niedziela, 28 lipca 2013

Smutny krótki Imagin Liam ( Lensi :3)

To już koniec... Liam umarł. To wszystko moja wina ... To ja narzekałam że nie spędzamy ze sobą tyle czasu tak jak kiedyś. On jechał do MNIE bo ja tak chciałam. Chciałam być chodź chwilę przy nim a teraz już nigdy nie będzie. Gdyby wyjechał później może by to się nie stało... Może bieg czasu był by inny i to wszystko by się nie stało. O godzinie 18 30 Liam miał wypadek. Jakiś motocyklista zajechał mu w drogę a on wpadł w poślizg. Karetka przyjechała jak najszybciej się dało ale na marne. zabrali go na sale operacyjną lecz nic nie dało się zrobić.
Pamiętam dzień jak się poznaliśmy. On nieśmiały ja nieśmiała. Ja byłam sama a on mi pomógł. Nie chciał żebym, po stracie matki błąkała się w tak wielkim mieście. W końcu się w nim zakochałam. Myślałam że był nieosiągalny. Ja byłam inna. Lecz okazało się że on mnie kocha tak samo jak ja jego. Codziennie wieczorem śmialiśmy się. Pewnego dnia przyniósł gitarę i zaczął śpiewać. Nadszedł dzień pogrzebu. Poszłam razem z resztą chłopaków . Cały czas płakałam. Nie mogłam znieść tej pustki w sercu i tego że jego nie ma ze mną.
*Oczami Liama*
Chciał bym być teraz z nią. Moje ciało leży martwe tam a ja jestem duszą tu.
*(t.i.)
Oglądałam stare fotografie. Moje i Liama. Łzy spływały mi po policzkach. Wtedy przyszło mi do głowy... Wzięłam pisak i zaczełam po nim pisać ocierając łzę.
Wiem że los tak przewidział. Wiem że nie naprawię tego płaczem. Chcę teraz być z tobą. Bo teraz tak na prawdę już nie mam nic
* Narrator
Wyciągnęła nagle kilka tabletek. Liam chciał ją zatrzymać ale był tylko echem. połknęła je.
Jej ciało osuwało się na ziemie oczy gasły. A Liam przytulał ją do siebie
- Forever young- powiedziała i to były jej ostatnie słowa. Liam płakał niewidzialnymi łzami chcąc razem z tobą wrócić do świata żywych...

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki tam krótki imagin.  ( Lensi;3)

Imagin Niall : Czy jeszcze kiedyś się spotkamy ? cz 1 . ( Lensi ;3)

Pamiętasz jak by to było wczoraj. Rok 1996. Plac zabaw. Miałaś wtedy trzy lata. Pamiętasz jak biegałaś w kółko i w kółko z piaskownicy na huśtawki i z powrotem. Pamiętasz jak w pewnym momencie zauważyłaś chłopca który siedział sam i płakał. Jego matka siedziała na ławce i rozmawiała przez telefon. Nie zauważyła że jej syn nie ma się z kim bawić. Pamiętasz jak do niego podeszłaś, kucnęłaś przy nim i powiedziałaś
-Hejooo dlacego płaczes??? Przypominając sobie jak w tedy mówiłaś chciało ci się śmiać. Miałaś dwa lata. Ledwo potrafiłaś mówić.
-Bo-bo nikt mnie nie lubi. - Chłopiec odsłonił twarz. Miał piękne niebieskie oczy.
Wyciągnęłaś do chłopca rękę i powiedziałaś.
-choc ze mną. Jestem [T.i.}
Chłopiec dał ci rękę i powiedział
-Jestem Niall. Uśmiechnęliście się do siebie. Od tamtego dnia codziennie bawiliście się razem. Bawiliście się zawsze. Wasze mamy się zapoznały i zapisały was do tego samego przedszkola. Był jeszcze jeden dzień z dzieciństwa który zapadł ci w pamięci. Stałaś z Niallem w roku 1997 przed piaskownicą patrzyliście sobie w oczy.Ty trzymałaś w rączce mały pierścionek który dostałaś z zestawem dla kena i barbie. Był złoty i rozszeżał się pod palcem. On trzymał pierścionek wygrany na loteri kulkowej. Też się powiększał. W pewnym monencie włożył ci pierścionek na palec i powiedział
-Będziesz zawsze w moim sercu. Nigdy cię nie zapomnę. Do końca życia razem? - Po chwili ty włożyłaś pierścionek Niallowi i powiedziałaś
-Tak. Przytuliliście się do siebie. To była ostatnia chwila spędzona z Niallem. Twoja mama zabrała cię z stamtąd. Wyprowadziliście się. Płakałaś. On też płakał. Ale wracając  do rzeczywistości jest rok 2013. Przypominasz sobie te chwile. Niall był w zespole na którego następnego dnia szłaś koncert. Czasami spoglądałaś na księżyc zastanawiając się czy on też na niego patrzy. Dzisiejszego wieczoru znalazłaś album w którym były zdjęcia twoje i Nialla. On miał kopie. Nadal miałaś ten pierścionek który dostałaś od niego w dzień wyprowadzki. zawsze miałaś go przy sobie w małej szkatułce.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym samym czasie. Niall
Przed wyjściem z domu spojrzałem jeszcze gdzie mam jechać na następny koncert. Koncert miał sie odbyć w Gdańsku.
-Zaraz zaraz. Powiedziałem do siebie.Gdańsk? Pobiegłem na strych. Na strychu znalazłem małą szkatułkę z listem.


                        Marie.
Wiem że nasze dzieci się bardzo lubią. Mam nadzieje że jak Niall podrośnie to wytłumaczysz mu dlaczego ja i {T.i.] musiałyśmy wyjechać. Proszę cię. Kiedyś powiedz mu że mieszkamy teraz w Polsce, w Gdańsku.



Odłożyłeś list. Ty nadal miałeś ten pierścionek który od niej dostałeś. Przypomniałeś sobie ten dzień. Pamiętam że miała ładną białą sukieneczkę i białe lakierki. Ja miałem garnitur bo poprosiłem mamę żeby ci wyprasowała. Pamiętam jaką miała wtedy minę. Wyleciałem z domu bo spóźnił bym się na samolot. Leciałem samolotem wpatrując się ciągle w szybę. podchodziliśmy do lądowania. Ja nadal patrzyłem na gwiazdy.
-----------------------
Ty
Leżałaś już w łóżku. Z twojego pokoju było widać przyklepujące samoloty. Byłaś akurat u cioci. Mieszkała ona przy lotnisku. I znowu zaczęłaś sobie przypominać. Pamiętasz jak w wieku ośmiu lat zawsze wchodziłaś w nocy na dach bo ciocia już spała. Postanowiłaś zrobić to. Byłaś już w piżamie ale kto by to widział było ciemno. Widziałaś jak przylatuje samolot którym miał lecieć Niall. Zastanawiałaś się czy będzie wiedział czy tam jesteś. Jak niby miał by cię wyróżnić z 4 tysięcy fanek. Przyszedł czas kiedy miałaś iść na koncert. Ubrałaś białą sukienkę. Dopiero się zorientowałaś że dzisiaj jest taka sama data jak data twoje.j wyprowadzki tylko rok się zmienił. Niall też o tym wiedział. Mieszkałaś w Gdańsku wieś mogłaś wejść wcześniej  przed fankami i zająć dobre miejsce. zaczął się koncert. Niall był jakiś przybity. Koncert trwał. Słuchałaś wszystkich. I dopiero teraz zauważyłaś że Niall dalej ma ten pierścionek. Rozpoczęła się piosenka Summer love. Przyszedł czas na drugi refren Nialla. Ale było coś nie tak. Miał łzy w oczach. W pewnym momencie powiedział
-Chłopaki nie daje rady. I zbiegł z płaczam ze sceny. Poszłaś za nim. Wyszedł poza budynek i usiadł pod drzewem.
Tak jak to zrobił kilkanaście lat temu. Oczy miał zakryte. Płakał.
 Podeszłaś do niego, kucnęłaś
-Niall co się stało?
Nie odpowiadał. Przytuliłaś go. On na ciebie spojrzał. Popatrzył ci prosto w oczy. Przytulił cię. Do razu cię poznał. Złapałaś go za ręke i powiedziałaś
-Musisz wracać na scenę.
-Bez ciebie nie idę.
Pociągną cie za sobą na scenę. Nie wiedziałaś co masz zrobić. Wszyscy się na ciebie patrzyli. On spojrzał na twoją rękę. Zobaczył że też na twojej ręce masz jego pierścionek wygrany na loterii...


CHcecie dalej ??? ( Lensi ;3 )

piątek, 26 lipca 2013

Imagin Gosi (za zajęcie 1 miejsca) - O Harrym

    Wyszłam przed dom słysząc warkot samochodu. Pod sąsiedni dom zajechały dwa samochody. Jeden był osobowy, siedziało w nim pięciu chłopaków. Drugi prowadził otyły starszy pan i był to samochód dostawczy. Domyśliłam się, że ktoś wprowadził się do domu po pani Agacie. Zaciekawiona stanęłam za altanką i przypatrywałam się przeprowadzce. Z pierwszego samochodu wysiedli chłopcy i weszli do domu, a "grubasek" rozpakowywał samochód. Po kilku minutach wróciłam do domu i usiadłam na parapecie w kuchni. Myślałam, że nikt mnie nie zauważy. Niestety... Zauważył mnie jeden z chłopaków, kiedy dziękował dostawcy za pomoc. Był strasznie przystojny. Ślicznie się uśmiechał i miał piękne oczy, a jego loczki seksownie okalały twarz. Chyba zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Z dziwnym uczuciem poszłam się położyć i zasnęłam.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Powlokłam się, by je otworzyć. Bardzo mnie zdziwiło to, co zobaczyłam za nimi. Stał tam chłopak, który wczoraj mi się spodobał. Nie powiedziałam nic, więc on lekko zmieszany powiedział:
- Hej. Jestem Harry z zespołu One Direction. Zobaczyłem cię wczoraj i pomyślałem, że mogę zaprosić cię na śniadanie do naszego nowego domu.
- Ojej. Ja jestem (T.I). Pewnie, że skorzystam z zaproszenia. - wydukałam.
- Cieszę się. Biegnij się przebrać, ja poczekam. - uśmiechnął się Harry, a ja popędziłam do góry.
Ubrałam się ładnie i zeszłam na dół. Poszliśmy z Harrym do ich domu. W środku poznałam Niall’a, Zayn’a, Liam’a i Louisa. Kojarzyłam nazwę zespołu, kilka moich koleżanek fascynowało się nim, więc pomyślałam, że lepiej nie mówić im o przeprowadzce chłopaków, bo zaczną mnie nachodzić. Zjedliśmy śniadanie i Harry odprowadził mnie do domu. Usiedliśmy na kanapie i zaczęliśmy rozmawiać:
- Mieszkasz sama? - zapytał Harry.
- Tak. Od roku.
- Lubisz to miejsce? Jest tu spokojnie?
- Lubię to miejsce. Sąsiedzi są mili i nie odwiedzają nas żadni menele. Wolą imprezy w lasku niż w opuszczonym blokowisku. - zaśmiałam się.
- No tak. Oprowadzisz mnie jutro po mieście?
- Pewnie. Mogę was oprowadzić.
- Nie, nie. Oprowadzisz mnie, bo..
- Bo? - zapytałam ciekawa dalszej części zdania.
- Bo się w tobie zakochałem. Kocham cię!
- Też cię kocham. Spodobałeś mi się od czasu jak zobaczyłam cię z okna. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
- Zdecydowanie tak. - szepnął chłopak i wessał się w moje usta. Całowaliśmy się długo i namiętnie, a potem poszliśmy na spacer, ale już jako para.

Król Louis III, część 2 (Nutelaria ♥)

- Harry? Co to? - jęczył Niall.
- Uspokuj się, to.. to tylko..
- TO TYLKO CO?! 
- Cii... Zaraz się przekonamy.
- Chyba nie zamierzasz tam wejść? - powiedział Niall wskazując głową w niewielką chatkę.
Jednak Harry ruszył już przed siebie. Szedł pewny siebie, a gdy doszedł do drzwi lekko zapukał. 
- Halo? Jest tam kto? 
Jednak nikt nic nie powiedział. Było słyszeć kroki, później była cisza, lecz nagle.. Coś runęło. Coś spadło i był wielki hałas.
- HALO? Co tam się dzieje?! - Harry nie czekając dłużej wszedł do środka.
Zobaczył wielki bałagan. Wszystko się potłukło. A na środku stał człowiek. Znaczy chyba to był człowiek. Był strasznie blady, miał długi płaszcz i czapkę na głowie.
- Ooo. Dzieeeń.. Dzień dobry. - przywitał się rycerz Harry.
- Witam. Bardzo .. Bardzo przepraszam za ten bałagan, właśnie sprzątałem, używając magii, tak jak poradził mi mój kuzyn, ale stukanie do drzwi mnie rozproszyło i.. No sam widzisz. A tak wogóle jestem Liam. Bardzo przepraszam, że się nie przedstawiłem. 
- To ja przepraszam, że przeszkadzam, ale usłyszałem hałasy. A ja to Rycerz Harry. Pomóc w czymś?
- Nie, nie. Napijesz się czegoś?
- Nie, ja już muszę iść. 
- A gdzie ci się spieszy?
- Cóż... Mam pewną misję. Ja i mój sługa Niall musimy znaleźć potwora, który żyje w tutejszych lasach, aby król Louis się nie martwił.
- Bardzo ciekawe... Słuchaj, nie przydałby ci się jakiś pomocnik? Z chęcią bym gdzieś się wybrał... Te cztery ściany doprowadzają mnie do szału.
- Eee.. To znaczy... 
- Na pewno się przydam! Jestem bardzo utalentowanym czarodziejem! Locomotor! - w tej chwili Harry uniósł się w powietrzu.
- Co się dzieje?!
- Widzisz? 
- Dobra, dobra możesz z nami iść. Ale obiecaj, że nigdy więcej tak nie zrobisz.
- Oczywiście.

Liam i Harry wyszli z chatki. 
"Dziwne - pomyślał Harry - Od zewnątrz ten budynek wygląda.. Jakoś mniejszy."
- H-h-harry? Kto to? - zapytał się Niall.
- Witam serdecznie. Jestem Liam. Jestem czarodziejem, na pewno się wam przydam. Nie pożałujecie!
- Strasznie rozgadany jesteś. - teraz Niall zwrócił się do Harrego - a ja jak coś powiem to od razu mnie uciszasz.
- Oj tam. On na prawde nam się przyda.

Teraz każdy młodzieniec jechał na swym rumaku, Liam miał swojego własnego konia. Teraz jechali dalej, przed siebie. Zaczynało robić się ciemno. Księżyc był już wysoko na niebie, otoczony gwiazdami. Niebo były bezchmurne. 
- Wiecie, wydaje mi się, że gdzieś już widziałem to drzewo - zaczął Liam.
- Hmmm. Pomyślmy, może pół godziny temu? I godzinę! I DWIE! Harry, zgubiliśmy się! - powiedział Niall z pełnymi ustami.
- To niemożliwe! Przecież mapa...
- I co, ty niby taki mądry! - oburzył się Niall.
- Wypraszam sobie! Ty już jesz piąty bochenek chleba, który był naszym ostatnim! - krzyknął Harry.
- Ciii, uspokujcie się. Emocjami nie rozwiążemy problemów. 
- Pffffff.
Teraz jechali w ciszy, kolejny raz mijając to samo drzewo. Księżyc wydawał się ciągle patrzyć na jeźdźców z góry. Gwiazdy świeciły wysoko. Wydawało się, że... Śpiewały. Dźwięk stawał się bardziej wyraźniejszy i głośniejszy. 

"Forever young, I wanna be forever Young
Do you really want to live forever, forever, forever young."
Nutelaria ♥

czwartek, 11 lipca 2013

1 Rozdział Zmierzchu ( by Lensi ) + wstęp :D Pierwsze spotkanie ♥

Stephenie Meyer - Oryginał
( Lensi:3) - Przerobienie
Zmierzch ( Thone Zmierzchon xD )
"Ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno jeść, bo gdy z nigo spożyjesz niechybnie umrzesz"- Księga urodzaju 2, 17 (BT)
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, jak chciałabym umrzeć - Nawet mimo wydarzeń ostatnich miesięcy. Ale chodźbym próbowała, z pewnością nie wpadłabym na coś podobnego. Sparaliżowana wpatrywałam się w ciemne oczy drapieżcy stojącego na przeciwległym końcu długiego pomieszczenia, a on przygląał mi się z uśmiechem. Oto miałam oddać życie za kogoś inego, za kogoś, kogo kochałam. To dobra śmierć, bez wątpienia. Szlachetny postępek. Coś znaczącego. Gdybym nie przeniosła się do Forks, nie stałabym teraz oko w oko z mordercą, wiedziałam o tym dobrze. ale mimo to nie potrafiłam zmusić mego kołaczącego serca do pożałowania decyzji o przeprowadzce. Właśnie tu spotkało mnie szczęście, o jakim nawet nie marzyłam, i nie warto było rozpaczać, że słodki sen dobiegał końca. Nie zmieniając przyjaznego wyrazu twarzy, morderczy łowca ruszył w moją stronę, by zadać ostateczny cios.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
1. pierwsze spotkanie.
Jadąc z mamą na lotnisko, szeroko otworzyłyśmy samochodowe okna. W Phoenix były dwadzieścia cztery stopnie w cieniu przy absolutnie bezchmurnym niebie. Miałam na sobie moją ulubioną koszulkę- bez rękawów, z białej siateczki - włożoną specjalnie z okazji wyjazdu. Do samolotu zamierzałam wziąć kurtkę. Celem podróży było miasteczko Forks położone na północno- zachodnim krańcu stanu Waszynkton, na półwyspie Olimpic. Pada tam częściej niż w jakim kolwiek innym miejscu w Stanach i jest to jedyna rzecz jaka wyróżnia tę mieścinę. To właśnie przed tymi posępnymi, deszczowymi chmurami uciekła moja matka, gdy miałam zaledwie pare miesięcy. Ona uciekła, ale ja musiałam spędzać w Forks bite cztery tygodnie każdego lata. Wreszcie, jako czternastolatka, zbuntowałam się i od trzech lat jezdziłam z tatą, co roku na dwutygodniowe wakacje do Kaliforni. Mimo to zgodziłam się tam wrócić . Sama skazałam się na wygnanie. Byłam przerażona. Nienawidziłam tego miejsca.Za to Phoenix uwielbiałam. Kochałam je za słońce i upał, za bijącą od tego miasta żywotność, za tępo, z jakim się rozwijało.
-Patty - odezwała się mama w hali odlotów -  pamiętaj , że nie musisz tego robić.- powiedziała to po raz setny i nie wątpliwie ostatni. Moja mama wyglądała zupełnie jak ja z krótkimi włosami i pierwszymi zmarszczkami mimicznymi.Spojrzałam jej w oczy - ma wielkie oczy dziecka - o poczułam narastającą panikę. Jak mogłam zostawić samą taką nieobliczalną i nieprzytomną osobą? Czy sobie poradzi ?Oczywiście , miała teraz Phila, rachunki będą zatem płacone w terminie, lodówka i bak pełny, a jeśli się zgobi,będzie miała do kogo zadzwonić, ale mimo to...
- Ale ja na prawde chce jechać.- skłamałam. Nigdy nie byłam uzdolnionym kłamcą, ale ostatnio powtarzałam to zdanie tak często, że brzmiało już niemal przekonująco.
- Pozdrów ode mnie Charliego.
- Nie zapomnę.
- Niedługo się zobaczymy – powiedziała z przekonaniem w głosie.
- Możesz wrócić do domu w każdej chwili. Tylko zadzwoń, a zaraz się pojawię. Miałam świadomość, że ta obietnica sporo ją kosztuje.
- Nic się nie martw. Będzie fajnie. Kocham cię, mamo. Przytuliła mnie mocno do siebie i trzymała tak długą chwilę, a potem wsiadłam do samolotu i już jej nie zahaczyłam.
Czekały mnie cztery godziny lotu z Phoenix do Seattle, potem godzina w awionetce do Port Angeles i wreszcie godzina jazdy z lotniska do Forks. Nie bałam się latania, tylko właśnie tej godziny w aucie sam na sam z moim tatą Charliem. Do tej pory zachowywał się bez zarzutu. Najwyraźniej naprawdę się cieszył, że miałam z nim po raz pierwszy zamieszkać niemal na stałe. Zapisał mnie już do liceum i obiecał pomóc w kupnie auta. Mimo to byłam pewna, że będziemy nieco skrępowani. Żadne z nas nie należało do ludzi gadatliwych, a i tak nie wiedziałabym za bardzo, o czym tu opowiadać. Zdawałam sobie sprawę, że moja decyzja go zaskoczyła – podobnie jak mama, nigdy nie ukrywałam niechęci do Forks. Gdy wylądowałam w Port Angeles, padał deszcz, ale nie wzięłam tego za złą wróżbę – ot, było to po prostu nieuniknione. Pożegnałam się ze słońcem już kilka godzin wcześniej. Charlie przyjechał po mnie radiowozem. Tego też się spodziewałam – tato jest w Forks komendantem policji. To właśnie, dlatego, mimo poważnego braku funduszy, chciałam jak najszybciej sprawić sobie samochód – żeby nie wożono mnie po okolicy w aucie z kogutem na dachu. Nic tak nie zwalnia ruchu na drodze jak gliniarz.Gdy schodziłam niezdarnie po schodkach na płytę lotniska, przytrzymał mnie odruchowo, jednocześnie jakby ściskając na powitanie jedną ręką.
- Jak dobrze cię widzieć, Patty Nie zmieniłaś się zbytnio. Co słychać u Renee?
- U mamy wszystko w porządku. Też się cieszę, że cię widzę, tato. – Nie wolno mi było mówić do niego po imieniu. Miałam zaledwie parę toreb, bo większość moich ubrań nie pasowała do klimatu stanu Waszyngton. Wprawdzie wysupłałyśmy z mamą trochę grosza na powiększenie mojej zimowej garderoby, ale i tak było tego niewiele. Wszystko bez trudu zmieściło się w bagażniku radiowozu.
- Znalazłem dobre auto, jak dla ciebie. Naprawdę tanie – oznajmił mi tato po zapięciu pasów.
- Jaka to marka? – Nie spodobało mi się to „jak dla ciebie”.
- Chevrolet. Właściwie to Pick – up.
- Gdzie go znalazłeś?
- Pamiętasz Billy’ego Blacka z La Push? – La Push to maleńki rezerwat Indian nad samym morzem.
- Nie.
- Jeździliśmy razem na ryby – podpowiedział Charlie.
To by wyjaśniało, dlaczego go nie pamiętałam. Jestem prawdziwą mistrzynią w wymazywaniu z pamięci bolesnych i niepotrzebnych wspomnień.
- Jeździ teraz na wózku inwalidzkim – ciągnął tato – więc nie może już prowadzić. Obiecał, że sprzeda mi go tanio.
- Jaki to rocznik? – Sądząc po jego minie, miał nadzieję, że nie zadam tego pytania.
- No cóż, Billy nieźle się napracował przy silniku, teraz jest prawie jak nowy. Chyba nie wierzył, że poddam się tak łatwo.
- W którym roku kupił auto?
- Bodajże w 1984.
- I to rok produkcji?
- Hm, nie. Sądzę, że pochodzi z wczesnych lat sześćdziesiątych. Góra z późnych pięćdziesiątych – przyznał nieco zawstydzony.
- Wiesz, że nie znam się na samochodach, tato. Jeśli coś się zepsuje, sama sobie nie poradzę, a nie stać mnie na mechanika…
- Spokojnie, bryka pracuje bez zarzutu. Teraz już takich nie robią. Bryka? Hm… Może nie będzie tak źle. Przynajmniej nie musiałam już szukać ksywki dla samochodu.
- Tanio, czyli ile? – Tu nie mogłam iść na kompromis.
- Widzisz, skarbie, ja go już poniekąd kupiłem – Charlie zerknął na mnie nieśmiało, z nadzieją w oczach. – Jako prezent powitalny. Bomba. Bryka za darmo.
- Och, naprawdę nie musiałeś. Byłam gotowa sama za wszystko zapłacić.
- To nic takiego. Chcę, żebyś była tu szczęśliwa. – Mówiąc to, tato patrzył prosto przed siebie na drogę. Zawsze wstydził się mówić o uczuciach. Odziedziczyłam to po nim, więc także odwróciłam głowę.
- To wspaniały gest, dziękuję. – A co do bycia szczęśliwą w Forks, po co wspominać, że żadne auto tu nie pomoże. To po prostu nierealne. Ale tato nie musiał o tym wiedzieć, a i ja nie miałam zamiaru zaglądać darowanemu Pick – upowi pod maskę.
- Ech, no, nie ma, za co – wymamrotał Charlie zmieszany moim podziękowaniem. Wymieniliśmy jeszcze parę uwag dotyczących pogody – nadal padało – i to by było na tyle. Wpatrywaliśmy się w drogę w milczeniu. Okolica była niezaprzeczalnie piękna. Wszystko tonęło w zieleni: korony drzew, ich pokryte mchem pnie, porośnięta paprociami ziemia. Nawet powietrze wydawało się zielone w świetle sączącym się przez baldachim z igieł. Przez tę wszechobecną zieleń czułam się jak na obcej planecie. W końcu zajechaliśmy na miejsce. Charlie nadal mieszkał w niewielkim domku z dwiema sypialniami, kupionym jeszcze z matką tuż po ślubie. Zresztą wszystko, co zrobili jako mąż i żona, zrobili tuż po ślubie. Później nie byli już po prostu małżeństwem. Przed domem, który od lat wyglądał tak samo, stał nowy – nowy dla mnie – samochód. Miał wyblakły czerwony lakier, zaokrąglone zderzaki i staromodnie opływową szoferkę. O dziwo, z miejsca przypadł mi do gustu. Nic miałam pewności, czy zapali, ale umiałam sobie wyobrazić siebie za jego kierownicą. Na dodatek był to jeden z tych solidnych modeli, które są praktycznie niezniszczalne – jeden z tych, które w filmach nie mają choćby jednej rysy po staranowaniu jakiegoś zagranicznego Sedana.
- Kurczę, tato, jest wystrzałowy! Dzięki! – Pozbyłam się przy najmniej jednej z ponurych wizji dotyczących pierwszego dnia w nowej szkole. Nie musiałam już wybierać pomiędzy trzy kilometrowym spacerem w deszczu a zajechaniem na lekcje w radio wozie.
- Cieszę się, że ci się podoba – szepnął Charlie zakłopotany. Cały bagaż zdołaliśmy wnieść na piętro za jednym zamachem. Dostałam sypialnię wychodzącą na zachód, na podjazd przed domem, tę samą, w której spalam dawniej każdego lata. Drewniana podłoga, bladoniebieskie ściany, spadzisty sufit, pożółkłe firanki – wszystko to przywoływało wspomnienia. W kącie pokoju nadal stal mój miniaturowy fotel bujany. Jedyne zmiany, jakich Charlie kiedykolwiek tu dokonał, to wymiana łóżeczka na zwykle łóżko i wstawienie biurka, gdy osiągnęłam wiek szkolny. Na owym biurku stal teraz komputer kupiony z drugiej ręki, z modemem podłączonym do gniazdka telefonicznego kablem przymocowanym do podłogi zszywkami. Internetu zażądała mama, abyśmy mogły kontaktować się z sobą bez przeszkód. W domu było tylko jedna łazienka, niewielkie pomieszczenie u szczytu schodów. Miałam ją rzecz jasna dzielić z Charliem, ale o tym starałam się jeszcze nie myśleć. Brak nadopiekuńczości jest jedną z najlepszych cech taty. Zostawił mnie samą, żebym się rozpakowała i rozgościła. Mama nie byłaby w stanie zdobyć się na coś takiego. A tak nareszcie mogłam przestać się uśmiechać. Wpatrywałam się przez chwilę zrezygnowana w ścianę deszczu za szybą i uroniłam kilka łez, ale tylko kilka. Resztę planowałam zachować na wieczór, jako gwałtowny akompaniament do rozmyślań o jutrzejszym dniu. Do miejscowego gimnazjum i liceum chodziło raptem trzystu pięćdziesięciu siedmiu (ze mną pięćdziesięciu ośmiu) uczniów, gdy w Phoenix tylko mój rocznik liczył siedemset osób. W dodatku wszystkie te dzieciaki z Forks dorastały razem – ba, nawet ich dziadkowie znali się od dzieciństwa! Miałam szansę stać się wytykanym palcami dziwadłem z wielkiego miasta. Gdybym, chociaż wyglądała, jak przystało na dziewczynę z gorącego południa, gdybym była opaloną, wysportowaną blondynką, taką, co to gra w szkolnej drużynie siatkówki albo występuje w zespole przed meczami, może wtedy wyróżniałabym się na korzyść. Ale nic z tego. Mój wygląd nie mógł mi pomóc. Chociaż w Phoenix zawsze świeciło słońce, moja skóra przypominała odcieniem kość słoniową, a nie miałam ani brązowych oczu ani czarnych włosów które jakoś by ten fenomen tłumaczyły. Byłam szczupła, ale nie nabita, więc każdy widział, że żadna ze mnie sportsmenka. Do sportów brakowało mi po prostu niezbędnej koordynacji ruchowej, dlatego każde moje wyjście na boisko kończyło się publicznym upokorzeniem i obrażeniami, którym ulegali z mojej winy także inni zawodnicy. Gdy skończyłam już układać ubrania w starej sosnowej komodzie, poszłam z kosmetyczką do naszej wspólnej łazienki odświeżyć się po podróży. Rozczesując splątane, wilgotne włosy, przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze. Może to tylko ta deszczowa pogoda za oknem, ale wyglądałam jak blada rekonwalescentka. Czasem bywałam nawet zadowolona ze swojej cery – nieskazitelnej, niemal przezroczystej – ale wszystko zależało od odpowiedniego oświetlenia. Tu jednak nie mogłam liczyć na nic lepszego. Patrząc tak na siebie, doszłam do wniosku, że nie ma, co się oszukiwać. Nie chodziło tylko o wygląd. Skoro nie znalazłam dla siebie miejsca w szkole z trzema tysiącami uczniów, czy mogłam mieć nadzieję, że poradzę sobie w Forks?Nawiązywanie kontaktów z rówieśnikami przychodziło mi z trudem. Tak naprawdę, nawiązywanie kontaktów z kimkolwiek przychodziło mi z trudem. Nawet mama, która była mi najbliższą osobą pod słońcem, nie potrafiła do końca przebić się przez moją skorupę. Nigdy nie nadawałyśmy na tych samych falach. Czasami zastanawiałam się, czy naprawdę odbieram świat w ten sam sposób, co inni. Może mam coś z głową? Mniejsza o przyczynę, liczył się efekt. A jutro to miał być dopiero początek. Nie spałam za dobrze tej pierwszej nocy, nawet szlochanie w poduszkę mnie nie uspokoiło. Nie potrafiłam przywyknąć do ciągłego szumu wiatru i deszczowych werbli bijących o dach. Naciągnęłam na głowę starą, wyblakłą kołdrę, a potem dołożyłam jeszcze poduszkę, ale i tak zasnęłam dopiero po północy, kiedy ulewa przeszła w końcu w kapuśniak. Rano za oknem widać było tylko gęstą mgłę i powoli zaczęła dawać mi się we znaki klaustrofobia. Bez błękitu nieba czułam się jak w klatce.Przy śniadaniu nie rozmawialiśmy za dużo. Charlie życzył mi powodzenia, a ja podziękowałam grzecznie, pewna, że jego życzenie się nie spełni. Los nie miał w zwyczaju się do mnie uśmiechać. Tato pierwszy wyszedł z domu i pojechał na komisariat, który skutecznie zastępował mu żonę. Po jego wyjściu siedziałam przez dłuższą chwilę przy dębowym stole na jednym z trzech krzeseł, z których każde było inne, i lustrowałam wzrokiem niewielką kuchnię. Nic się tu nie zmieniło. Ściany wyłożone były ciemnym drewnem, szafki jaskrawożółte, a podłoga z linoleum. Szafki pomalowała osiemnaście lat wcześniej moja mama, usiłując rozjaśnić wnętrze domu. Nad niewielkim kominkiem w przylegającym do kuchni skromnym saloniku wisiał rząd fotografii: rodzice w dniu ślubu w Las Vegas, nasza trójka w szpitalu po moim narodzeniu (zdjęcie autorstwa uczynnej pielęgniarki) i wreszcie – liczne świadectwa mego dorastania, aż do ubiegłego roku. Kolekcja ta budziła we mnie pewne zażenowanie i planowałam namówić tatę, żeby ją usunął, przynajmniej do czasu mojego wyjazdu. Cały wystrój domu był wyraźnym świadectwem tego, że Charlie nadal kocha moją mamę, i nie czułam się z tą myślą najlepiej. Nie chciałam zjawić się w szkole zbyt wcześnie, ale nie mogłam też się spóźnić. Włożyłam, więc kurtkę – miała w sobie coś z kombinezonu do usuwania odpadów radioaktywnych – i dzielnie wyszłam na deszcz.Nadal mżyło, choć nie dość, żebym przemokła do suchej nitki, gdy sięgałam po klucz od drzwi wejściowych, jak zawsze schowany nieopodal pod okapem. Przekręciłam go w zamku i ruszyłam w stronę auta. Denerwowały mnie cmoknięcia, z jakim moje nowe wodoodporne traperki zagłębiały się w błotnistej nawierzchni podjazdu. Brakowało mi znajomego odgłosu szurania w żwirze. Nie mogłam też niestety podziwiać dłużej mojej furgonetki – spieszno mi było wydostać się z wilgotnej mgiełki, która przylepiała się do moich włosów mimo kaptura. We wnętrzu samochodu było sucho i przytulnie. Ktoś – Billy lub Charlie – niewątpliwie tu posprzątał, ale beżowa tapicerka wozu nadal lekko pachniała tytoniem, benzyną i miętową gumą do żucia. Dzięki Bogu, silnik zapalił za pierwszym razem, ale wył doprawdy przeraźliwie. Cóż, tak sędziwe auto musiało mieć jakieś wady. Byłam jednak mile zaskoczona tym, że działa równie sędziwe radio.Ze znalezieniem szkoły nie miałam kłopotów, chociaż nigdy w niej przedtem nie byłam. Jak wszystkie ważniejsze budynki, stała przy głównej drodze. Nie wyglądała zresztą na szkołę, ale upewniła mnie tablica. Moje nowe liceum składało się z kilkunastu zbudowanych w podobnym stylu pawilonów z czerwonej cegły. Z początku nic byłam w stanie ocenić, ile ich właściwie jest, tyle rosło wokół drzew krzewów. To miejsce nie miało w sobie nic z placówki wychowawczej. Gdzie ogrodzenie z siatki, pomyślałam z nostalgią, gdzie wykrywacze metalu przy wejściu? Zaparkowałam przed pierwszym budynkiem, ponieważ nad drzwiami dostrzegłam tabliczkę z napisem „dyrekcja”. Nie stał tam żaden inny samochód, więc z pewnością parkowanie było w tym miejscu niedozwolone, ale stwierdziłam, że wolę zapytać w środku o drogę na parking, niż krążyć jak głupia w deszczu. Opuściwszy z niechęcią rdzewiejącą szoferkę, podążyłam do wejścia brukowaną ścieżką obramowaną ciemnym żywopłotem. Przed drzwiami wzięłam głęboki oddech. W środku było cieplej i jaśniej, niż się spodziewałam. Podłogę pokrywała wytrzymała wykładzina w pomarańczowe ciapki, z boku stało kilka składanych krzesełek dla oczekujących interesantów, a ściany upstrzone były trofeami i ogłoszeniami. Głośno tykał wielki zegar. Wszędzie pałętały się rośliny w plastikowych donicach, jakby mało było zieleni na zewnątrz. Pomieszczenie przedzielał długi kontuar zastawiony przepełnionymi drucianymi koszyczkami na dokumenty, a każdy koszyczek oznaczony był jaskrawą naklejką. Za jednym z trzech znajdujących się za ladą biurek siedziała rudowłosa okularnica w fioletowym podkoszulku. Ten podkoszulek nieco zbił mnie z tropu. Kobieta podniosła wzrok.
- W czym mogę pomóc?
- Nazywam się Pattryshia Casterwille  oświadczyłam. Oczy sekretarki rozbłysły – najwyraźniej doskonale wiedziała, kim jestem. Z pewnością byłam już tematem plotek. Tak, tak, to ja, córka pana komendanta i jego narwanej byłej żony.
- Oczywiście, oczywiście. – Kobieta zaczęła grzebać w przeraźliwie wysokiej stercie papierzysk na swoim biurku, aż wreszcie znalazła to, czego szukała. – Mam tutaj twój plan lekcji i mapkę szkoły. – Z plikiem kartek w dłoni podeszła do kontuaru. Wyjaśniła mi, jak przemieszczać się w ciągu dnia z klasy do klasy, pokazując najdogodniejsze trasy na mapce, i wręczyła arkusz, na którym miał się podpisać każdy z moich nauczycieli; musiałam go jej oddać po lekcjach. Pożegnała mnie z uśmiechem, podobnie jak Charlie, życząc mi powodzenia. Odwzajemniłam uśmiech, mając nadzieję, że wygląda przekonująco. Gdy wróciłam do auta, zaczęli się już zjeżdżać inni uczniowie. Żeby trafić na parking, wystarczyło jechać za nimi. Na szczęście większość samochodów była równie sędziwa, co mój, zero szpanu. W Phoenix mieszkałam w dzielnicy Paradisc Valley, gdzie należałyśmy z mamą do uboższej mniejszości. Pod szkołami nieraz widywało się nowiutkie mercedesy i porsche. Tu jednak najlepszym wozem było lśniące volvo i niewątpliwie się wyróżniało. Mimo wszystko, gdy tylko mogłam, wyłączyłam ryczący silnik, żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Zanim wysiadłam, przestudiowałam dokładnie mapkę z nadzieją, że nie będę musiała później obnosić się z nią cały dzień. Wsunęłam papiery do torby, zarzuciłam ją na ramię i znowu wzięłam głęboki oddech. Poradzisz sobie, szepnęłam do siebie bez przekonania. Nikt cię przecież nie ugryzie. Westchnęłam i wyślizgnęłam się z auta. Idąc w stronę pełnego nastolatków chodnika, starałam się chować twarz w kapturze. Z ulgą zauważyłam, że w zwykłej czarnej kurtce nie odstaję zbytnio od reszty. Minąwszy stołówkę, budynek łatwością zlokalizowałam budynek nr 3, w którym miałam mieć pierwszą lekcję: na jego narożniku, na białym tle wymalowano wielką czarną trójkę. Podeszłam do drzwi, dysząc niczym ofiara hiperwentylacji, ale postanowiłam wziąć się w garść i weszłam do środka śladem dwóch młodocianych osób bliżej nieokreślonej pici. Klasa nie była duża. Para przede mną zatrzymała się tuż za progiem, żeby powiesić kurtki na zamocowanych w ścianie haczykach. Poszłam za ich przykładem. Okazało się, że to dwie dziewczyny – blondynka o porcelanowej cerze i blada szatynka. dziewczyny – blondynka o porcelanowej cerze i blada szatynka. Przynajmniej jednym nie musiałam się wyróżniać.Podeszłam do nauczyciela, żeby złożył podpis na moim arkuszu. Był to wysoki, łysiejący mężczyzna, niejaki Mason, jeśli wierzyć tabliczce na jego biurku. Gdy przeczytał moje nazwisko, przyjrzał mi się uważniej (nie było to zbyt miłe z jego strony), a ja oczywiście spłonęłam rumieńcem. Dzięki Bogu, kazał mi przynajmniej usiąść w pustej ławce z tyłu klasy, nie przedstawiając mnie najpierw wszystkim obecnym. Trudno im było gapić się na mnie, wykręcając głowy, ale to ich nie powstrzymywało, starałam się, więc nie odrywać wzroku od otrzymanej przed chwilą listy lektur. Nie była zbytnio zaawansowana: Bronte, Szekspir, Chaucer, Faulkner… Wszystko czytałam wcześniej. Było to trochę pocieszające, ale i zapowiadało nudę. Zaczęłam się zastanawiać, czy mama przysłałaby mi teczkę z moimi starymi wypracowaniami, czy też uznałaby to za oszustwo. Spędziłam lekcję, wymyślając, jak potoczyłaby się ta dyskusja, nauczyciel tymczasem tłumaczył coś monotonnym głosem. Gdy zabrzęczał dzwonek, wyrośnięty pryszczaty chudzielec o kruczoczarnych włosach przechylił się nad przejściem między ławkami, żeby ze mną porozmawiać.
- Pattryshia Casterwille  prawda ?  Wyglądał na przesadnie uczynnego chłopaka i członka koła szachowego.
- Patty Casterwille – poprawiłam. Siedzące w pobliżu osoby odwróciły się w moim kierunku.
- Gdzie masz następną lekcję?
- Chwilka. – Musiałam wyjąć plan z torby.- WOS z Jeffersonem, w budynku nr 6.Nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Zewsząd otaczały mnie ciekawskie spojrzenia.
- Ja idę do czwórki, mogę pokazać ci drogę. – Tak, facet był przesadnie uczynny.
- Mam na imię Eric.
- Dzięki. – Uśmiechnęłam się niepewnie. Włożyliśmy kurtki i wyszliśmy na deszcz, który tymczasem wezbrał na sile. Mogłabym przysiąc, że kilka osób specjalnie wlokło się za nami, by podsłuchiwać. Miałam nadzieję, że to nie początki paranoi.
- I co, inaczej tu niż w Phoenix, prawda? – spytał Eric.
- Bardzo.
- Chyba nie pada tam zbyt często?
- Trzy, cztery razy do roku.
- Kurczę, ciekawe, jak to jest.
- Jest słonecznie – odparłam.
- Nie jesteś zbytnio opalona.
- Moja mama jest w połowie albinosem.Chłopak zaczął przyglądać mi się z zaciekawieniem. Westchnęłam zrezygnowana. Najwyraźniej wilgotny klimat działał destrukcyjnie na poczucie humoru. Jeszcze kilka miesięcy, pomyślałam, a zapomnę, co to jest sarkazm. Obeszliśmy znów stołówkę i Eric odprowadził mnie pod same drzwi pawilonu koło sali gimnastycznej, chociaż ten był wyraźnie oznaczony.
- No cóż, powodzenia – powiedział, gdy już dotykałam klamki.
- Może okaże się, że mamy razem jeszcze inną lekcję. – Wydawało się, że naprawdę mu na tym zależy. Obdarzyłam go bladym uśmiechem i weszłam do środka. Reszta przedpołudnia przebiegła według podobnego schematu. Pan Verner, nauczyciel trygonometrii, którego i tak bym nienawidziła ze względu na sam przedmiot, był jedynym, który kazał mi wyjść przed klasę i się przedstawić. Coś tam wyjąkałam, cała czerwona, i potknęłam się o własne buty, wracając do ławki. Po dwóch lekcjach zaczęłam rozpoznawać pierwsze twarze. Zawsze też trafiał się ktoś śmielszy, kto podchodził do mnie, mówił, jak ma na imię, i wypytywał o to, jak mi się podoba w Forks. Starałam się być dyplomatyczna, więc w dużej mierze po prostu kłamałam. Przynajmniej nie potrzebowałam już mapki.Pewna dziewczyna usiadła przy mnie i na trygonometrii, i na hiszpańskim, a potem poszła ze mną do stołówki na lunch. Była niziutka, przy moich 162 cm niższa ode mnie przynajmniej o głowę, ale nie rzucało się to tak bardzo w oczy dzięki jej fryzurze – burzy skłębionych, ciemnych loków. Nie pamiętałam, jak ma na imię, uśmiechałam się, więc tylko i kiwałam głową, przysłuchując się opisom lekcji i nauczycieli. Nie starałam się za tym wszystkim nadążać. Usiadłyśmy na końcu stołu pełnego jej znajomych, których rzecz jasna mi przedstawiła, ale imiona wlatywały mi jednym uchem, a wylatywały drugim. Wszyscy zdawali się być pod wrażeniem tego, że moja towarzyszka miała odwagę mnie zagadnąć. Eric, chłopak poznany na angielskim, pomachał mi z drugiego końca sali.To właśnie wtedy, jedząc lunch i próbując rozmawiać z siódemką wścibskich nieznajomych, po raz pierwszy ich zobaczyłam. Siedzieli w  kącie na przeciwległym krańcu stołówki. Było ich pięcioro. Nie rozmawiali i nie jedli, choć przed każdym stała taca nietkniętego posiłku. W odróżnieniu od większości uczniów nie gapili się na mnie, można się, więc było im przyglądać bez obawy, że któreś mnie na tym przyłapie. Ale to nic ten brak zainteresowania moją osobą mnie zaintrygował. Na pierwszy rzut oka nie byli do siebie ani trochę podobni. Z trzech chłopców jeden, brunet z krótkimi nażwlowanymi włosami  był naprawdę wielki – umięśniony jak zawodowy ciężarowiec. Drugi, wyższy i szczuplejszy, ale też dość napakowany, miał włosy koloru brązowego  Trzeci, z rozczochraną, blond czupryną, nie imponował budową ciała i wyglądał na najmłodszego z trójki. Tamci dwaj mogliby już chodzić do college’u albo nawet pracować tu jako nauczyciele. Dziewczyny były swoimi przeciwieństwami. Ta wyższa miała posągową figurę modelki i długie do polowy pleców, delikatnie falujące jasny brąz włosy. Wystarczyło przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, żeby stracić wiarę we własne wdzięki. Ta niższa, chudziutka i słodka, urodą przypominała chochlika. Miała krótką, kruczoczarną, nastroszoną fryzurkę. Mimo to cała piątka wyróżniała się w podobny sposób. Wszyscy byli chorobliwie bladzi, bledsi niż jakikolwiek inny uczeń z tego nieznającego słońca miasteczka. Bledsi niż ja, potomek albinosa. Wszyscy, niezależnie od odmiennego koloru włosów, mieli także bardzo ciemne oczy, a pod oczami głębokie cienie – sine, niemal fioletowe. Jakby zarwali noc albo dochodzili do siebie po złamaniu nosa. Tyle, że ich nosy i w ogóle rysy twarzy były idealne, bez jednej skazy.Ale to jeszcze nic wszystko.Nie mogłam oderwać wzroku od tej dziwnej grupy, ponieważ ich twarze, tak odmienne, a tak do siebie podobne, były porażająco, nieludzko wręcz piękne. Takich twarzy nie spotyka się w rzeczywistym świecie, co najwyżej na wygładzanych komputerowo fotografiach w czasopismach o modzie lub na obrazach starych mistrzów, gdzie należą do aniołów. Trudno było zdecydować, które z piątki jest najpiękniejsze – może brąz włosa
 piękność albo chłopak o blond włosach?  Unikali wzroku innych uczniów, a i wzroku swoich kompanów, ich spojrzenia zdawały się prześlizgiwać po otoczeniu bez cienia zainteresowania. Niższa z dziewczyn wstała właśnie i podniosła ze stołu tacę – nawet nie otworzyła butelki z napojem ani nie nadgryzła jabłka – i odeszła z gracją spacerującej po wybiegu modelki. Przypatrywałam się oczarowana jej krokom godnym baletnicy, póki nie odstawiła tacy, by zniknąć za tylnymi drzwiami, co uczyniła szybciej, niż to się wydawało możliwe. Zerknęłam na pozostałą czwórkę, ale siedzieli nieporuszeni.
- Co to za jedni, u licha? – zapytałam dziewczynę poznaną na hiszpańskim, której imię wyleciało mi z głowy. Kiedy podniosła głowę, żeby zobaczyć, o kogo chodzi – chociaż wywnioskowała to już prawdopodobnie z tonu mojego głosu.
- Jeden z tamtych chłopaków, ten szczupły i chyba najmłodszy, spojrzał na nią znienacka. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, potem zaś przeniósł wzrok na mnie. Odwrócił się w okamgnieniu, szybciej niż ja sama, choć zawstydzona natychmiast spuściłam oczy. Jego twarz, widoczna przez chwilę w pełnej krasie, nie zdradzała żadnych emocji – jakby zareagował odruchowo, bo ktoś wymienił głośno jego imię, i zorientował się w porę, że nie musi odpowiadać. Moja sąsiadka przy stoliku zachichotała zażenowana, rzucając w stronę grupki ukradkowe spojrzenie.
- To Niall i Louis Horanowie ( xDDD )  – wyszeptała – z Eleanor Payne i Liamem Paynem. Ta, która wyszła, to Agatha Horan. Wszyscy mieszkają u doktora Cullena i jego żony.Zerknęłam w stronę niesamowitej czwórki. Chłopak z Blond czupryną wpatrywał się teraz w swoją tacę, rozrywając na drobne kawałki obwarzanek. Miał bardzo długie i blade palce. Poruszał przy tym niezwykle szybko ustami, choć jego idealne wargi były ledwie rozchylone. Pozostała trójka nadal nic patrzyła w jego kierunku, ale, nie wiedzieć, czemu, byłam przekonana, że chłopak coś do nich mówi. Dziwne imiona, pomyślałam, rzadko spotykane. Chyba, że w pokoleniu naszych dziadków. Ale kto wie, może taka tu jest moda? Może to małomiasteczkowe imiona? Przypomniało mi się w końcu, że moja sąsiadka ma na imię Jessica. Przynajmniej to imię było zupełnie normalne. W Phoenix dwie Jessiki chodziły ze mną na historię.
- Całkiem fajni ci faceci – powiedziałam. Było oczywiste, że to niedopowiedzenie.
- O tak! – Jessica ponownie zachichotała. – Tyle, że wszyscy są sparowani. No wiesz, Louis chodzi z Eleanor a Liam z Agathą. I mieszkają razem – podkreśliła. W jej glosie wyczułam prowincjonalne zgorszenie. Ale, jeśli miałam być szczera, podobny układ i w Phoenix byłby tematem plotek.
- Którzy to bracia Horanowie? pytałam. – Nie wyglądają na spokrewnionych.
- Bo i nie są. Doktor Cullen to jeszcze miody facet, ma góra trzydzieści parę lat. Cala piątka jest adoptowana. Ale Paynowie to bliźniaki  Takich starych to się chyba nie adoptuje, prawda?
- Pani Cullen przygarnęła Liama i Eleanor dy mieli osiem lat. Teraz mają osiemnaście. To chyba ich ciotka czy coś.
- Miło z ich strony. No wiesz, że zaopiekowali się tymi wszystkimi dziećmi, i to w młodym wieku.
- Pewnie tak – przyznała Jessica niechętnie, co wzbudziło moje podejrzenia, że z jakiegoś powodu nie przepada za doktorem Cullenem i jego żoną. Sądząc ze spojrzeń, jakie rzucała w stronę adoptowanej gromadki, powodem tym była zwykła zazdrość. -Myślę, że pani Cullen nie może mieć dzieci – dodała, jakby miało to umniejszyć szczodrość tej pary. Co jakiś czas w ciągu tej rozmowy zerkałam w stronę stołu dziwnego rodzeństwa. Nadal wpatrywali się półprzytomnie w ściany i nic nie jedli.
- Ta rodzina to od dawna mieszka w Forks? – zapytałam. Powinnam ich była przecież zauważyć któregoś lata.
- Nie – odparła Jessica nieco zdziwiona, jakby nawet dla osoby nowo przybyłej powinno być to oczywiste. – Sprowadzili się tu dwa lata temu z jakiejś miejscowości na Alasce. Wiadomość tę przyjęłam z ulgą. Nie byłam jedynym cudakiem z innego stanu i z pewnością nie wyróżniałam się tak wyglądem czy zachowaniem. Zrobiło mi się ich nawet trochę żal, że mimo urody są nic do końca akceptowanymi outsiderami. Gdy tak się im przyglądałam, najmłodszy chłopak, a więc jeden z Horanów. podniósł głowę i nasze oczy się spotkały. Tym razem jego mina niewątpliwie zdradzała zainteresowanie. Odwróciłam wzrok, ale miałam wrażenie, że spodziewał się po mnie jakiejś innej reakcji.
- Ten z blond
to, który? – spytałam. Kątem oka widziałam, że nadal na mnie patrzy, ale nie gapi się nachalnie tak jak inni wcześniej. Wydawał się czymś odrobinę zmartwiony. Po raz kolejny spuściłam oczy.
- To Niall Wiem, wygląda zabójczo, ale nie zawracaj nim sobie głowy. Nie chodzi na randki. Najwyraźniej – żachnęła się, rozżalona – żadna z miejscowych dziewczyn nie jest dla niego dostatecznie ładna. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy mógł odrzucić jej zaloty, i musiałam przygryźć wargę, żeby ukryć uśmiech. Niall siedział teraz odwrócony do nas bokiem, ale wydawało mi się, że ma uniesiony policzek, jakby też się właśnie uśmiechał.Po kilku minutach cała czwórka się oddaliła. Podobnie jak Agatha poruszali się z niezwykłą gracją – nawet ten z mięśniami ciężarowca. Trudno było patrzeć na to spokojnie. Niall uż więcej na mnie nic zerkał. Siedziałam w stołówce z Jessicą i jej znajomymi dłużej, niż gdybym była sama, nie chciałam jednak spóźnić się pierwszego dnia na żadną lekcję. W końcu okazało się, że jedna z moich nowych znajomych, która inteligentnie przypomniała mi, że ma na imię Angela, chodzi ze mną na biologię, więc poszłyśmy razem. Nie rozmawiałyśmy po drodze – ona też była nieśmiała. Kiedy weszłyśmy do klasy, Angela usiadła przy jednym ze stołów laboratoryjnych z czarnym blatem, takich samych jak w mojej szkole w Phoenix. Niestety, miała już sąsiadkę. Właściwie to wszystkie miejsca były zajęte z wyjątkiem jednego na środku – koło Nialla Horana którego rozpoznałam po oryginalnym kolorze włosów. Podchodząc do biurka nauczyciela, żeby się przedstawić i poprosić o podpisanie  arkusza, przyglądałam się chłopakowi ukradkiem. Kiedy go mijałam, cały zesztywniał i, co dziwne, rzucił mi rozwścieczone spojrzenie. Zaszokowana natychmiast odwróciłam wzrok i oblałam się rumieńcem. Potknęłam się o jakąś książkę i musiałam się podeprzeć o stół, żeby nie upaść. Siedząca przy nim dziewczyna zachichotała. Zauważyłam, że oczy Nialla a były czarne jak węgiel.Pan Banner podpisał mój arkusz i wydał mi podręcznik, nie zaprzątając sobie głowy jakimś idiotycznym przedstawianiem mnie klasie. Poczułam, że będzie nam się dobrze współpracować. Oczywiście, nie mając wyboru, musiał poprosić mnie, żebym usiadła koło Horana Nie wiedząc, co myśleć o wrogiej reakcji chłopaka, starałam się wcale na niego nie patrzeć. Położyłam swój podręcznik na stole i zajęłam miejsce. Zauważyłam przy tym kątem oka, że mój sąsiad zmienił w tym czasie pozycję. Odsunął się, jak mógł najdalej, niemal już spadał z krzesła i odwrócił twarz, jakbym wydzielała jakąś niemiłą woń. Dyskretnie powąchałam swoje włosy, ale czułam tylko ulubiony szampon o zapachu truskawek. Trudno było uwierzyć, że kogoś to odrzuca. Odgarnęłam włosy na prawe ramię, tak, żeby w jakiś sposób nas oddzielały, i starałam się skupić na tym, co mówił nauczyciel. Niestety, lekcja dotyczyła budowy komórki, którą już znałam. Mimo to robiłam staranne notatki.Nie mogłam się powstrzymać i od czasu do czasu zerkałam na Nialla zza kurtyny włosów. Przez całą godzinę się nie rozluźnił i nadal siedział na samym skraju ławki. Zauważyłam, że lewą dłoń oparł na udzie i zacisnął w pięść tak mocno, że widać było ścięgna. Tego uścisku także nie rozluźnił. Miał na sobie białą bluzę z długimi rękawami, ale te podwinął do łokci. Jego ręce okazały się z bliska zaskakująco mocne i muskularne. Wzięłam go wcześniej za chucherko pewnie, dlatego, że siedział koło brata – ciężarowca. Lekcja zdawała się dłuższa niż inne. Może byłam już trochę zmęczona, a może czekałam na to, aż chłopak wreszcie rozluźni dłoń? Jak długo mógł ją tak ściskać? Do tego siedział całkiem nieruchomo i chyba wcale nie oddychał. O co chodziło? Zawsze się tak zachowywał, czy jak? Zaczęłam dochodzić do wniosku, że źle oceniłam Jessicę. Może jej niechęć nie wynikała ani z zazdrości, ani z odrzucenia? To nie mogło mieć ze mną nic wspólnego. Ten facet widział mnie pierwszy raz w życiu. Po raz kolejny zerknęłam w jego stronę i natychmiast tego pożałowałam. Znów na mnie patrzył, a jego czarne oczy pełne były obrzydzenia. Cała się skurczyłam, a do głowy przyszło mi wyrażenie „gdyby spojrzenia mogły zabijać”. W tym samym momencie zabrzęczał dzwonek i aż podskoczyłam na krześle. Niall Horan zerwał się z miejsca kocim ruchem, cały czas odwrócony do mnie plecami – okazało się, że jest o wiele wyższy, niż mi się wcześniej wydawało – i wypadł na dwór, zanim ktokolwiek inny w klasie zdążył choćby wstać. Siedziałam sparaliżowana, wpatrując się półprzytomnie w drzwi, za którymi zniknął. Co to za psychopata? To nie było
fair. Zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy. Starałam się pohamować przy tym narastający we mnie gniew, bałam się, bowiem, że z oczu pociekną mi zaraz łzy. Nie wiedzieć, czemu, jedno z drugim było u mnie powiązane. To żenujące, ale często płakałam ze zdenerwowania.
-Jesteś Patryshia Casterwille prawda ??? – zapytał męski głos. Podniosłam wzrok. Koło mnie stal śliczny chłopak o słodkiej twarzy elfa i jasnych włosach pozlepianych żelem w pedantycznie rozmieszczone kolce. Ten tu z pewnością nie uważał, że śmierdzę.
-Patty Casterwille – uściśliłam z uśmiechem.
- Mike.
- Cześć, Mike.
- Może pomóc ci znaleźć następną salę?
- Idę do sali gimnastycznej, więc raczej nie powinnam mieć kłopotów z trafieniem.
- O, ja też mam WF. – Wydawał się tym zbiegiem okoliczności podekscytowany, choć w lak malej szkole nie było to przecież nic takiego. Poszliśmy razem. Gadał jak najęty, za co właściwie byłam mu wdzięczna. Do dziesiątego roku życia mieszkał w Kalifornii, więc wiedział, jak musi mi brakować słońca. Dowiedziałam się, że chodzi też ze mną na angielski. Był najsympatyczniejszą osobą, jaką poznałam tu do tej pory.Ale gdy wchodziliśmy już do szatni, spytał:
- A co to było z Niallem Horanem ?. Dźgnęłaś go ołówkiem, czy co? Zachowywał się jak wariat. Wzdrygnęłam się. A więc nie tylko ja to zauważyłam. A jego reakcja odbiegała od normy. Postanowiłam udać, że nie wiem, o co chodzi.
- To ten, obok którego siedziałam na biologii?
- Zgadza się. Wyglądał, jakby go coś bolało, czy co.
- Hm… Nawet się do niego nie odezwałam.
- To dziwny gość. – Mike zatrzymał się na chwilę, zamiast iść do swojej szatni. – Gdybym to ja miał fuksa siedzieć koło ciebie, na pewno bym cię zagadnął. Pożegnałam go uśmiechem. Był miły i bez wątpienia mu się spodobałam, ale na Horana nadal byłam wściekła. Nauczyciel WF – u, pan Clapp, uświadomił mnie, że w tym stanie jego przedmiot jest obowiązkowy w każdej klasie liceum. W Arizonie wystarczyło zaliczyć dwa lata. Pobyt w Forks miał być najwyraźniej moją drogą krzyżową. Trener znalazł dla mnie strój w odpowiednim rozmiarze, ale dzięki Bogu nie kazał mi się przebrać. Przyglądałam się, więc tylko czterem meczom siatkówki rozgrywanym jednocześnie, wspominając, ileż to razy odniosłam obrażenia – i ilu innych zawodników uszkodziłam – uprawiając tę uroczą dyscyplinę. Na samą myśl o niej zbierało mi się na wymioty. W końcu doczekałam się dzwonka i poczłapałam do sekretariatu oddać arkusz z podpisami. Nie padało już, ale przybrał na sile chłodny wiatr. Objęłam się rękoma. Wszedłszy o przytulnego biura, zbaraniałam i zapragnęłam natychmiast się wycofać. Przy kontuarze stał nie, kto inny, jak Niall Horan  Rozpoznałam go po rozczochranych Blond włosach. Na szczęście nie zwrócił uwagi na to, że do pomieszczenia weszła nowa osoba. Przycisnęłam się do ściany, czekając na swoją kolej. Chłopak wykłócał się o coś z sekretarką. Miał niski, pociągający głos. Z zasłyszanych strzępków szybko zorientowałam się, w czym rzecz. Usiłował zmienić swój plan lekcji tak, aby chodzić z inną grupą na biologię. Trudno mi było uwierzyć, że to wszystko przeze mnie. Musiała istnieć jakaś inna przyczyna, coś wydarzyło się w sali od biologii zanim do niej weszłam. To, dlatego, a nie przeze mnie, był taki wzburzony. Przecież nie mógł, ot tak, zapałać do mnie nienawiścią. Ktoś otworzył drzwi i podmuch zimnego wiatru, który wpadł do sekretariatu, przekartkował dokumenty i pozostawił moje włosy w nieładzie. Nowo przybyła odłożyła tylko kartkę do jednego z koszyczków i zaraz wyszła, ale Niall Horan zesztywniał. Obrócił się powoli i nasze oczy się spotkały. Jego twarz nadal była piękna – zważywszy na sytuację, absurdalnie piękna – ale wzrok miał przepełniony mieszaniną agresji i wstrętu. Przez chwilę bałam się, że się na mnie rzuci. Ciarki przebiegły mi po plecach. Spojrzenie chłopaka zmroziło mnie bardziej niż szalejąca za oknami wichura. Wszystko to trwało tylko kilka sekund.
- Trudno – powiedział do sekretarki aksamitnym głosem, od wróciwszy się do mnie na powrót plecami.
- Widzę, że rzeczywiście nic nie da się zrobić. Dziękuję za fatygę. – I wyszedł, nie patrząc w moją stronę. Podeszłam do kontuaru na miękkich nogach i podałam kobiecie arkusz z podpisami. Twarz musiałam mieć białą jak prześcieradło.
- I jak ci minął pierwszy dzień, złotko? – spytała sekretarka opiekuńczym tonem.
- Dobrze – skłamałam słabym głosem, Nie wyglądała na przekonaną.Kiedy wsiadałam do samochodu, parking był już niemal zupełnie pusty. Za kierownicą poczułam ulgę. Zdążyłam się już przywiązać do swojej furgonetki, była dla mnie namiastką domu w tej zarośniętej krzakami dziurze. Siedziałam tak przez jakiś czas pogrążona w myślach, ale wkrótce w szoferce zrobiło się chłodno, więc odpaliłam silnik. Całą drogę powrotną walczyłam z cisnącymi się do oczu łzami....
-------------------------
Sorry jeśli są jakieś błędy ale pisałam szubko i często mi się zacinało ale jest :3 Koment - czekasz na dalszą część ♥ ( Lensi :3)

Król Louis III (Nutelaria)

Król Louis III
część 1, "No to wyruszamy!"

                Za górami, za lasami, nawet za rzekami i polami żył sobie niegdyś król. Ale nie był to zwykły król. Był to król pochodzenia z rodziny Tomlinson’ów. A zwał się on Król Louis William Tomlinson III.
                Pewnego zimowego popołudnia król rozmyślał nad swym żywotem na ogromnym tronie.
„I cóż ja mam ze sobą począć?” – rozmyślał. – „Nudne są me królewskie dni. Co robić?”
Jednak w przemyśleniach przerwał mu trzask. Trzask potężnych drzwi Sali tronowej. W Sali pojawił się młodzieniec. Niewiele młodszy od króla.
- Ktoś ty? – spytał Louis.
- Jam być rycerz wielce potężny Harry, królu. – odparł i pokłonił się.
- Czego żądasz?
- Szukam przygody. Słyszałem, iż w lesie czai się pewne straszne stworzenie. Chciałbym dla Waszej mości zabić tego upiora, aby nic nie zagłuszało Królewskiej ciszy. Chciałbym jednego rycerza do pomocy, aby nieść bagaże.
„A może ja bym się przydał? Nie, to nie dla mnie takie gierki.” – myślał król.
- Niech więc będzie jak zechcesz. Ile chcesz towarzyszy? –spytał Louis.
- Wystarczy jeden. –odparł rycerz.
- Dobrze. Niall! Przyjdźże, chłopcze!
Zza drzwi wyjrzał pewien blondyn i podszedł do Harrego i Louisa.
- Witam, królu. Jak mija czas? Jedzenie dobre? Kosztował król..
- STOP! Cisza. Chciałbym abyś przyszedł, ponieważ mam dla ciebie misję. I tak, kosztowałem bigosu. Całkiem niezły.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czas leci. – odchrząkną Harry.
- Yyy, tak, tak – oczywiście. Niall, wraz z dzielnym rycerzem Harrym wyruszasz w podróż, w której celem jest zabicie strasznego zwierzęcia, który zamieszkuje w lesie.
- Ach, królu. Dla króla wszystko!
Nie mówiąc już nic, Harry ukłonił się i odszedł. Niall stał przez chwilę jak słup soli, ale po chwili się otrząsł i pobiegł za Harrym. Król przypatrywał się tej akcji, a gdy znów pozostał powiedział do siebie:
- I jestem sam. Przygoda minęła mi koło no-o-saaa… - mówiąc to ziewnął i zapadł w głęboki sen.
                - Hej, zaczekaj, Ha.. He.. He-Henry! – wołał Niall.
- Harry. Mam na imię Harry. – odparł rycerz.
- Jak wolisz. Jestem Niall.
- Mhm. – Harry mruknął coś pod nosem.
- Z jakiego rodu pochodzisz?
- Słuchaj, to że razem wyruszamy zabić to stworzenie,  nie oznacza, że musimy rozmawiać.
- Sknera… - powiedział cicho Niall, ale Harry to usłyszał.
- Po prostu uważam, że niektóre zdania są zbędne.
I nastała długa cisza. Wcale nie było nudno. Chodzenie po pięknych polach i łąkach sprawiało, że każdy kto tam przechodził poczuł… Poczuł prawdziwy świat.
Nagle droga rozdzieliła się na dwa.
- Chyba teraz mogę się zapytać w którą str…
- Ciii. – powiedział Harry.
- Ale.. – Niall chciał dokończyć, ale Harry zakrył ręką jego usta.
Nagle obydwoje usłyszeli:
- Diffindo! Chłoszczyść! 

4. Imagin Niall " Miłość na wieki. Nawet kiedy dzielą ich miliardy kilomentów " ( By Lensi:3 )

- Mamo!!!!
- Co sie stało córciu!!
-Mamo a jak poznałaś tatusia??? Nigdy mi tego nie opowiadałaś... Chciała bym wiedzieć bo go nigdy nie znałam...- Powiedziała twoja 12 letnia córeczka NIkola.
-Ale wiesz to bardzo długa historia.
-Ja lubię długie Historię.- Ona się uśmiechnęła a ty zaczęłaś myśleć jak to wszystko powiedzieć żeby zrozumiała.
-To było w roku 2013. Twoi dziadkowie się kłócili i chcieli wziąć rozwód. miałam wtedy 17 lat . Postanowiłam wyjść z domu (w Londynie) nie chciałam już ich słuchać kłócili się codziennie. Było zimno wiatr wiał mi prosto w oczy nic nie widziałam. Rozmyślałam  nad tym co się stanie. Szłam parkiem . W pewnym momencie wpadłam na chłopaka o blond włosach i intensywnie niebieskich oczach. Był to jak nie kto inny Niall Horan z One Direction. Byłam jedną z wielu Directioners. Zawsze marzyłam o tym aby ich spotkać aby zrobić zdjęcie, porozmawiać. Nie udawało mi się to po zawsze miałam co innego do zrobienia. Zawsze musiałam siedzieć w domu i się uczyć. Miałam łzy w oczach i zdołałam wydukać tylko
-Przepraszam.- i poszłam dalej a on złapał mnie za rękę i zapytał
-Co się stało?
Nie odpowiedziałam mu a co miałam się spowiadać on był gwiazdą a ja? ja nikim...
Wtedy przerwała ci Nikola z pretensjami
-Nikim? Nie możesz być nikim skoro jesteś moją najwspanialszą mamą na świecie! - od razu zrobiło ci się milej na sercu
- Ale wracając do opowieści.
-Może powiesz mi przynajmniej jak się nazywasz.
- [T.i.]
Nie myślałam o tym że spotkałam Nialla Horana myślałam tylko o tym że rodzice się kłócili. Ich w ogóle nie obchodziły moje marzenia.
On dalej trzymał mnie za rękę i nie puszczał,
-Może pójdziemy na kakao?
Zapytał mnie a ja mu z uśmiechem ale i ze łzami odpowiedziałam dobra.
Poszliśmy na kakao. Miesiąc później zaczęło się coś z nim dziadzi. Nie odpisywał na esemesy nie dzwonił. Nie wiedziałam co się działo z moim najlepszym przyjacielem.
Po następnym miesiącu dostałam jednego esemesa od niego żebym przyszła do parku różanego pod miastem. Ubrałam sukienkę. Było ciepło ale zaczął padać ciepły deszczyk . Moje włosy pod wpływem  wody zawsze zaczynały się kręcić i wiedziałam tylko o tym ja. Wyszłam bez parasolki bo jak to ja to ja zapomniałam ją wziąć z wieszaka i włosy mi się zaczęły kręcić. Szybko pobiegłam do domu wziąć parasol i poszłam do różanego parku. \ Przystałaś mówić na chwilę i zabrałaś córkę na strych. Wyjęłaś stare pudełko i zaczęłaś mówić dalej.
-Zobaczyłam go stojącego pod jakimś drzewem. Ale to co ja miałam podejść do niego. Myślałam. Jednak podeszłam... Nie dokończyłaś
-No dobra już wiesz jak go poznałam więc idź do lekcji.
-Ale mamo.
-Ale co? Już wiesz jak go poznałam
-Ale ja chcę wiedzieć dalej.-Nalegała Nikola.
-No dobrze.-Powiedziałaś a po chwili zaczęłaś dalej
-A więc dalej było tak. Podeszłam do niego mówiąc nieśmiałe Hej. Dalej nie wiedziałam czy to jest przyjaźń czy to coś więcej. A on podszedł do mnie bez słowa i przytulił w tym samym czasie przyczepiając coś na szyjiW tym czasie wyjęłaś z pudełeczka złoty wisiorek z czerwonym rubinowym  serduszkiem i pokazałam go córce.
-Mamo on jest piękny- powiedziała
-Tak wiem. Bo jest  od Nialla. -Uśmiechnęłaś się ale w duszy bardzo cię  bolało wspomnienie o Niallu.
-Mam odpowiadać dalej czy już nie chce ci się słuchać?-Dodałaś
-Opowiadaj-Powiedziała nikola.
-On zawiesił mi wisiorek na szyję a ja powiedziałam.
-Niall On jest piękny.
Rzuciłam mu się na szyję po chwili on mnie pocałował. Opuściłam parasol i najpiękniejsze sny się spełniały.
Ja i on całowaliśmy się w deszczu pod drzewem które akurat kwitło. Czułam się jak bym śniła. Była w niepowtarzalnym się śnie z którego nie mogę wyjść a jak się obudzę to wszystko zniknie i  za jakiś czas zapomnę.
On mnie zapytał czy nie zostanę jego dziewczyną ja oczywiście się zgodziłam bo tylko o tym marzyłam. Marzyłam o tym żeby oderwać się od rodziców i od rzeczywistości. Ale bałam sie że zaraz się obudzę z tego pięknego snu że zaraz przyjdzie ktoś i obudzi mnie do szkoły. Miałam 17 lat i nadal do szkoły chodziłam. Ale nie to nie był sen. Po kilku miesiącach On mi się oświadczył a potem stałam przed nim powtarzając słowa księdza.- Póki śmierć nas nie rozłączy.
Na końcu zaczęliśmy się całować i wszyscy wstali bić brawo. Na weselu było przepięknie były gry i zabawy i dożo muzyki wszyscy się dobrze bawili. Na końcu zrobiło mi sie nie dobrze. Dzień później wymiotowałam. Okazało sie że jestem w ciąży. dziewięć miesięcy potem urodziłaś się ty. A Tydzień po tym coś się stało. NIall zemdlał. Zadzwoniłam po karetkę. Nie mógł przez jakiś czas oddychać. W szpitalu okazało się że ma raka. i nie przeżyje długo. Lekarz dawał mu może 2 tygodnie. Nie mogłam w to uwierzyć. ciebie oddałam pod opiekę Louisa i Liama którzy się z chęcią tobą zaopiekowali. W dzień w dzień było z nim gorzej. w niektóre dni lekarze przychodzili nawet po trzy razy sprawdzać jego stan zdrowia. I ostatniego dnia gdy do niego przyszłam on był podłączony do wielu maszyn leżał prawie bez ruchu i nie równo miernie oddychał w dłoni trzymał list. Dał mi go. Powiedział tylko ze łzami w podpuchniętych oczach "Kocham cię" to były ostatnie jego słowa ale były wypowiedziane z wielkim uczuciem. Słyszałam to po jego ochrypłym głosie. Kochał mnie a ja jego. ale w tym momencie jego intensywnie niebieskie oczy zabłysły ostatni raz i zgasły na wieki. Ja zaczęłam płakać  lekarze przybiegli i wyprowadzili mnie z sali. i wtedy wyciągnęłam list i zaczęłam go czytać- Wtedy ty z pudełeczka wyciągnęłaś ten list i ponownie ze łzami w oczach zaczęłaś go czytać.
                                          [t.i]
Jeśli to czytasz to już mnie na tym świecie nie ma. Chcę tylko powiedzieć ci że zawszę cię kochałem i będę nawet teraz. Pamiętam jak pierwszy raz się spotkaliśmy pamiętam każdy dzień spędzony z tobą. Pamiętasz jak nie odpisywałem na esemesy? Szukałem odpowiedniego prezentu dla ciebie. Nie ma mnie już razem z wami ale kiedyś przyjdzie moment kiedy znowu sie spotkamy tam na górze a na razie wiedz że jestem z tobą zawsze tam, w sercu. Gdy będzie padał deszcz wiec że płacze bo nie moge mieć cię przy sobie. Gdy świeci słońce cieszę się że mogę cię zobaczyć. Gdy usłyszysz szelest liści na drzewie lub liści na Jesień też wiedz że to ja i nie opuszczam cie na krok. Teraz chciał  bym być z tobą i razem z naszą córeczką chciał bym widzieć jak dorasta jak mówi swoje pierwsze słowo jak idzie do przedszkola bawi się zabawkami i zawiera nowe przyjaźnie potem jak idzie do pierwszej  klasy jak dostaje mundurek szkolny i paraduje w nim wesoło po szkole jak później czeka ją mianowanie na ucznia. Jak rok z rokiem więcej wie robi się coraz starsza  potem pisze test 6 klasy potem gimnazjalny maturę i prace magisterską jak znajduje swoją pierwszą miłość jak stoi na ślubnym kobiercu ze swoim wybrankiem. Idzie do pracy odnosi sukcesy.
Nadal nie mogę się pogodzić z tym że nie będę mógł jej w tym pomóc. Widać los mi takiej szansy nie dał niestety
Kocham was obie wasz Niall <3
Nikola płakała razem z tobą czułaś taka pustkę w sercu.I wtedy pomyślałaś że możesz coś zrobić
-Wiesz córciu jeżeli będziesz o to dbała i nie zgubisz to to dostaniesz-wręczyłaś jej wisiorek do ręki.-Niech ci przypomina o Twoim tacie i o mnie jak odejdę. Niall na pewno by chciał żebyś ty też go nosiła. Od dziś należy do ciebie. - Nikola rzuciła ci się na szyje z podziękowaniami i w tedy przypomniało ci się  że ty tak samo zrobiłaś kiedy podarował ci ją Niall. Ona miała taki sam odcień oczu jak on. Intensywnie niebieski. Wtedy obie poczułyście lekki powiew wiatru.
Niall to wszystko słyszał i widział płakał bo ty go nie widziałaś. Chciał być z wami ale nie mógł i wtedy Nikola powiedziała
-Czułaś ten wiaterek mamo? Czuje że tata to wszystko słyszał i wie że przyszywasz i że to widzi. I chce być z nami.
-Tak Nikola masz rację on zawsze jest i będzie z nami. Do końca. A on nadal tam stał i słuchał co się dzieje. Lekko musną swoją przeźroczystą dłonią po twoim policzku. Ty poczułaś znowu lekki wiaterek. Chociaż on siebie widział przeźroczyście to jego oczy nie zmieniły barwy i były tak samo magiczne jak były na początku... On cie kochał ty jego i te słowa dopóki  śmierć was nie rozłączy... Może jeszcze dłużej???? On zawsze powtarzał że miłość jest wieczna i że trzeba tylko w to wierzyć. i tak się stało. Miłość wygrała i nigdy się nie skończy. Bo gdy się o czymś marzy nie rezygnuje się z tego tak jak ty nie możesz zrezygnować z tego co kochasz bo i tak do końca życia o tym nie zapomnisz...
---------------------------------------------------------------------------------------------------
WITAM witam witam !!
hmmmmm i Jak się podoba ??? Powiem szczerze że namęczyłam się przy tum imaginu ale było warto.( Wygrałam nim konkurs ♥)
A Wam się podoba ??? Prosze powiedzcie co o nim sądzicie. Czytasz - koment.  Im więcej Komentarzy tym większa motywacja ♥ ( Lensi:3)

Miłość Rani, część 2 (Nutelaria)

Następnego ranka, gdy się obudziłam Liama już nie było... Na początku... Czułam się dziwnie. Chciało mi się płakać, ale miałam przed sobą nowy dzień. Musiałam wstawać. Dochodziła już 6. Gdy ubrałam kapcie-misie i założyłam szlafrok zauważyłam karteczkę na półce:
"Hej kochana.
Mam nadzieję, że się wyspałaś. Przepraszam, że tak szybko wyszedłem, ale musiałem iść z chłopakami do studia. Nie mów nic Harremu! ;) Więcej opowiem Ci, jak przyjdę.
Buziaczki, Liam ?"
Od razu się uśmiechnęłam. Znowu miałam chęć do życia. Ubrałam sukienkę, poczesałam się, umyłam zęby. Jedyna rzecz, o której myślałam, to... czemu nic nie mogę powiedzieć nic Harremu? Myślałam, że są przyjaciółmi i nic nie chowają przed sobą. Zeszłam na dół. W salonie pusto, więc poszłam do kuchni. Tam też pusto. Na stole leżały moje ulubione pisemka. Pomyślałam, że zrobię sobię kawę. Popijając ją i czytając gazetę nagle do kuchni wszedł Harry.
- A jednak ktoś w tym domu jest! - zawołał śmiejąc się.
- Cześć - powiedziałam.
- Hejka - uśmiechnął się. - Gdzie wszystkich wywiało?
Przypomniałam sobie o liście. Nie mogłam nic mówić.
- Em... Nie wiem poszli gdzieś...
Mówiąc to zaczerwieniłam się.
- Ty też masz przede mną jakieś tajemnice? - powiedział bardziej poważnie.
- Nie... Ale... Jak to ja "TEŻ"?
- Po prostu... Czuję, że chłopaki coś ostatnio ukrywają przede mną. Źle się z tym czuję. Nawet Lou nie chce mi nic powiedzieć. Gdy się ich o coś pytam odpowiadają, że nic się nie dzieje. Jednak ja myślę co innego. Jakiś czas temu, może tydzień wszedłem do salonu. Byli tu wszysy. Jak wszedłem to nagle zamilki i się na mnie patrzyli...
- Nie wiedziałam... Na prawdę.
- Rozumiem, ale... Proszę chociaż TY mów mi prawdę, ok?
- Jasne. Bo wiesz... Chłopaki gdzieś poszli, sama nie wiem gdzie... Ale może przejdziemy się na spacer?
- Czemu nie? - Twarz Harrego znowu zaczęła się rozjaśniać. - Znam świetne miejsca.
Jakiś czas później, gdy byliśmy już odpowiednio ubrani (była wiosna, rankiem było jeszcze chłodno) Harry był bardzo jakiś... szczęśliwy?
- No, to prowadź.
- Więc na początek pójdziemy drogą leśną, bardzo ciche i spokojne miejsce, później przejdziemy przez takie pola, a tam są sarny i wcale się nie boją. Spokojnie możne do nich podjeść. Potem zabiorę cię w moje ulubione miejsce - Harry się zatrzymał - ale to niespodzianka.
Zauważyłam, że gdy to mówił był bardzo podekscytowany... Jednak miał rację - to były piękne okolice. Całkiem fajnie się z nim gadało. Nie zachowywał się jak jakaś "gwiazdunia". Był sobą.
- Bardzo mi się podobało, a tobie? - zapytał.
- Oczywiście! Ale czekaj... Co z tą niespodzianką?
- Wiesz... Dzisiaj nie dam rady cię tam zaprowadzić, ale obiecuję, że następnym razem tam pójdziemy.
"Następnym razem"? Nie wiedziałam o co chodziło Harremu. On chce więcej takich spacerów? Jednak gdy się zorientowałam, o co mu chodzi przybliżył się do mnie... Chciał zacząć całować... CHCIAŁ.
- [t.w]?! Harry?! Co wy robicie?! - zawołał Liam, wybiegając z samochodu.

Miłość Rani, część 1 (Nutelaria)

Miłość Rani
część 1.

Zaledwie godzina dzieli mnie między wolnym czasem! Nareszcie koniec szkoły! Wreszcie doczekałam się wakacji. Już nie muszę odrabiać zadań, czy słuchać pani Smith. No, i oczywiście brak kozy. Niestety, zawsze jest jakieś "ale". Każdy z klasy gdzieś wyjeżdża albo sam, albo z rodziną. Jednak ja nie mam rodziców... Mama zmarła gdy miałam 2 latka, a tata... Tata jak zawsze jest zajęty "aktorowaniem". Nigdy nie miał dla mnie czasu. Mam też młodszą siostrę Olivkę, jej tata poświęca więcej czasu. Nie jestem zła ani zazdrosna, kocham ich obydwu. Po prostu... Ciągły brak czasu. 

Nareszcie zadzwonił dzwonek. Wszyscy się ze sobą pożegnali i wybiegli ze szkoły. Każdy do swoich rodziców... Ja zostałam sama. Ale nagle coś usłyszałam.
- [t.i.]! Halo tutaj! - ktoś wołał.
Myślałam, że to nie po mnie, ale ja zostałam sama, każdy już poszedł, więc...
- LOU?! Co ty tu robisz?
- Cześć siostrzyczko! - Podbiegł do mnie i przytulił mocno. Nie chciał puścić.
- Udusisz mnie! - Zawołałam. 
- Tak dawno cię nie widziałem... To było jakieś...
- Jakieś 7 lat temu.
- Dokładnie. 
- Ale... Co teraz niby zrobimy? - Zapytałam.
- Zabieram cię ze sobą. Do Londynu.
- Zwariowałeś?!
- Też cię kocham siostrzyczko! - Powiedział, i niewiadomo jakim cudem znalazłam się już w jego samochodzie. Pojechaliśmy na lotnisko.
- Poważnie? - Zapytałam.
- Poważnie. Zobaczysz, będzie super! Mam już dla ciebie pokój, ubrania...
- Skąd wiesz jaki lubię styl i jaki mam rozmiar?
- Dobra, pojedziemy potem do sklepu.
Po kilku godzinach lotu wreszcie dolecieliśmy! Londyn! Cudowne miejsce...
- Tadaaa! I jak ci się podoba? Już nie mogę się doczekać jak poznasz Liama, Zayna, Nialla i Harrego...
- CO? - Krzyknęłam tak głośno, że ludzie się popatrzeli. 
- Spokojnie! Ludzie się gapią. To są bardzo... Bardzo normalni i... dobrzy ... dobre człowieki.
- Główka cię boli braciszku?
I wreszcie dotarliśmy do wielkiej willi z basenem. Byłam w ogromnym szoku.
- OMG. I ja tutaj spędzę całe wakacje! - Ucieszyłam się.
- Haha... Tak całe wakacje a może i więcej - zostajesz na zawsze, bejbe. 
- To się robi coraz bardziej dziwne, a za razem ciekawe, wiesz?
- Zapraszam do środka! - I w tym momencie mój braciszek otworzył drzwi. W salonie zobaczyłam ogromny telewizor, piękne kwiaty, meble, kanapa... Ale zaraz zaraz - na tej kanapie siedzi Niall, Harry i Zayn! OMG! Powiedzieć "cześć", "hej"? Jak się zachować? Przecież to... to ONE DIRECTION.
- Siemka - rzuciłam.
- U la, la - Lou, cóż do za piękność? - Zaśmiał się Harry.
- Mam nadzieję, że potrafisz gotować, a tak ogólnie to cześć - Powiedział Niall.
- Zawsze można zrobić kanapki. - Odpowiedziałam.
- Coś nie przekonujesz - powiedział Niall.
- Umiem też robić bigos.
- Cześć, bejbe! - Zaśmiał się Niall.
Zaśmialiśmy się wszysycy. Jednak kogoś mi brakowało... Lou wskazał mi drogę, gdzie jest mój pokój. Gdy wchodziłam po schodach "uderzyłam" w ... Tą osobę którą mi brakowało w salonie. 
- Ooo, cześć. - Uśmiechnął się Liam.
- Hej. - Odwzajemniłam uśmiech.
- Czyżby piękna sostra Lou do nas zawitała?
- Bez przesady. Jestem [t.i.].
- A ja jestem Liam.
- Na prawdę? Nie wiedziałam! - Zaśmialiśmy się. 
Liam zaprowadził mnie do pokoju. Zanim się z nim oswoiłam, był już wieczór. To był na serio ogromny pokój! Lou się postarał. Po kolacji postanowiłam wyjść na balkon, który też należał do mojego pokoju. Gdy tak stałam i patrzyłam w niebo, usłyszałam głos Liama. Okazało się, że mamy balkony obok siebie.
- To będziemy się bardzo często widzieć. - Powiedziałam.
- Tak... To moje ulubione miejsce, żeby trochę pomyśleć.
- Nad czym?
- Nad wszystkim. - Powiedział poważnie Liam.
I tak zaczęła się nasza rozmowa. Po jakieś godzinie powiedziałam:
- Wiesz, super mi się z tobą gada i wgl. ale chyba już pójdę spać.
- Będę tęsknić, ale jakoś dam radę. - Uśmiechnął się do mnie.
Gdy przebrałam się do piżamy, którą przygotował mi Lou (tak, okazało się, że zna mój rozmiar), roczesałam włosy i pościeliłam łóżko, ktoś zapukał do moich drzwi. Otworzyłam.
- Wiesz... Chyba jednam będę tęsknić. I to bardzo. - Powiedział Liam.
Chciałam coś powiedzieć, jednak nie dał mi dojść do słowa. Popatrzyliśmy sobie w oczy... Liam zamknął za sobą drzwi i delikatnie zaczął mnie całować...
- Kocham cię. - Powiedział.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałam.

środa, 10 lipca 2013

3. Jeden moment a może zniszczyć twoje marzenia ♥ ( Lensi :3 )

Jest piękny poranek są twoje urodziny. Wieczorem przyjechał twoj chszesny i dał ci małe pudełeczko. Otworzyłaś a tam... Bilet Vip na koncert 1D. Bardzo się ucieszyłaś. Wujek powiedział że koncert jest za dwa dni. Nie mnogłaś się doczekać. Twoje marzenie miało się spełnić już za dwa dni. nie dość ze zobaczysz ich na scenie to jeszcze poznasz!  Następnego dnie wstałaś i zaczęłaś myśleć co ubierzesz na tak ważny dzień. Postanowiłaś ubrać się w swoją ulubioną lużną białą bluzkę wiązaną na szyj i ktutkie jeansowe spodenki. postanowiłaś tak że że natręcisz włosy. Na szczęcie koncert był w twojim mieście. Wcześniej chiałaś iść ale wykupili bilety. Nie mogłaś zasnąć ale wkońcu zasnęłąś.  Sniło ci się że chłopcy zaprosili cię na scenę i dedykowali ci piosenkę. dedykowali ci Little Things. I wkońcu się obudziłaś. Już wiedziałaś  dlaczego w śnie słuszałaś ich poisenki. Zasnęłaś za słuchawkami w uszach. Naszykowałaś się i poszłaś na koncert stałaś w środkowym żedzie. Nie wierzyłaś że twoje marzenie się zaraz spełni. chłopcy wyszli na scene. Nadszedł czas na piosenkę Little things.
*włącz to  http://www.youtube.com/watch?v=7lH9HqiZjH4 *

W tym momencie zauważyłaś że jakiemuś psychopacie udało się przemycić broń na koncert. Wkładał naboje i zaczynał celować w strone sceny. Krzyczałaś i zaczęłaś płakać. Ale nikt cię nie słyszał. przecież chłopcy śpiewali a  fani bardzo krzyczeli. Płakałaś. Nagle. Facet nacisną spust. Kula leci w stronę Nialla. Po chwili trafia w niego. Prosto w jego serce. Cała sala zamilkła. Ale nie stanęło na tym celował i trafiał we wszystkich. Pięciu celebrytów leżało martwych na scenie. Facet patrząc na ciebie rozpłakaną przystawił sobie broń do głowy i uśmiechając się pomachał ci i strzelił sobie w głowę. Wtedy zrozumiałaś. Jedna chwila jeden moment może zniszczyć wszystkie twoje marzenia. Jeden moment zabił to co było dla ciebie ważne.  Pięc najważniejszych osób w twoim życiu leżało martwych na scenie. Pięć chłopców którzy nauczyli cię że każda jest piękna i że trzeba wierzyć że marzenia się spełniają. Twoje marzenie miało się już nigdy nie spełnić. Nigdy miałaś nie poznać swoich pięciu idoli. Na twoich oczach umierali jeden po drugim. Najpierw odszedł Niall. Potem Zayn, Następnie Harry i Liam a na końcu życie stracił Louis. " Jeden moment jedna chwila a może wszystko zniszczyć..."
--------------------------------------------------------------------------------
Sorry że dodałam takiego smenta ale tylko to miałam pod ręką :3
Komentujcie ( Lensi :3)

2. Imagin z Haroldem ( Lensi:3 )

Imagin o Harrym

Jesteś wysoką szczupłą blondynką. Masz 17 lat za cztery dni są twoje 18 urodziny. Idziesz powoli lasem. Widzisz idącego naprzeciwko chłopaka o zielonych oczach i lokach. Miał kaptur jednak widziałaś jego włosy i twarz. Nucił coś pod nosem i miał mp4 w ręku. Było zimno więc miał na sobie płaszcz. Patrzył prosto na ciebie. Podszedł do ciebie i powiedział
- Jestem Harry...Harry Styles z One direction
Nie mogłaś się wysłowić. Kochałaś One Direction a najbardziej Harrego. Nie mogłaś uwierzyć, że spotykasz swojego idola
-Ja...yy...Jestem... yyy...[t.i.].
Harry opowiedział ci wszystko o sobie a na końcu powiedział
-[t.i] Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Nie znam cię jeszcze dobrze ale wiem jesteś ta jedyną. Zamilkł a ty nie wiedziałaś co powiedzieć. Zarumieniłaś się. Zrobiło ci się zimno chodziarz miałaś grubą bluzę. Harry dał ci swój płaszcz a ty spytałaś
-Nie będzie ci zimno???
Miał na sobie tylko sweterek, który był bardzo cieniutki.
-Nie.
Mijały miesiące. byłaś dziewczyną Harrego Pewnego dnia wstałaś zobaczyłaś na stole list.
Droga [t.i.]
Wiem, że to może sprawić ci przykrość ale już nie możemy być razem.
Musiałem wracać do Londynu. Nagrywamy nową płytę. Wiem że nic nie piszą zraniłbym cię jeszcze bardziej. Mam nadzieję że mi wybaczysz że tak bez słowa. Wiem. Możemy się już nie zobaczyć przez to że na pewno wyruszymy w nową trasę koncertową a potem się zobaczy. Ja nigdy o tobie nie zapomnę i mam nadzieję że ty też. Kocham cię z całego serca. Chcę żebyś wiedziała że na zawsze zostaniesz w moim sercu i nigdy przenigdy o tobie nie zapomnę. przyrzekam. Chcę jeszcze dopowiedzieć że ty na pewno jeszcze mnie zobaczysz w telewizji a ja ciebie już nigdy mogę nie zobaczyć.


Kocham na wieki twój Harry.

Siedziałaś i płakałaś. Nie mogłaś w to uwierzyć. Z każdym tygodniem było coraz gorzej widziałaś w telewizji załamanego Harrego. Mijały lata. Zapomniałaś o Harrym. Pewnego dnia napisał do ciebie Harry Ze chce się spotkać ale ty odmówiłaś mówiąc że nic do niego już nie czujesz. Chłopak się załamał. przyjechał pod twoje drzwi z wielkim bukietem kwiatów. pięknych czerwonych róż.Nie wpuściłaś go. Po tym co ci zrobił. Twoim zdaniem było już za późno. Kilka dni po tym zdarzeniu dzwoni do ciebie jakiś nieznany numer.
-Hallo czy mogę rozmawiać z [t.i.] [t.n.]
- Tak to ja a kto mówi?
-Niall Horan. Musisz szybko przyjechać. Harry... Chłopak płakał nie był w stanie dokończyć.
-Nie wiem co się stało ale już jadę.
Przeleciałaś z Polski do Londynu. Pukasz do drzwi otwiera ci zapłakany Liam. Pytasz
-Moge wejść?
-Tak zapraszam .
Niall wstał i powiedział.
-lepiej usiąć
usiadłaś
-Harry... Nie żyje. Dziś w nocy popełnił samobójstwo.
Rozpłakałaś się.
-Zostawił list dla ciebie powiedział
Odpakowałaś i zaczęłaś czytać na głos
Kochana [t.i.]
Zrobiłem to dlatego że ja cię kochałem z całego serca. Ja wyjechałem ty przestałaś mnie kochać a ja nadal cię kochałem. tak jak napisałem w pierwszym liście "w moim sercu na wieki"
Zawsze pozostaniesz. Mam nadzieję że kiedyś sie spotkamy tam na górze w niebie i ponownie się we mnie zakochasz. W moim pokoju w szufladzie znajduje się coś twojego. W małym błyszczącym pudełeczku. Chciałem ci to dać już wtedy kiedy chciałem sie spotkać.
Kocham cię Twój Harry i nigdy nie przestanę.

Poszłaś do jego pokoju otworzyłaś szuflade. Otworzyłaś pudełeczko na pudełeczku widzniał napis dla [t.i.] Harry
Spojrzałeś był tam piękny pierścionek z niebieskim oczkiem. dalej na karteczce. Perła jest koloru twoich oczu. Chciałem zpytać czy za mnie wyjdziesz??? wiem juz nie odwruce tego co zrobiłem ale może w następnym życiu..
. Płakałaś. Harry chciał ci się oświadczyć a ty nie wiedziałaś. To ci uświadomiło że nadal Harrego kochałaś...
-------------------------------------------------------------------------------
Dodam jeszcze imaginy jeśli będą 2 komy :3   ( Lensi:3)

1. Imagin z Niallem ♥ ( Lensi :3 )

Imagin o Niallu

Masz 19 lat. Twoje włosy są koloru ciemnego blondu takie prawie brązowe. Jesteś bardzo utalentowaną dziewczyną. Bardzo ładnie śpiewasz i rysujesz.
Pewnego dnia weszłaś na strych zobaczyłaś małe pudełko z napisem "[T.i.] i Niall.
Imie Niall kojarzyło ci się z członkiem zespołu One Direction. Było to dziwne. Otworzyłaś pudełko i zobaczyłaś swoje stare zdjęcia w wieku może 2-3 lat z tak samo małym chłopczykiem który miał kolor włosów brązowy. Miał on także intensywnie niebieskie oczy i lekko odstające uszy. Jednym słowem był słodki. Było jeszcze jedno zdjęcie tak może w wieku 4 lat ale tylko jedno. Zamknęłaś pudełko i zastanawiałaś się kto to może być
W tym samym czasie. Niall Horan.
Ktoś dzwoni na mój prywatny numer. Zdziwiłem się.
-Hallo kto mówi?
-Mama [T.i.]
- Aha . już pamiętam.
- Zbliżają się jej urodziny może byś wpadł. Ona jest także wielką twoją fanką tylko że...
-Tylko że co ??
-Nie pamięta nic ze swojego dzieciństwa. W wieku 6 lat miałyśmy wypadek samochodowy Nie pamięta ciebie i tego że mieszkałyśmy w Irlandi.
Mama [T.i.] Rozpłakała się słyszałem to w jaj głosie. Mówiła bardzo cicho. Zrobiło mi się ciężko na sercu. Moja najlepsza koleżanka z dzieciństwa mnie nie pamięta. Smutno mi było
-Dobrze przyjadę... Mówi pani że jest fanką One Direction??
-Tak... ? Kobieta od razu się rozchmurzyła
-A kiedy to bo nie pamiętam??? Powiedziałem tak dla żartów.
-31...Nie dałem jej dokończyć
-31 lipca. Tak żartowałem przecież pamiętam. hahaha zacząłem się śmiać.

Oczami [T.i.]
słyszałam że mama rozmawiała z kimś przez telefon a jak skończyła przyszła na strych szybko zamknęłam pudełko i od łożyłam na miejsce.
-[T.i.] co ty tu robisz??
-Nie wiem tak lubie sobie tu posiedzieć.
-Naprawdę?
-Szczerze to nie, przyszłam poszukać mojego zeszytu z podpisami znajomych z podstawówki. o ty leży wskazałaś na zeszyt leżący na półce. wzięłaś go zanim mama wyszła i poszłaś do swojego pokoju. Zdjęłaś gitarę z wieszaka umieszczonego na ścianie przy łóżku i zaczęłaś ćwiczyć. Kochałaś grać na gitarze. Zainspirował cię do tego Niall Horan z 1D. Spojrzałaś na kalendarz 20 lipca za 11 dni twoje urodziny. Cieszyłaś się z tego ponieważ na twoje urodziny miała przyjechać twoja Bff {I.t.bff.]. Miała przejechać 300 km żeby ciebie zobaczyć złożyć życzenia i pojechać było to słodkie z jej strony.
-Nagle zadzwonił telefon
-Hej[t.i.] to ja[I.T.bff.] moge przyjechać dzień wcześniej. Mogła bym u ciebie przenocować bo długa droga a jak bym wyjechała w ten sam dzień dojechała bym o 20 .
-Od a mniej więcej o której byś była??
-o 17 30 mniej więcej.
-O to fajnie.

Oczami Nialla kilka dni później ( 29. 07. 13r)
Wszedłem do sklepu. Nie wiedziałem co jej dać. W końcu nie widzieliśmy się od bardzo wielu lat.
Pomyślałem że może jaką sukienkę. Zauważyłem ładną białą sukienkę przed kolanko była ona obszyta małymi kryształkami swarowskieo a w pasie miała fioletowy pasek z kokardką na boku. kokardka miała jaki s szmaragd. Nie patrzyłem na cene tylko od razu poszedłem do kasy.
Znowu usłyszałem telefon.
-Halo
-Halo kto mówi
- mówi [i.t.bff] czy mogę rozmawiać z Niallem ??
-To ja.
- mama [T.i.] powiedziała że kupujesz sukienkę, ja może kupiła bym buty. Jak kupisz wyślij zdjęcie.
-Dobra bo już mam zaraz wyślę.
-Ok ja wyślę zdjęcie butów jak kupie
-pa
-pa
Pamiętałem[I.t.bff.] była to najlepsza koleżanka [T.i.]. Widać ona mnie pamiętała. To mnie cieszyło.
Oczami [i.t.bff.]
Dostałam zdjęcie sukienki kupionej przez Nialla. Odebrałam wiadomość i pomyślałam Omg ale sukienka przepiękna. Weszłam do sklepu z butami. Od razu wpadły mi w oko pasujące do sukienki buty. Białe na 5 cm obcasie. Duł miały wyszyte kryształkami swarowskiego i fioletową kokardkę.
*kilka dni później twoimi oczami*
czekałaś na swoją bff w domu. Następny dzień. przegadałyście całą noc. Ona się dziwnie zachowywała i nie chciała pokazać prezentu. powiedziała ze dostanie coś do kompletu od swojego starego znajomego ale nic więcej.
zaczęła się cała impreza . I wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłaś otworzyć. Przed tobą staną Niall Horan we własnej osobie. Zaczęła ci wszystko świtać zaczęłaś sobie przypominać ten słodziutki chłopczyk na zdjęciu z tobą to był ten Niall Horan z 1D. ten który był twoim najlepszym przyjacielem w dzieciństwie. Podszedł do ciebie i przytulił.
-cześć młoda. dawno się nie widzieliśmy.
-Cześć Niall
dalej stałaś jak wryta i Nie mogłaś uwierzyć że twoim przyjacielem w dzieciństwie był Niall. Podbiegła do ciebie twoje bff i powiedziała do Nialla
-Wreszcie jesteś myślałam że będę musiała dać ten prezent bez ciebie. Odpakowałaś prezenty. Była to prześliczna sukienka do pary butami.
Po zabawie podszedł do ciebie Niall i zapytał
-Będziesz moją dziewczyną?? Wiem jest jaszcze troche za wcześnie ale wieże że się uda.
-Oczywiście Niall. przytuliłaś go mocno.
Kilka dni później umówiłaś się z Niallem
ubrałaś się w swoją sukienke i buty.
-Wyglądasz prześlicznie. Rozmawialiście tak poszłaś do domu.
2 lata później jesteście szczęśliwym małżeństwem i właśnie dowiedziałaś się że jesteś w ciąży
-Niall jestem w ciąży
Płakałaś
-Ciesze się skarbie
9 miesięcy urodziłaś zdrowego synkai nazwaliście go Nikodem.
I żyliście długo i szczęśliwie do końca swoich dni. Niall oczywiście dalej śpiewał
------------------------------------------------------------------------------------------
To jest jeden z pierwszych imaginów napisanych prze ze mnie więc....
Nie paczajcie na błędy :3  ( Lensi :3)