po trzy razy sprawdzać jego stan zdrowia. I ostatniego dnia gdy do niego przyszłam on był podłączony do wielu maszyn leżał prawie bez ruchu i nie równo miernie oddychał w dłoni trzymał list. Dał mi go. Powiedział tylko ze łzami w podpuchniętych oczach "Kocham cię" to były ostatnie jego słowa ale były wypowiedziane z wielkim uczuciem. Słyszałam to po jego ochrypłym głosie. Kochał mnie a ja jego. ale w tym momencie jego intensywnie niebieskie oczy zabłysły ostatni raz i zgasły na wieki. Ja zaczęłam płakać lekarze przybiegli i wyprowadzili mnie z sali. i wtedy wyciągnęłam list i zaczęłam go czytać- Wtedy ty z pudełeczka wyciągnęłaś ten list i ponownie ze łzami w oczach zaczęłaś go czytać.
[t.i]
Jeśli to czytasz to już mnie na tym świecie nie ma. Chcę tylko powiedzieć ci że zawszę cię kochałem i będę nawet teraz. Pamiętam jak pierwszy raz się spotkaliśmy pamiętam każdy dzień spędzony z tobą. Pamiętasz jak nie odpisywałem na esemesy? Szukałem odpowiedniego prezentu dla ciebie. Nie ma mnie już razem z wami ale kiedyś przyjdzie moment kiedy znowu sie spotkamy tam na górze a na razie wiedz że jestem z tobą zawsze tam, w sercu. Gdy będzie padał deszcz wiec że płacze bo nie moge mieć cię przy sobie. Gdy świeci słońce cieszę się że mogę cię zobaczyć. Gdy usłyszysz szelest liści na drzewie lub liści na Jesień też wiedz że to ja i nie opuszczam cie na krok. Teraz chciał bym być z tobą i razem z naszą córeczką chciał bym widzieć jak dorasta jak mówi swoje pierwsze słowo jak idzie do przedszkola bawi się zabawkami i zawiera nowe przyjaźnie potem jak idzie do pierwszej klasy jak dostaje mundurek szkolny i paraduje w nim wesoło po szkole jak później czeka ją mianowanie na ucznia. Jak rok z rokiem więcej wie robi się coraz starsza potem pisze test 6 klasy potem gimnazjalny maturę i prace magisterską jak znajduje swoją pierwszą miłość jak stoi na ślubnym kobiercu ze swoim wybrankiem. Idzie do pracy odnosi sukcesy.
Nadal nie mogę się pogodzić z tym że nie będę mógł jej w tym pomóc. Widać los mi takiej szansy nie dał niestety
Kocham was obie wasz Niall <3
Nikola płakała razem z tobą czułaś taka pustkę w sercu.I wtedy pomyślałaś że możesz coś zrobić
-Wiesz córciu jeżeli będziesz o to dbała i nie zgubisz to to dostaniesz-wręczyłaś jej wisiorek do ręki.-Niech ci przypomina o Twoim tacie i o mnie jak odejdę. Niall na pewno by chciał żebyś ty też go nosiła. Od dziś należy do ciebie. - Nikola rzuciła ci się na szyje z podziękowaniami i w tedy przypomniało ci się że ty tak samo zrobiłaś kiedy podarował ci ją Niall. Ona miała taki sam odcień oczu jak on. Intensywnie niebieski. Wtedy obie poczułyście lekki powiew wiatru.
Niall to wszystko słyszał i widział płakał bo ty go nie widziałaś. Chciał być z wami ale nie mógł i wtedy Nikola powiedziała
-Czułaś ten wiaterek mamo? Czuje że tata to wszystko słyszał i wie że przyszywasz i że to widzi. I chce być z nami.
-Tak Nikola masz rację on zawsze jest i będzie z nami. Do końca. A on nadal tam stał i słuchał co się dzieje. Lekko musną swoją przeźroczystą dłonią po twoim policzku. Ty poczułaś znowu lekki wiaterek. Chociaż on siebie widział przeźroczyście to jego oczy nie zmieniły barwy i były tak samo magiczne jak były na początku... On cie kochał ty jego i te słowa dopóki śmierć was nie rozłączy... Może jeszcze dłużej???? On zawsze powtarzał że miłość jest wieczna i że trzeba tylko w to wierzyć. i tak się stało. Miłość wygrała i nigdy się nie skończy. Bo gdy się o czymś marzy nie rezygnuje się z tego tak jak ty nie możesz zrezygnować z tego co kochasz bo i tak do końca życia o tym nie zapomnisz...
---------------------------------------------------------------------------------------------------
WITAM witam witam !!
hmmmmm i Jak się podoba ??? Powiem szczerze że namęczyłam się przy tum imaginu ale było warto.( Wygrałam nim konkurs ♥)
A Wam się podoba ??? Prosze powiedzcie co o nim sądzicie. Czytasz - koment. Im więcej Komentarzy tym większa motywacja ♥ ( Lensi:3)
- Co sie stało córciu!!
-Mamo a jak poznałaś tatusia??? Nigdy mi tego nie opowiadałaś... Chciała bym wiedzieć bo go nigdy nie znałam...- Powiedziała twoja 12 letnia córeczka NIkola.
-Ale wiesz to bardzo długa historia.
-Ja lubię długie Historię.- Ona się uśmiechnęła a ty zaczęłaś myśleć jak to wszystko powiedzieć żeby zrozumiała.
-To było w roku 2013. Twoi dziadkowie się kłócili i chcieli wziąć rozwód. miałam wtedy 17 lat . Postanowiłam wyjść z domu (w Londynie) nie chciałam już ich słuchać kłócili się codziennie. Było zimno wiatr wiał mi prosto w oczy nic nie widziałam. Rozmyślałam nad tym co się stanie. Szłam parkiem . W pewnym momencie wpadłam na chłopaka o blond włosach i intensywnie niebieskich oczach. Był to jak nie kto inny Niall Horan z One Direction. Byłam jedną z wielu Directioners. Zawsze marzyłam o tym aby ich spotkać aby zrobić zdjęcie, porozmawiać. Nie udawało mi się to po zawsze miałam co innego do zrobienia. Zawsze musiałam siedzieć w domu i się uczyć. Miałam łzy w oczach i zdołałam wydukać tylko
-Przepraszam.- i poszłam dalej a on złapał mnie za rękę i zapytał
-Co się stało?
Nie odpowiedziałam mu a co miałam się spowiadać on był gwiazdą a ja? ja nikim...
Wtedy przerwała ci Nikola z pretensjami
-Nikim? Nie możesz być nikim skoro jesteś moją najwspanialszą mamą na świecie! - od razu zrobiło ci się milej na sercu
- Ale wracając do opowieści.
-Może powiesz mi przynajmniej jak się nazywasz.
- [T.i.]
Nie myślałam o tym że spotkałam Nialla Horana myślałam tylko o tym że rodzice się kłócili. Ich w ogóle nie obchodziły moje marzenia.
On dalej trzymał mnie za rękę i nie puszczał,
-Może pójdziemy na kakao?
Zapytał mnie a ja mu z uśmiechem ale i ze łzami odpowiedziałam dobra.
Poszliśmy na kakao. Miesiąc później zaczęło się coś z nim dziadzi. Nie odpisywał na esemesy nie dzwonił. Nie wiedziałam co się działo z moim najlepszym przyjacielem.
Po następnym miesiącu dostałam jednego esemesa od niego żebym przyszła do parku różanego pod miastem. Ubrałam sukienkę. Było ciepło ale zaczął padać ciepły deszczyk . Moje włosy pod wpływem wody zawsze zaczynały się kręcić i wiedziałam tylko o tym ja. Wyszłam bez parasolki bo jak to ja to ja zapomniałam ją wziąć z wieszaka i włosy mi się zaczęły kręcić. Szybko pobiegłam do domu wziąć parasol i poszłam do różanego parku. \ Przystałaś mówić na chwilę i zabrałaś córkę na strych. Wyjęłaś stare pudełko i zaczęłaś mówić dalej.
-Zobaczyłam go stojącego pod jakimś drzewem. Ale to co ja miałam podejść do niego. Myślałam. Jednak podeszłam... Nie dokończyłaś
-No dobra już wiesz jak go poznałam więc idź do lekcji.
-Ale mamo.
-Ale co? Już wiesz jak go poznałam
-Ale ja chcę wiedzieć dalej.-Nalegała Nikola.
-No dobrze.-Powiedziałaś a po chwili zaczęłaś dalej
-A więc dalej było tak. Podeszłam do niego mówiąc nieśmiałe Hej. Dalej nie wiedziałam czy to jest przyjaźń czy to coś więcej. A on podszedł do mnie bez słowa i przytulił w tym samym czasie przyczepiając coś na szyjiW tym czasie wyjęłaś z pudełeczka złoty wisiorek z czerwonym rubinowym serduszkiem i pokazałam go córce.
-Mamo on jest piękny- powiedziała
-Tak wiem. Bo jest od Nialla. -Uśmiechnęłaś się ale w duszy bardzo cię bolało wspomnienie o Niallu.
-Mam odpowiadać dalej czy już nie chce ci się słuchać?-Dodałaś
-Opowiadaj-Powiedziała nikola.
-On zawiesił mi wisiorek na szyję a ja powiedziałam.
-Niall On jest piękny.
Rzuciłam mu się na szyję po chwili on mnie pocałował. Opuściłam parasol i najpiękniejsze sny się spełniały.
Ja i on całowaliśmy się w deszczu pod drzewem które akurat kwitło. Czułam się jak bym śniła. Była w niepowtarzalnym się śnie z którego nie mogę wyjść a jak się obudzę to wszystko zniknie i za jakiś czas zapomnę.
On mnie zapytał czy nie zostanę jego dziewczyną ja oczywiście się zgodziłam bo tylko o tym marzyłam. Marzyłam o tym żeby oderwać się od rodziców i od rzeczywistości. Ale bałam sie że zaraz się obudzę z tego pięknego snu że zaraz przyjdzie ktoś i obudzi mnie do szkoły. Miałam 17 lat i nadal do szkoły chodziłam. Ale nie to nie był sen. Po kilku miesiącach On mi się oświadczył a potem stałam przed nim powtarzając słowa księdza.- Póki śmierć nas nie rozłączy.
Na końcu zaczęliśmy się całować i wszyscy wstali bić brawo. Na weselu było przepięknie były gry i zabawy i dożo muzyki wszyscy się dobrze bawili. Na końcu zrobiło mi sie nie dobrze. Dzień później wymiotowałam. Okazało sie że jestem w ciąży. dziewięć miesięcy potem urodziłaś się ty. A Tydzień po tym coś się stało. NIall zemdlał. Zadzwoniłam po karetkę. Nie mógł przez jakiś czas oddychać. W szpitalu okazało się że ma raka. i nie przeżyje długo. Lekarz dawał mu może 2 tygodnie. Nie mogłam w to uwierzyć. ciebie oddałam pod opiekę Louisa i Liama którzy się z chęcią tobą zaopiekowali. W dzień w dzień było z nim gorzej. w niektóre dni lekarze przychodzili nawet po trzy razy sprawdzać jego stan zdrowia. I ostatniego dnia gdy do niego przyszłam on był podłączony do wielu maszyn leżał prawie bez ruchu i nie równo miernie oddychał w dłoni trzymał list. Dał mi go. Powiedział tylko ze łzami w podpuchniętych oczach "Kocham cię" to były ostatnie jego słowa ale były wypowiedziane z wielkim uczuciem. Słyszałam to po jego ochrypłym głosie. Kochał mnie a ja jego. ale w tym momencie jego intensywnie niebieskie oczy zabłysły ostatni raz i zgasły na wieki. Ja zaczęłam płakać lekarze przybiegli i wyprowadzili mnie z sali. i wtedy wyciągnęłam list i zaczęłam go czytać- Wtedy ty z pudełeczka wyciągnęłaś ten list i ponownie ze łzami w oczach zaczęłaś go czytać.
[t.i]
Jeśli to czytasz to już mnie na tym świecie nie ma. Chcę tylko powiedzieć ci że zawszę cię kochałem i będę nawet teraz. Pamiętam jak pierwszy raz się spotkaliśmy pamiętam każdy dzień spędzony z tobą. Pamiętasz jak nie odpisywałem na esemesy? Szukałem odpowiedniego prezentu dla ciebie. Nie ma mnie już razem z wami ale kiedyś przyjdzie moment kiedy znowu sie spotkamy tam na górze a na razie wiedz że jestem z tobą zawsze tam, w sercu. Gdy będzie padał deszcz wiec że płacze bo nie moge mieć cię przy sobie. Gdy świeci słońce cieszę się że mogę cię zobaczyć. Gdy usłyszysz szelest liści na drzewie lub liści na Jesień też wiedz że to ja i nie opuszczam cie na krok. Teraz chciał bym być z tobą i razem z naszą córeczką chciał bym widzieć jak dorasta jak mówi swoje pierwsze słowo jak idzie do przedszkola bawi się zabawkami i zawiera nowe przyjaźnie potem jak idzie do pierwszej klasy jak dostaje mundurek szkolny i paraduje w nim wesoło po szkole jak później czeka ją mianowanie na ucznia. Jak rok z rokiem więcej wie robi się coraz starsza potem pisze test 6 klasy potem gimnazjalny maturę i prace magisterską jak znajduje swoją pierwszą miłość jak stoi na ślubnym kobiercu ze swoim wybrankiem. Idzie do pracy odnosi sukcesy.
Nadal nie mogę się pogodzić z tym że nie będę mógł jej w tym pomóc. Widać los mi takiej szansy nie dał niestety
Kocham was obie wasz Niall <3
Nikola płakała razem z tobą czułaś taka pustkę w sercu.I wtedy pomyślałaś że możesz coś zrobić
-Wiesz córciu jeżeli będziesz o to dbała i nie zgubisz to to dostaniesz-wręczyłaś jej wisiorek do ręki.-Niech ci przypomina o Twoim tacie i o mnie jak odejdę. Niall na pewno by chciał żebyś ty też go nosiła. Od dziś należy do ciebie. - Nikola rzuciła ci się na szyje z podziękowaniami i w tedy przypomniało ci się że ty tak samo zrobiłaś kiedy podarował ci ją Niall. Ona miała taki sam odcień oczu jak on. Intensywnie niebieski. Wtedy obie poczułyście lekki powiew wiatru.
Niall to wszystko słyszał i widział płakał bo ty go nie widziałaś. Chciał być z wami ale nie mógł i wtedy Nikola powiedziała
-Czułaś ten wiaterek mamo? Czuje że tata to wszystko słyszał i wie że przyszywasz i że to widzi. I chce być z nami.
-Tak Nikola masz rację on zawsze jest i będzie z nami. Do końca. A on nadal tam stał i słuchał co się dzieje. Lekko musną swoją przeźroczystą dłonią po twoim policzku. Ty poczułaś znowu lekki wiaterek. Chociaż on siebie widział przeźroczyście to jego oczy nie zmieniły barwy i były tak samo magiczne jak były na początku... On cie kochał ty jego i te słowa dopóki śmierć was nie rozłączy... Może jeszcze dłużej???? On zawsze powtarzał że miłość jest wieczna i że trzeba tylko w to wierzyć. i tak się stało. Miłość wygrała i nigdy się nie skończy. Bo gdy się o czymś marzy nie rezygnuje się z tego tak jak ty nie możesz zrezygnować z tego co kochasz bo i tak do końca życia o tym nie zapomnisz...
---------------------------------------------------------------------------------------------------
WITAM witam witam !!
hmmmmm i Jak się podoba ??? Powiem szczerze że namęczyłam się przy tum imaginu ale było warto.( Wygrałam nim konkurs ♥)
A Wam się podoba ??? Prosze powiedzcie co o nim sądzicie. Czytasz - koment. Im więcej Komentarzy tym większa motywacja ♥ ( Lensi:3)
Miłość Rani, część 2 (Nutelaria)
Następnego ranka, gdy się obudziłam Liama już nie było... Na początku... Czułam się dziwnie. Chciało mi się płakać, ale miałam przed sobą nowy dzień. Musiałam wstawać. Dochodziła już 6. Gdy ubrałam kapcie-misie i założyłam szlafrok zauważyłam karteczkę na półce:
"Hej kochana.
Mam nadzieję, że się wyspałaś. Przepraszam, że tak szybko wyszedłem, ale musiałem iść z chłopakami do studia. Nie mów nic Harremu! ;) Więcej opowiem Ci, jak przyjdę.
Buziaczki, Liam ?"
Od razu się uśmiechnęłam. Znowu miałam chęć do życia. Ubrałam sukienkę, poczesałam się, umyłam zęby. Jedyna rzecz, o której myślałam, to... czemu nic nie mogę powiedzieć nic Harremu? Myślałam, że są przyjaciółmi i nic nie chowają przed sobą. Zeszłam na dół. W salonie pusto, więc poszłam do kuchni. Tam też pusto. Na stole leżały moje ulubione pisemka. Pomyślałam, że zrobię sobię kawę. Popijając ją i czytając gazetę nagle do kuchni wszedł Harry.
- A jednak ktoś w tym domu jest! - zawołał śmiejąc się.
- Cześć - powiedziałam.
- Hejka - uśmiechnął się. - Gdzie wszystkich wywiało?
Przypomniałam sobie o liście. Nie mogłam nic mówić.
- Em... Nie wiem poszli gdzieś...
Mówiąc to zaczerwieniłam się.
- Ty też masz przede mną jakieś tajemnice? - powiedział bardziej poważnie.
- Nie... Ale... Jak to ja "TEŻ"?
- Po prostu... Czuję, że chłopaki coś ostatnio ukrywają przede mną. Źle się z tym czuję. Nawet Lou nie chce mi nic powiedzieć. Gdy się ich o coś pytam odpowiadają, że nic się nie dzieje. Jednak ja myślę co innego. Jakiś czas temu, może tydzień wszedłem do salonu. Byli tu wszysy. Jak wszedłem to nagle zamilki i się na mnie patrzyli...
- Nie wiedziałam... Na prawdę.
- Rozumiem, ale... Proszę chociaż TY mów mi prawdę, ok?
- Jasne. Bo wiesz... Chłopaki gdzieś poszli, sama nie wiem gdzie... Ale może przejdziemy się na spacer?
- Czemu nie? - Twarz Harrego znowu zaczęła się rozjaśniać. - Znam świetne miejsca.
Jakiś czas później, gdy byliśmy już odpowiednio ubrani (była wiosna, rankiem było jeszcze chłodno) Harry był bardzo jakiś... szczęśliwy?
- No, to prowadź.
- Więc na początek pójdziemy drogą leśną, bardzo ciche i spokojne miejsce, później przejdziemy przez takie pola, a tam są sarny i wcale się nie boją. Spokojnie możne do nich podjeść. Potem zabiorę cię w moje ulubione miejsce - Harry się zatrzymał - ale to niespodzianka.
Zauważyłam, że gdy to mówił był bardzo podekscytowany... Jednak miał rację - to były piękne okolice. Całkiem fajnie się z nim gadało. Nie zachowywał się jak jakaś "gwiazdunia". Był sobą.
- Bardzo mi się podobało, a tobie? - zapytał.
- Oczywiście! Ale czekaj... Co z tą niespodzianką?
- Wiesz... Dzisiaj nie dam rady cię tam zaprowadzić, ale obiecuję, że następnym razem tam pójdziemy.
"Następnym razem"? Nie wiedziałam o co chodziło Harremu. On chce więcej takich spacerów? Jednak gdy się zorientowałam, o co mu chodzi przybliżył się do mnie... Chciał zacząć całować... CHCIAŁ.
- [t.w]?! Harry?! Co wy robicie?! - zawołał Liam, wybiegając z samochodu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)